Dzisiejszy
wpis podsumowujący będzie ostatnim akordem kończącego się sezonu
2014/15. Od jutra tematem przewodnim staną się przygotowania do
wcale nieodległego startu rozgrywek 2015/16, w których,
przypominam, Wolverhampton będzie beniaminkiem BPL. Nie uprzedzajmy
jednak faktów i rozpocznijmy podsumowanie pierwszej z dwóch
opisywanych dziś lig. A jest to Serie A. Włoska Ekstraklasa również
nie ustrzegła się różnic w porównaniu z rzeczywistością,
jednak odnoszę wrażenie, że jest ich stosunkowo mało. Na szczycie
oczywiście usadowił się Juventus. Muszę przyznać, że nie podoba
mi się trend, w jakim zmierza właśnie Serie A oraz Bundesliga. Mam
tutaj na myśli fakt, że w tych ligach mistrz jest tak naprawdę
znany jeszcze przed startem sezonu, tak silne są odpowiednio
Juventus i Bayern. Nie muszę chyba dodawać, że tak wielka
dominacja jednego zespołu nie wpływa korzystnie na ilość emocji.
Jeśli powiedziałem wczoraj, że Ajax wyraźnie zdystansował PSV to
naprawdę nie wiem, jak nazwać to, co z konkurencją zrobił
Juventus. Już w rzeczywistości Stara Dama odjechała rywalom na
około 15 punktów, co jest gigantyczną różnicą, ale w FMie ta
przewaga wynosi niemal 25 oczek... Kosmos... Tylko, gdzie tu
zapierająca dech w piersiach rywalizacja o mistrzostwo do ostatniej
kolejki? Ale jak się nie ma, co się lubi... To trzeba się
zadowolić walką o wicemistrzostwo. Właśnie tutaj pojawia się
jedyna naprawdę dużych rozmiarów asymetria z rzeczywistością.
Batalię o bezpośredni udział w Lidze Mistrzów wygrał bowiem
Milan. Rossoneri przeżywają obecnie największy kryzys od wielu
lat, i kto wie, czy zdołają wejść do dziesiątki. Jak to w ogóle
brzmi - Milan walczący o miejsce w Top 10... Tak wygląda jednak
obecna rzeczywistość. O uniknięcie depresji wśród fanów
Rossonerich stara się zadbać Football Manager, który pozwala
przypomnieć chwile chwały ukochanego zespołu, choć prawdę mówiąc
nie bardzo ma ku temu podstawy. Obecna kadra Milanu to potencjał na
miejsce 5-7, więc wicemistrzostwo to duża sensacja. Większa nawet
od faktu, że na trzecim miejscu znalazła się Sampdoria. Zespół z
Genui jest bardzo mądrze zarządzany i posiada bardzo dobrą
szkółkę, która zwiastuje obiecującą przyszłość. W
rzeczywistości Sampa zagrała świetną jesień, jednak przez słabą
wiosnę wypadła poza Top 5. Champions League wydaje się jednak być
ich przeznaczeniem, które uważam, że spotkają najpóźniej za 3
lata. Football Manager po raz kolejny przyspieszył więc to, co
nieuniknione. Kolejne miejsca należą do klubów z Wiecznego Miasta.
Udało się przewidzieć, że Lazio i Roma będą sąsiadować ze
sobą w tabeli, jednak nieco nie doceniono ich możliwości. W
przypadku Biancocelesti nie jest to jednak żadna ujma w stronę FMa,
gdyż nikt tak naprawdę nie spodziewał się, że Lazio może
skończyć sezon na podium, czego jest bardzo blisko w
rzeczywistości. Następne 2 miejsca przypadły drużynom, które
bardzo podobne osiągnięcia mogą sobie przypisać na realnej
murawie. Szósta pozycja Interu i siódma Genoi to rezultaty,
oddające obecną siłę tych drużyn, więc o żadnej niespodziance
mówić nie można. Co innego w przypadku Napoli. Sycylijczycy,
których uważam za jedyny we Włoszech zespół zdolny rzucić
rękawicę Juventusowi zajęli w efemowskim zestawieniu fatalne 8
miejsce, stając się największym rozczarowaniem ligi. W
rzeczywistości także spisują się poniżej oczekiwań, gdyż już
praktycznie stracili szanse na podium. 8 miejsce to jednak blamaż,
totalna kompromitacja, którą głową przypłacił Rafa Benitez. Od
nowego sezonu próbę przywrócenia klubowi blasku podejmie Cesare
Prandelli. Zamknięcie dziesiątki to już powrót do rozstrzygnięć
bliskich rzeczywistości. 9 miejsce Torino to (jak na razie, bo w
chwili, gdy piszę te słowa do końca sezonu zostały jeszcze 2
kolejki) wynik idealnie pokrywający się z realnością i
możliwościami klubu, zaś 10 Fiorentiny to delikatne rozczarowanie,
jeśli chodzi o samą pozycję, ale dorobek punktowy jest bardzo
bliski prawdziwemu. Trzecią ćwiartkę tabeli uważam, że można
potraktować zbiorowo. Zgromadziły się tam bowiem zespoły, których
wyniki tylko kosmetycznie różnią się od osiągnięć namacalnych
pierwowzorów. Sassuolo, Empoli, Udinese, Palermo i Hellas osiągnęły
okolice pełni swoich możliwości i mogą odczuwać satysfakcję ze
swojej postawy. Takie uczucie plus jeszcze ulga dominuje w Cesenie i
w tej części Werony, która sympatyzuje z Chievo. Drużyny te
jednym tchem były wymieniane wśród głównych kandydatów do
spadku, jednak w FMie oszukały przeznaczenie i wywalczyły
przepustkę również na przyszłoroczną Serie A. Chievo można
nazwać zawodowcem w wychodzeniu z beznadziejnych sytuacji, gdyż
podobna sztuka udała się Latającym Osłom także w rzeczywistości.
Podobnego wyczynu nie ma na swoim koncie Cesena, która zdołała
wywalczyć utrzymanie w FMie, jednak nie zdołała tego powtórzyć w
realnym świecie, gdzie spadła z Serie A z dość dużym hukiem,
wynikającym z ponad dziesięciopunktowej straty do bezpiecznego
miejsca. Jakkolwiek źle to nie zabrzmi - spadek to rezultat
odpowiedni dla Ceseny, gdyż drużyna ta nie jest w stanie wnieść
niczego wartościowego do Serie A. Pozostali realni spadkowicze
znajdują się pod kreską także w FMie. W grze o ich opuszczeniu
ligi zadecydowały 2 punkty, w rzeczywistości ta różnica jest
znacznie większa i wynosi około 10 oczek w przypadku Cagliari i 20,
jeśli chodzi o Parmę. Spadek tego ostatniego klubu nie jest żadnym
zaskoczeniem, jeśli spojrzeć na olbrzymie problemy finansowe
drużyny, z którymi nie może ona sobie poradzić. Natomiast
relegacja Cagliari to dla mnie duże rozczarowanie. Personalnie to
nie jest wcale taka słaba drużyna. Moim zdaniem Cagliari miało
lepszą kadrę niż np. Empoli czy Hellas, jednak zupełnie nie
potrafiło tego wykorzystać i zapewne stoi u progu rewolucji
kadrowej, gdyż nie wyobrażam sobie, by wielu dobrych zawodników,
jakich miało Cagliari zgodziło się grać na drugim froncie.
Wirtualną tabelę zdecydowanie zamyka Atalanta. To gorszy wynik niż
w rzeczywistości, gdzie zdołali odroczyć widmo relegacji. Piszę
"odroczyć", bo Atalanta w ostatnich latach regularnie
spada z Serie A, by w przeciągu dwóch sezonów powrócić do elity.
Takiej sytuacji (spadku Atalanty do Serie B) spodziewam się w
przyszłorocznej realnej lidze, jednak w FMie nastąpiła ona już
teraz. Po raz kolejny więc gra nadinterpretowała rzeczywistość.
Jeśli chodzi o chodzi o rozstrzygnięcia statystyczne to są one
bardzo zaskakujące. Pierwszą strzelbą Serie A został Fernando
Llorente z 25 golami, który w realnym Juventusie jest tylko dublerem
Teveza i Moraty. Najlepszym piłkarzem został nowo zatrudniony w
Starej Damie Wesley Sneijder ze średnią na poziomie 7.76, zaś
klasyfikację asystujących wygrał Jorginho (15 decydujących
podań), którego rzeczywista pozycja w Napoli jest bardzo słaba.
Tak
duża symetria w Serie A jest jednak wyłącznie wyjątkiem
potwierdzającym regułę. Wracamy do rzeczywistości, gdzie
efemowska wersja znacznie różni się od realnej. Przed nami tabela
francuskiej Ligue 1. Podium stworzyły te same drużyny, co w
rzeczywistości, uszeregowane w tej samej kolejności, jednak zostały
one zdecydowanie bardziej ściśnięte. Różnica między pierwszym
PSG, a trzecim Monaco wynosi zaledwie 2 punkty, podczas gdy w świecie
realnym aż 12. To zasługa nieco słabszego punktowania Paryżan, a
lepszego drużyny z Księstwa. Najlepiej oddana została moc Lyonu,
którego efemowski dorobek punktowy (75) pokrywa się z rzeczywistym.
Za podium rozpoczyna się w mojej karierze pełen Freestyle. Takiego
zestawu drużyn, jakie zaserwował FM nie wymyśliłby żaden
specjalista. Wierzchołek góry lodowej stanowi Lille. Les Dogues to
mistrz Francji z 2011 roku, który od tamtego czasu bardzo stracił
na jakości. Obecnie maksimum potencjału wydaje się miejsce 6, w
rzeczywistości udało się wywalczyć 8, a w FMie zaskakująco dobre
4. To należy rozpatrywać w kategorii niespodzianek, ale to, co
dzieje się za plecami Lille to prawdziwa sensacja. 5 jest Toulouse.
TFC to zespół z aspiracjami sięgającymi minimum Top 10, więc
pozycja zamykająca pierwszą ćwiartkę tabeli to rewelacyjny wynik.
W porównaniu z rzeczywistością jest to jednak olbrzymia asymetria.
Na bardziej zielonej murawie Toulouse kompletnie nie skorzystała ze
swojego dużego przecież potencjału i zajęła ostatnie bezpieczne
miejsce. Kolosalna różnica... Do apogeum sensacji dochodzimy jednak
właśnie teraz. Drugą ćwiartkę otwierają bowiem Reims i Nantes.
Są to drużyny jednoznacznie kojarzone z walką o utrzymanie. Ich
potencjał absolutnie nie sięga Top 10, co udowodniły w
rzeczywistości. Swoją drogą i tak zaprezentowały się korzystnie,
gdyż uniknęły rozpaczliwej walki o utrzymanie i zajęły
bezpieczny środek tabeli. W tym kontekście miejsca 6 i 7 to
olbrzymia niespodzianka in plus. Ktoś zadziwił pozytywnie, więc
ktoś inny musiał zawieść. Miano jednego z największych
rozczarowań sezonu przypadło Marsylii. Dziewięciokrotny mistrz
Francji przeżywa w ostatnich latach spore wahania formy. Ostatnie 5
lat przyniosło 2 wicemistrzostwa, ale też miejsca 10, 6 i
tegoroczne 4. Wydaje się, że walka o najniższy stopień podium to
coś, na co zespół z Velodrome jest skazany w najbliższych latach
- na tyle pozwala mieć nadzieję ich obecny potencjał. Wobec tego
miejsce 8 to dość spore rozczarowanie, zwłaszcza, patrząc na to,
z kim OM przegrało - Nantes, Reims i Toulouse to zespoły znacznie
słabsze od Marsylii i nie powinny jej zawstydzać jej w końcowej
tabeli. Ale jednak to robią... Na dalszych miejscach klasyfikacji
panuje wielki ścisk. Zespół 9 od 18 dzieli ledwie 6 punktów.
Pierwszą dziesiątkę z wynikiem 48 oczek zamykają Montpellier i
Guingamp. Dla czempiona Francji z 2012 roku oraz podopiecznych
trenera Gourvenneca jest to sprawiedliwy rezultat, osiągnięty
dzięki grze z pełnią możliwości. EAG podobnie zagrało w
rzeczywistości, a Montpellier zdołało nawet zagrać ponad swoje
siły, osiągając lokatę nr 7. Kolejny tercet zgromadził na swoich
kontach po 47 punktów. Tworzą go Evian, Saint-Etienne oraz Lorient.
Każda z tych trzech ekip zupełnie inaczej odbiera miejsce na
początku drugiej dziesiątki. Dla Zielonych to klęska, a nawet
kompromitacja. Dziesięciokrotny mistrz Francji w ostatnich latach
coraz śmielej nawiązuje do chwil swojej chwały, walcząc
rokrocznie o europejskie puchary. W tym sezonie SE było o krok od
Ligi Mistrzów, pokazując pełnię swoich możliwości. Tymczasem w
wersji efemowskiej kompletnie nie było widać nawet szczypty
zachwycającej gry. 12 pozycja to porażka... Co innego 11 lokata w
przypadku Evian. Francuski kopciuszek od momentu awansu do Ligue 1
musiał mierzyć się z morzem nieprzyjemnych opinii, wieszczących
rychły spadek zespołu z Annecy. Po 4 sezonach Evian musiało
ulec... Ale nie w FMie, gdzie spokojnie wywalczyło przepustkę na
piąty z rzędu sezon w Ligue 1, ośmieszając tzw. "ekspertów".
Ostatni z zespołów tego tercetu - Lorient - to drużyna, której
wynik zgadza się w dużym stopniu z realnym. Dalej w tabeli widnieją
nazwy Rennes i Lens. Zespół wirtualnego Phillippe'a Montaniera nie
może być zadowolony ze swojej postawy, gdyż Rennes przyzwyczaiło
swoich fanów do gry o znacznie wyższe cele, oscylujące wokół
Ligi Europy. W rzeczywistości piłkarze z Bretanii też nie zagrali
najlepszego sezonu, finiszując na pozycji 9, ale to i tak wynik o
półkę lepszy, niż w mojej karierze. 14 miejsce to dla takiego
klubu jak Rennes spore rozczarowanie. Zupełnie inaczej przyjęta
została 15 pozycja Lens. Ten zasłużony klub dla francuskiej piłki
miał w rzeczywistości olbrzymie problemy z uzyskaniem licencji. Na
sezon 2014/15 Racing dostał pozwolenie w drodze wyjątku, jednak od
stycznia było już przesądzone, że licencji na sezon 15/16 nie
będzie. Nawet, gdyby Lens zdołało się utrzymać na boisku,
zostałoby zdegradowane przy zielonym stoliku. Ot sprawiedliwość i
wdzięczność. To wydarzenie odebrało Lens motywację, bez której
klub stoczył się na dno ligowej tabeli i opuszcza Ligue 1. A
tymczasem, jak pokazuje FM, na boisku Racing mógł wykrzesać z
siebie tyle jakości piłkarskiej, by wywalczyć 15 miejsce i
pozostać w lidze. Komuś jednak bardzo zależało, by do tego nie
dopuścić... 16 jest Bordeaux. To kolejne rozstrzygnięcie
radykalnie różniące się od obrazu rzeczywistego. Widok
Żyrondystów tuż nad strefą spadkową to w ostatnich czasach
niespotykany wynik. Klub ten bardzo regularnie zajmuje miejsca w 10,
a czasem, jak w tym roku, zdarza mu się osiągnąć jeszcze więcej.
Bordeaux uplasowało się w tegorocznych rozgrywkach na 6 miejscu, co
bardzo mocno kontrastuje z 16 lokatą w FMie. Jest to niewątpliwie
jedno z większych rozczarowań sezonu efemowskiego. Ostatnie
bezpieczne miejsce należy do Nice. Klub z pięknego Lazurowego
Wybrzeża rzutem na taśmę wywalczył pozostanie w elicie dzięki
lepszej różnicy bramek niż Caen. Postawa Nice w FMie jest dość
dobrym odzwierciedleniem gry klubu w rzeczywistości - utrzymało
się, ale bez przesadnej pewności i fajerwerków. Słabo spisało
się Caen. Beniaminek może nie dysponuje jakąś szalenie świetną
kadrą, ale na realnej murawie potrafił zrobić świetny użytek z
gry zespołowej i zgrania. Zabrakło tego w FMie, a indywidualności
same nie zapewniły utrzymania. Następne jest Metz, które przez
całe rozgrywki pokazywało, że po prostu nie nadaje się do Ligue
1. Spadek był ich przeznaczeniem, jednak należy docenić choć to,
że wirtualne Metz choć podjęło rękawicę w przeciwieństwie do
rzeczywistego. Tabelę wyraźnie zamyka Bastia. To kolejna duża
asymetria w porównaniu z realnością. Korsykański klub nie należy
bowiem do słabeuszy obecnych czasów i wywalczenie utrzymania nie
stanowi dla niego problemu. Ciężko więc zrozumieć, co stało się
z wirtualną Bastią, że zagrała tak koszmarnie. Statystyki
sezonowe zostały zdominowane przez graczy mistrza, a zwłaszcza
przez jednego - Zlatana Ibrahimowicia, który został zarówno królem
strzelców (24 trafienia), jak i najlepszym piłkarzem sezonu
(średnia ocen - 7.83). Najwięcej asyst (15) uzyskał z kolei Jose
Gaya, w którego transfer z Valencii PSG zainwestowało grube
miliony.
Ligą
Francuską kończymy podsumowania i od jutra oficjalnie rozpoczynamy
nowe rozgrywki. Pierwszym akordem będzie analiza ruchów
transferowych Wolverhampton. Zapraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz