Usatysfakcjonowany
sytuacją kadrową zespołu mogłem skupić się na tym, co
najważniejsze, czyli odpowiednim przygotowaniu moich piłkarzy do
trudów sezonu. W tym celu zaleciłem bardzo intensywne treningi
kondycyjne i oczywiście rozegrałem kilka meczów towarzyskich. Jako
że było to moje pierwsze przetarcie w nowym zespole, więc
musiałem w sparingach poeksperymentować. Szukałem odpowiedniej
formacji, orientowałem się którzy zawodnicy potrafią ze sobą
współpracować itd. Wyniki sparingów są widoczne poniżej. Nie są
rewelacyjne, ale przecież w sparingach nie chodzi o zwycięstwo,
tylko o nauczenie piłkarzy konkretnego schematu gry, który będzie
wykorzystywany w trakcie długiego sezonu. A to moim zdaniem się
udało.
W ostatnich sparingach dało się zauważyć coraz śmielsze przebłyski dobrej gry. Najwięcej było jej przy grze w formacji 4-4-2, i to właśnie w tym ustawieniu zdecydowałem się rozpocząć sezon. Personalnie optymalna pierwsza jedenastka prezentuje się następująco:
Wiem
jednak, że bardzo rzadko będę wystawiał dokładnie taki skład,
gdyż jestem wielkim zwolennikiem rotacji i zdaję sobie sprawę, że
żaden piłkarz nie wytrzyma grania 3 razy w tygodniu, a to bardzo
często zdarza się w angielskich niższych ligach.
Po
meczach towarzyskich przyszedł czas na uroczysty start sezonu w
Championship. Patrzę na kalendarz na sierpień i czuję,
że tradycyjny uśmiech znika z mojej twarzy. Zostałem bowiem
uraczony takim początkiem sezonu, którego zapewne nie ułożyłbym
nawet w koszmarze. W pierwszych pięciu kolejkach zmierzę się z
czterema poważnymi pretendentami do awansu (Norwich, Fulham,
Cardiff, Blackburn) i dodatkowo zawsze groźnym beniaminkiem z
Rotherdam. Dramatycznie się to ułożyło, jak na początek pracy z
klubem, gdzie nie wiem, na co mogę liczyć ze strony moich
podopiecznych. Cóż, stało się i trzeba postarać się
przeciwstawić faworytom. Na pierwszy ogień Norwich.
Sky Bet Championship
I kolejka
Wolverhampton - Norwich
Kanarki
to ubiegłoroczny spadkowicz z BPL, któremu dzięki dobrze
funkcjonującym finansom udało się zatrzymać niemal wszystkich
ważnych zawodników. To zwiastowało raczej jednostronny pojedynek,
niekoniecznie na korzyść Wolverhampton. Był to jednak domowy mecz,
więc nie zamierzałem ograniczyć się do defensywy, tylko
poleciłem Wilkom szturmowy atak od pierwszego gwizdka sędziego,
mając nadzieję, że uda się zaskoczyć Norwich. I tak faktycznie
się stało. Przez pierwsze 30 minut Kanarki praktycznie nie
opuszczały własnej połowy, modląc się o czyste konto. Zaczynam
podejrzewać, że mają jakieś względy na Górze, gdyż piłka mimo
naszych usilnych prób nie chciała wpaść do bramki Norwich.
Stuprocentowe sytuacje zmarnowali bowiem Sako, Afobe i Henry. Po 30
minutach Norwich opuściło wreszcie swoją połowę. Kanarki niestety już chwilę później pokazały dlaczego są głównym faworytem do awansu. Tettey idealnie przerzucił piłkę na 40 metrów do czekającego na lewym skrzydle Redmonda. Młody Anglik perfekcyjnie przyjął piłkę, minął na zamach Sidibe i na pełnej szybkości wpadł w pole karne i uderzył na dalszy słupek. Trafił idealnie. Niestety... Po przerwie obraz gry wyglądał podobnie, jak przez większą część pierwszej połowy. Znów to Wolverhampton miał optyczną przewagę, ale co z tego, skoro wszystkie nasze ataki były rozbijane na 30 metrze od bramki Kanarków? Bramka Norwich była jak zaczarowana. Jestem zadowolony z moich piłkarzy, mimo tego, że nie zdołali odwrócić losów meczu i ulegli Norwich 0-1. Cieszę się, że potrafiliśmy zdominować tak groźnego rywala. Wielka szkoda, że nie przekuło się to na wynik i mecz wygrało Norwich, które oddało w całym spotkaniu 1 celny strzał... Cóż, pierwsze koty za płoty.
Angielskie piekiełko daje o sobie znać już na samym początku sezonu. Ledwie 40 godzin trwała bowiem przerwa od zakończenia spotkania z Norwich do rozpoczęcia kolejnego starcia. A był to mecz:
Capital One Cup
I runda
Wolverhampton - Dag & Red
W
tym meczu podstawowi zawodnicy z inauguracyjnego starcia po prostu
musieli odpocząć. Dublerzy wykorzystali swoją szansę jako tako.
Dag & Red to czwartoligowy średniak, więc oczekiwałem
absolutnej dominacji mojego zespołu. Czegoś takiego tymczasem
niemal w ogóle nie było. Dagenham narzuciło twardy,
bezkompromisowy styl gry, z którym moi podopieczni za nic nie mogli
sobie poradzić. Na szczęście kilka ostrzejszych słów w przerwie
przywróciło Wilkom myślenie. Od początku drugiej połowy moi
piłkarze zaczęli szukać kombinacyjnej, technicznej wymiany piłki,
co szybko poskutkowało. Już w 54. minucie składną klepkę
wykończył Nouha Dicko. Po bramce styl gry wrócił do normy z
pierwszej połowy. Całe szczęście Dagenham kompletnie nie miało
koncepcji na atak, więc aż do 90 minuty gra toczyła się w środku
pola. W doliczonym czasie poleciłem moim piłkarzom zaatakować,
korzystając z maksymy, mówiącej, że najlepszą obroną jest atak.
Ta sentencja znów się sprawdziła. Nie dość, że Dagenham nie
potrafiło wydostać się z własnej połowy, to jeszcze udało nam
się upiększyć wynik. W polu karnym powalony został Doyle i sam
poszkodowany podwoił rozmiary zwycięstwa z 11 metrów.
Triumf
2-0 nie jest jakimś fantastycznym wynikiem, ale liczy się przede
wszystkim sam fakt zwycięstwa i wywalczenie promocji do drugiej
rundy.
Następnego
dnia odbyło się losowanie, które miało przydzielić mi rywala w
drugiej rundzie Capital One Cup. Patrzę na listę moich
potencjalnych rywali i stwierdzam, że nie jest źle. W zbiorze tym
znalazło się kilka drużyn czwartoligowych, bardzo dużo zespołów
z Championship i League One oraz kilku przedstawicieli Premier
League. Głównym celem tego losowania było uniknięcie wylosowania
drużyny z BPL. Fortuna ma jednak najwyraźniej wyjątkową chęć,
by przetestować siłę Wolves, gdyż przydzieliła mi West Bromwich,
czyli niezły zespół z angielskiej ekstraklasy. Oczywiście Wolves
nigdy się nie poddają, jednak naprawdę w ciemnych barwach widzę
nasze szanse na awans do trzeciej rundy. Może jednak zdarzy się cud
i siły nadprzyrodzone oddadzą to, co zabrały w meczu z Norwich.
Przekonamy
się jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz