wtorek, 19 maja 2015

Wszystko Dobre, Co Się Dobrze Kończy

Już dziś pierwszy sezon ligowy na stanowisku trenera Wolverhampton dobiega końca. Preludium do uwertury ostatecznie kończącej rozgrywki jest kolejka 45, w której to gramy na wyjeździe z Wigan. 

Sky Bet Championship

XLV kolejka

Wigan Athletic - Wolverhampton

Nie da się podważyć wagi tego spotkania - zwycięstwo przypieczętuje fakt, że trofeum trafia w ręce Wolverhampton. Nasza porażka z kolei to wynik, który zagwarantuje Wigan utrzymanie w Championship. Remis nie satysfakcjonuje nikogo. The Latics wyszli na boisko bardziej skoncentrowani i zaczęli mecz od przewagi. Chcieli udowodnić, że klub który nie tak dawno grał z powodzeniem w BPL ma w sobie wystarczająco dużo jakości, by uniknąć spadku do trzeciej ligi. W ich grze widać było, że indywidualności ciągle mogą zachwycać (McClean, Kvist), ale nie tworzą oni prawdziwego zespołu. Spodziewałem się zatem, że nasz kolektyw pomęczy się, pomęczy, ale pokona Wigan, czym przypieczętuje mój pierwszy tytuł w drużynie Wilków. Nie wszystko jest jednak w futbolu takie, na jakie wygląda logicznie. Indywidualności Wigan w pierwszej chwili wzięły bowiem górę nad naszą drużyną. Przewagę The Latics zasłużenie udokumentowali w 29 minucie. James McClean uwypuklił wszystkie mankamenty defensywnej gry Sidibe, łatwo go ogrywając. Szkot zbiegł do końcowej linii i stamtąd dośrodkował w pole karne, gdzie piłkarze Wigan byli w przewadze liczebnej. Jeden został niepilnowany, i akurat na głowę tego niekrytego wrzucił McClean. Strzelającym zawodnikiem był Martyn Waghorn, który nigdy nie był jakimś wybitnym snajperem, ale główkować potrafi. 1-0. Łatwo stracony gol podziałał na Wilki, niczym płachta na byka. Jak najszybciej chcieliśmy odpłacić Wigan pięknym za nadobne i po 70 sekundach dopięliśmy swego. McDonald wyprowadził piłkę od linii środkowej boiska i dostrzegł urywającego się obrońcy Benika Afobe. Wysiłek Anglika nie spełzł na niczym, gdyż dostał on idealne podanie i nie miał problemu z umieszczeniem piłki w siatce, strzelając między nogami Al-Habsiego. 1-1. Dwa szybkie ciosy rozochociły publiczność, która zaczęła żywiołowo dopingować swoich ulubieńców w nadziei na dalsze emocje. Przeważający liczebnie fani Wigan oczekiwali chyba jednak innych rozstrzygnięć od tych które miały miejsce w doliczonym czasie pierwszej części gry. Wtedy to genialnie grający w ostatnich meczach Mesca urwał się swojemu rywalowi na skrzydle i posłał świetną piłkę na głowę Doyle'a. Irlandczyk świetnie główkował, jednak jeszcze lepiej spisał się Al-Habsi, który zdołał zbić futbolówkę do boku. Stoperzy The Latics bardzo wolno zareagowali na tę odbitą piłkę i pierwszy dopadł do niej Ameobi, który zaryzykował strzał z ostrego kąta. Ryzyko często się opłaca i tak właśnie było w tym przypadku. 1-2. Schodzimy na przerwę z prowadzeniem. Myśli mimowolnie uciekają w stronę faktu, że utrzymanie tego rezultatu zagwarantuje nam triumf w lidze. Wigan jednak nie zamierzało się poddać, świadome tego, że porażka może ich zaprowadzić do strefy spadkowej. Zmotywowani zawodnicy The Latics zaatakowali i zaskakująco łatwo dopięli celu, jakim było wyrównanie. Znów urwał się McClean, który tym razem posłał ostre dośrodkowanie w pole karne. Piłka jakimś cudem zaklinowała się w naszej szesnastce - dwukrotnie próbował wybijać Stearman, jednak uczynił to tak nieudolnie, że w obu przypadkach piłka odbiła się od zawodnika Wigan. Po drugiej przebitce trafiła do niepilnowanego na 7 metrze Granta Holta, a doświadczony napastnik nie dał szans Ikeme. Niestety 2-2. Znów tracimy gola przez naszą niefrasobliwość... Wigan wyglądało na w pełni usatysfakcjonowanych remisem i świadomych, że jedyna zmiana wyniku, jaka może nastąpić to strzelenie bramki przez Wolves. The Latics rozpoczęli operację pod tajemniczym kryptonimem "Autobus". Zasieki defensywne postawione przez Wigan były bardzo skuteczne i uniemożliwiały wszelkie nasze zapędy ofensywne. Pozostałe 40 minut było ostrą, męską walką, tak charakterystyczną dla Championship, jednak nie przyniosło bramek. Oczekiwałem 3 punktów, jest tylko 1. Koronację trzeba zatem odroczyć, ale jestem pewien, że nie będzie potrzeby jej odwoływania. Boro, co prawda, wygrało swój mecz i zbliżyło się na 2 punkty, ale mogę się założyć, że nas nie wyprzedzą. Zwycięstwo Lwów przyniosło kolejne rozstrzygnięcie w lidze. Boro może być już pewne bezpośredniego awansu do BPL. Znamy także dwóch uczestników baraży - to Bournemouth i Norwich oraz także dwóch spadkowiczów, gdyż do Birmingham dołączyło Ipswich. Pozostałe niewiadome wyjaśni ostatnia kolejka. 





Zanim ona, najpierw czekają nas jeszcze nagrody za kwiecień. Muszę przyznać, że federacja doskonale wie, jak ułożyć terminarz, by spotęgować napięcie. Przyznawanie wyróżnień w przeddzień końca sezonu to świetny czynnik pozwalający uniknąć stresowania się meczem. Zwłaszcza, że kwietniowe nagrody są naprawdę zacne dla Wolverhampton. Odbyło się w tym miesiącu 6 spotkań, z czego aż 5 wygraliśmy, a ledwie jedno zremisowaliśmy. Nie można się więc dziwić, że statuetka dla menedżera miesiąca trafiła w moje skromne ręce. To już trzecie takie wyróżnienie w tym sezonie - żaden inny menedżer nie może się pochwalić takim osiągnięciem. Czyżbym był faworytem do miana trenera roku? Nie mam nic przeciwko. W kwietniu kroku Wolverhampton potrafiło dotrzymać wyłącznie Bournemouth, więc drugie miejsce dla Eddiego Howe nie jest żadną niespodzianką. Najniższy stopień podium zajął Aitor Karanka, ale jego strata do zwycięskiej dwójki jest porażająca. Nagroda dla piłkarza miesiąca również trafiła w ręce Wilka. Doceniony za rewelacyjną postawę został lider naszej drużyny - Tommy Rowe. Statuetka trafiła do Rowe, choć konkurencja była wyjątkowo silna. Drugi Callum Wilson z Bournemouth zdobył w kwietniu 5 bramek, a trzeci Jordan Obita z Reading prezentował równą i bardzo wysoką formę przez cały miesiąc. Osiągnął nawet najwyższą średnią ocen w kwietniu (7.77), jednak federacja widziała go tylko na 3 miejscu. Rekompensatą dla Obity może być nagroda dla najlepszego młodego piłkarza miesiąca, którą pomocnik Reading wygrał w cuglach. W tej dziedzinie wyprzedził swojego kolegę klubowego Nathaniela Chalobaha oraz Willa Hughesa z Derby... Chwila oderwania od meczowych emocji właśnie minęła. Wracamy do gry z ostatnią kolejką sezonu 2014/15 w Championship.



O postawienie kropki nad i zagramy z Millwall. 

Sky Bet Championship

XLVI kolejka

Wolverhampton - Millwall

Lwy są ostatnio w fatalnej formie - od 8 spotkań pozostają bez zwycięstwa. Porażka z nami, przy niekorzystnych wynikach na innych boiskach, spowoduje spadek Millwall do League One. Niewykluczone więc, że zaliczymy swoistego hat-tricka, decydując o losie wszystkich spadkowiczów. Mamy jednak zamiar pewnie wygrać ten mecz, chcąc podziękować fanom za całoroczne wsparcie, nie bacząc na konsekwencje. Uprzedzając fakty, powiem, że pozbawieni presji, zagraliśmy jeden z najlepszych meczów w sezonie, co znalazło wymowne odwzorowanie w wyniku. Strzelaninę zaczęliśmy już w 3 minucie, kiedy to świetne dośrodkowanie Jacobsa z rzutu rożnego pewnie wykorzystał Jesus Vallejo. 1-0. Na następną salwę trzeba było trochę poczekać, ale nikt obecny na stadionie nie wątpił, że ona nastąpi - tak jednoznaczny był to mecz. Drugi skalp zdobyliśmy po 30 minutach gry. Afobe wrócił się po piłkę w okolice linii środkowej i rozpoczął imponujący drybling. Obrońcy Millwall stali nieruchomo jak tyczki, więc przedryblowanie ich nie stanowiło problemu. Afobe zbliżał się do pola karnego i z 23 metrów uderzył z prostego podbicia. Forde nie miał szans na skuteczną interwencję. 2-0. Do końca pierwszej połowy oszczędziliśmy Millwall dalszych upokorzeń. Kolejne natarcie Wolves nastąpiło zaraz po wznowieniu gry. W 54 minucie zrobiło się 3-0, kiedy to Afobe, operujący tego popołudnia na całej szerokości boiska, wypatrzył stojącego samotnie na linii pola karnego Doyle'a. Irlandczyk przyjęciem wystawił sobie piłkę do strzału i uderzył technicznie po dalszym słupku. Forde wyciągnął się jak długi, ale nie zdołał interweniować. Lwy kompletnie straciły całą swoją zwierzęcą grozę i wydawały się być pogodzone z losem. Wilki natomiast nie zamierzały nasycić się tym wynikiem i wytrwale dążyły do kolejnych bramek, przy dużej aprobacie publiczności. Wszystko tego popołudnia układało się świetnie, skuteczność była na swoim miejscu, więc wynik 3-0 nie utrzymał się zbyt długo na tablicy świetlnej. W 60 minucie genialny tego popołudnia Afobe minął stopera Millwall i znalazł się w polu karnym. Już miał oddać strzał, gdy został podcięty przez Josa Hooivelda. Sędzia bez wahania wskazał na wapno. Do piłki podszedł Doyle, którego zdecydowałem się nie pozbawiać przywileju wykonywania jedenastek. Irlandczyk tym razem nie zawiódł, posyłając piłkę w lewy górny róg bramki i podwyższając wynik na 4-0. Obraz gry nadal nie ulegał zmianie. Ciągle atakowaliśmy z taką pasją, jak gdyby był remis i strzelenie gola przechyliłoby szalę zwycięstwa na rzecz Wolves. Bramka padła, co było nieuniknione przy takiej dysproporcji w zaangażowaniu, jednak dopiero w 79 minucie. Rowe przeniósł ciężar gry na prawą stronę i stamtąd dośrodkował w pole karne, gdzie świetnie znalazł się Afobe, który ze stoickim spokojem przyjął sobie piłkę na klatkę piersiową i uderzył z półwoleja. Forde nawet nie zdołał się poruszyć, tylko patrzył, jak futbolówka wpada w samo okienko jego bramki. 5-0. Stwierdziłem, że nie ma sensu dalej męczyć Millwall i można już zlitować się nad londyńskim klubem, ograniczając zaangażowanie w atak. Kończymy więc sezon fantastycznym wynikiem, osiągniętym po jeszcze lepszej grze. Pieczętujemy tym samym mistrzostwo, choć szczerze mówiąc większą radość odczuwaliśmy po zapewnieniu sobie awansu. Szczęście wynikające ze zdobycia tytułu mąci fakt, że wbiliśmy gwóźdź do trumny kolejnego rywala. Bezpośredni rywale Millwall zdobyli bowiem wystarczająco dużo punktów, by wyprzedzić zespół Lwów w tabeli. Świadomość, że cała trójka spadkowiczów straciła nadzieje na awans z naszego powodu nie jest przyjemna, ale z pewnością szybko głowę zaprzątać nam zaczną zupełnie inne problemy. Sezon dobiegł końca, więc znamy już wszystkie rozstrzygnięcia sezonu 2014/15. Dziś wspomnę o nich pobieżnie, jutro opiszę je znacznie szerzej. A więc: Awansowały zespoły Wolves i Boro, w barażach zmierzą się Bournemouth, Norwich, Fulham i Huddersfield, które wskoczyło do strefy rzutem na taśmę, wykorzystując remis Forest w ostatniej kolejce, a spadają drużyny Millwall, Ipswich i Birmingham. Tyle na dziś. Na najbliższe dni przewidziałem mnóstwo statystyk z kończącego się sezonu Championship oraz innych, najlepszych lig w Europie.





Zapraszam, żegnając się reakcją zarządu na zdobyte właśnie trofeum. Moja pozycja w zespole jest teraz bardzo mocna i chociaż ciągle uważam się za nowicjusza, mam świadomość posiadania dość pewnej posady. A to daje olbrzymi komfort pracy, który z kolei może przełożyć się na wyniki w przyszłorocznej BPL.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz