Już
dziś pierwszy sezon ligowy na stanowisku trenera Wolverhampton
dobiega końca. Preludium do uwertury ostatecznie kończącej
rozgrywki jest kolejka 45, w której to gramy na wyjeździe z Wigan.
Sky Bet Championship
XLV kolejka
Wigan Athletic - Wolverhampton
Nie
da się podważyć wagi tego spotkania - zwycięstwo przypieczętuje
fakt, że trofeum trafia w ręce Wolverhampton. Nasza porażka z kolei to
wynik, który zagwarantuje Wigan utrzymanie w Championship. Remis nie
satysfakcjonuje nikogo. The Latics wyszli na boisko bardziej
skoncentrowani i zaczęli mecz od przewagi. Chcieli udowodnić, że
klub który nie tak dawno grał z powodzeniem w BPL ma w sobie
wystarczająco dużo jakości, by uniknąć spadku do trzeciej ligi.
W ich grze widać było, że indywidualności ciągle mogą zachwycać
(McClean, Kvist), ale nie tworzą oni prawdziwego zespołu.
Spodziewałem się zatem, że nasz kolektyw pomęczy się, pomęczy,
ale pokona Wigan, czym przypieczętuje mój pierwszy tytuł w
drużynie Wilków. Nie wszystko jest jednak w futbolu takie, na jakie
wygląda logicznie. Indywidualności Wigan w pierwszej chwili wzięły
bowiem górę nad naszą drużyną. Przewagę The Latics zasłużenie
udokumentowali w 29 minucie. James McClean uwypuklił wszystkie
mankamenty defensywnej gry Sidibe, łatwo go ogrywając. Szkot zbiegł
do końcowej linii i stamtąd dośrodkował w pole karne, gdzie
piłkarze Wigan byli w przewadze liczebnej. Jeden został
niepilnowany, i akurat na głowę tego niekrytego wrzucił McClean.
Strzelającym zawodnikiem był Martyn Waghorn, który nigdy nie był
jakimś wybitnym snajperem, ale główkować potrafi. 1-0. Łatwo
stracony gol podziałał na Wilki, niczym płachta na byka. Jak
najszybciej chcieliśmy odpłacić Wigan pięknym za nadobne i po 70
sekundach dopięliśmy swego. McDonald wyprowadził piłkę od linii
środkowej boiska i dostrzegł urywającego się obrońcy Benika
Afobe. Wysiłek Anglika nie spełzł na niczym, gdyż dostał on
idealne podanie i nie miał problemu z umieszczeniem piłki w siatce,
strzelając między nogami Al-Habsiego. 1-1. Dwa szybkie ciosy
rozochociły publiczność, która zaczęła żywiołowo dopingować
swoich ulubieńców w nadziei na dalsze emocje. Przeważający
liczebnie fani Wigan oczekiwali chyba jednak innych rozstrzygnięć
od tych które miały miejsce w doliczonym czasie pierwszej części
gry. Wtedy to genialnie grający w ostatnich meczach Mesca urwał się
swojemu rywalowi na skrzydle i posłał świetną piłkę na głowę
Doyle'a. Irlandczyk świetnie główkował, jednak jeszcze lepiej
spisał się Al-Habsi, który zdołał zbić futbolówkę do boku.
Stoperzy The Latics bardzo wolno zareagowali na tę odbitą piłkę i
pierwszy dopadł do niej Ameobi, który zaryzykował strzał z
ostrego kąta. Ryzyko często się opłaca i tak właśnie było w
tym przypadku. 1-2. Schodzimy na przerwę z prowadzeniem. Myśli
mimowolnie uciekają w stronę faktu, że utrzymanie tego rezultatu
zagwarantuje nam triumf w lidze. Wigan jednak nie zamierzało się
poddać, świadome tego, że porażka może ich zaprowadzić do
strefy spadkowej. Zmotywowani zawodnicy The Latics zaatakowali i
zaskakująco łatwo dopięli celu, jakim było wyrównanie. Znów
urwał się McClean, który tym razem posłał ostre dośrodkowanie w
pole karne. Piłka jakimś cudem zaklinowała się w naszej
szesnastce - dwukrotnie próbował wybijać Stearman, jednak uczynił
to tak nieudolnie, że w obu przypadkach piłka odbiła się od
zawodnika Wigan. Po drugiej przebitce trafiła do niepilnowanego na 7
metrze Granta Holta, a doświadczony napastnik nie dał szans Ikeme.
Niestety 2-2. Znów tracimy gola przez naszą niefrasobliwość... Wigan
wyglądało na w pełni usatysfakcjonowanych remisem i świadomych,
że jedyna zmiana wyniku, jaka może nastąpić to strzelenie bramki
przez Wolves. The Latics rozpoczęli operację pod tajemniczym
kryptonimem "Autobus". Zasieki defensywne postawione przez
Wigan były bardzo skuteczne i uniemożliwiały wszelkie nasze zapędy
ofensywne. Pozostałe 40 minut było ostrą, męską walką, tak
charakterystyczną dla Championship, jednak nie przyniosło bramek.
Oczekiwałem 3 punktów, jest tylko 1. Koronację trzeba zatem
odroczyć, ale jestem pewien, że nie będzie potrzeby jej
odwoływania. Boro, co prawda, wygrało swój mecz i zbliżyło się
na 2 punkty, ale mogę się założyć, że nas nie wyprzedzą.
Zwycięstwo Lwów przyniosło kolejne rozstrzygnięcie w lidze. Boro
może być już pewne bezpośredniego awansu do BPL. Znamy także
dwóch uczestników baraży - to Bournemouth i Norwich oraz także
dwóch spadkowiczów, gdyż do Birmingham dołączyło Ipswich.
Pozostałe niewiadome wyjaśni ostatnia kolejka.
Zanim
ona, najpierw czekają nas jeszcze nagrody za kwiecień. Muszę
przyznać, że federacja doskonale wie, jak ułożyć terminarz, by
spotęgować napięcie. Przyznawanie wyróżnień w przeddzień końca
sezonu to świetny czynnik pozwalający uniknąć stresowania się
meczem. Zwłaszcza, że kwietniowe nagrody są naprawdę zacne dla
Wolverhampton. Odbyło się w tym miesiącu 6 spotkań, z czego aż 5
wygraliśmy, a ledwie jedno zremisowaliśmy. Nie można się więc
dziwić, że statuetka dla menedżera miesiąca trafiła w moje
skromne ręce. To już trzecie takie wyróżnienie w tym sezonie -
żaden inny menedżer nie może się pochwalić takim osiągnięciem.
Czyżbym był faworytem do miana trenera roku? Nie mam nic przeciwko.
W kwietniu kroku Wolverhampton potrafiło dotrzymać wyłącznie
Bournemouth, więc drugie miejsce dla Eddiego Howe nie jest żadną
niespodzianką. Najniższy stopień podium zajął Aitor Karanka, ale
jego strata do zwycięskiej dwójki jest porażająca. Nagroda dla
piłkarza miesiąca również trafiła w ręce Wilka. Doceniony za
rewelacyjną postawę został lider naszej drużyny - Tommy Rowe.
Statuetka trafiła do Rowe, choć konkurencja była wyjątkowo silna.
Drugi Callum Wilson z Bournemouth zdobył w kwietniu 5 bramek, a
trzeci Jordan Obita z Reading prezentował równą i bardzo wysoką
formę przez cały miesiąc. Osiągnął nawet najwyższą średnią
ocen w kwietniu (7.77), jednak federacja widziała go tylko na 3
miejscu. Rekompensatą dla Obity może być nagroda dla najlepszego
młodego piłkarza miesiąca, którą pomocnik Reading wygrał w
cuglach. W tej dziedzinie wyprzedził swojego kolegę klubowego
Nathaniela Chalobaha oraz Willa Hughesa z Derby... Chwila oderwania
od meczowych emocji właśnie minęła. Wracamy do gry z ostatnią
kolejką sezonu 2014/15 w Championship.
O
postawienie kropki nad i zagramy z Millwall.
Sky Bet Championship
XLVI kolejka
Wolverhampton - Millwall
Lwy są ostatnio w
fatalnej formie - od 8 spotkań pozostają bez zwycięstwa. Porażka
z nami, przy niekorzystnych wynikach na innych boiskach, spowoduje
spadek Millwall do League One. Niewykluczone więc, że zaliczymy
swoistego hat-tricka, decydując o losie wszystkich spadkowiczów.
Mamy jednak zamiar pewnie wygrać ten mecz, chcąc podziękować
fanom za całoroczne wsparcie, nie bacząc na konsekwencje.
Uprzedzając fakty, powiem, że pozbawieni presji, zagraliśmy jeden
z najlepszych meczów w sezonie, co znalazło wymowne odwzorowanie w
wyniku. Strzelaninę zaczęliśmy już w 3 minucie, kiedy to świetne
dośrodkowanie Jacobsa z rzutu rożnego pewnie wykorzystał Jesus
Vallejo. 1-0. Na następną salwę trzeba było trochę poczekać,
ale nikt obecny na stadionie nie wątpił, że ona nastąpi - tak
jednoznaczny był to mecz. Drugi skalp zdobyliśmy po 30 minutach
gry. Afobe wrócił się po piłkę w okolice linii środkowej i
rozpoczął imponujący drybling. Obrońcy Millwall stali nieruchomo
jak tyczki, więc przedryblowanie ich nie stanowiło problemu. Afobe
zbliżał się do pola karnego i z 23 metrów uderzył z prostego
podbicia. Forde nie miał szans na skuteczną interwencję. 2-0. Do
końca pierwszej połowy oszczędziliśmy Millwall dalszych
upokorzeń. Kolejne natarcie Wolves nastąpiło zaraz po wznowieniu
gry. W 54 minucie zrobiło się 3-0, kiedy to Afobe, operujący tego
popołudnia na całej szerokości boiska, wypatrzył stojącego
samotnie na linii pola karnego Doyle'a. Irlandczyk przyjęciem
wystawił sobie piłkę do strzału i uderzył technicznie po dalszym
słupku. Forde wyciągnął się jak długi, ale nie zdołał
interweniować. Lwy kompletnie straciły całą swoją zwierzęcą
grozę i wydawały się być pogodzone z losem. Wilki natomiast nie
zamierzały nasycić się tym wynikiem i wytrwale dążyły do
kolejnych bramek, przy dużej aprobacie publiczności. Wszystko tego
popołudnia układało się świetnie, skuteczność była na swoim
miejscu, więc wynik 3-0 nie utrzymał się zbyt długo na tablicy
świetlnej. W 60 minucie genialny tego popołudnia Afobe minął
stopera Millwall i znalazł się w polu karnym. Już miał oddać
strzał, gdy został podcięty przez Josa Hooivelda. Sędzia bez
wahania wskazał na wapno. Do piłki podszedł Doyle, którego
zdecydowałem się nie pozbawiać przywileju wykonywania jedenastek.
Irlandczyk tym razem nie zawiódł, posyłając piłkę w lewy górny
róg bramki i podwyższając wynik na 4-0. Obraz gry nadal nie ulegał
zmianie. Ciągle atakowaliśmy z taką pasją, jak gdyby był remis i
strzelenie gola przechyliłoby szalę zwycięstwa na rzecz Wolves.
Bramka padła, co było nieuniknione przy takiej dysproporcji w
zaangażowaniu, jednak dopiero w 79 minucie. Rowe przeniósł ciężar
gry na prawą stronę i stamtąd dośrodkował w pole karne, gdzie
świetnie znalazł się Afobe, który ze stoickim spokojem przyjął
sobie piłkę na klatkę piersiową i uderzył z półwoleja. Forde
nawet nie zdołał się poruszyć, tylko patrzył, jak futbolówka
wpada w samo okienko jego bramki. 5-0. Stwierdziłem, że nie ma
sensu dalej męczyć Millwall i można już zlitować się nad
londyńskim klubem, ograniczając zaangażowanie w atak. Kończymy
więc sezon fantastycznym wynikiem, osiągniętym po jeszcze lepszej
grze. Pieczętujemy tym samym mistrzostwo, choć szczerze mówiąc
większą radość odczuwaliśmy po zapewnieniu sobie awansu.
Szczęście wynikające ze zdobycia tytułu mąci fakt, że wbiliśmy
gwóźdź do trumny kolejnego rywala. Bezpośredni rywale Millwall
zdobyli bowiem wystarczająco dużo punktów, by wyprzedzić zespół
Lwów w tabeli. Świadomość, że cała trójka spadkowiczów
straciła nadzieje na awans z naszego powodu nie jest przyjemna, ale z pewnością
szybko głowę zaprzątać nam zaczną zupełnie inne problemy. Sezon
dobiegł końca, więc znamy już wszystkie rozstrzygnięcia sezonu
2014/15. Dziś wspomnę o nich pobieżnie, jutro opiszę je znacznie
szerzej. A więc: Awansowały zespoły Wolves i Boro, w barażach
zmierzą się Bournemouth, Norwich, Fulham i Huddersfield, które
wskoczyło do strefy rzutem na taśmę, wykorzystując remis Forest w
ostatniej kolejce, a spadają drużyny Millwall, Ipswich i
Birmingham. Tyle na dziś. Na najbliższe dni przewidziałem mnóstwo
statystyk z kończącego się sezonu Championship oraz innych,
najlepszych lig w Europie.
Zapraszam,
żegnając się reakcją zarządu na zdobyte właśnie trofeum. Moja
pozycja w zespole jest teraz bardzo mocna i chociaż ciągle uważam
się za nowicjusza, mam świadomość posiadania dość pewnej
posady. A to daje olbrzymi komfort pracy, który z kolei może
przełożyć się na wyniki w przyszłorocznej BPL.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz