piątek, 15 maja 2015

Stabilizacja

Dzisiejszą relację z pracy na Molineux zaczynamy od analizy tabeli. Szczyt klasyfikacji uległ ledwie drobnym korektom. Boro dzięki dobrej postawie (12 punktów) uciekło reszcie stawki na dość sporą odległość. Jedyną drużyną, która próbuje dotrzymać kroku liderowi jesteśmy my. 10 punktów pozwoliło nam ponownie rozgościć się na fotelu wicelidera, jednak mam nadzieję, że będzie to tylko drobny przystanek w drodze na szczyt. Drużyny ze strefy barażowej bez wyjątku zaprezentowały się kiepsko, przez co dały nadzieję następnym zespołom w tabeli na awans do czołowej szóstki. Huddersfield, Watford i Brighton zmniejszyły dystans do Nottingham i różnica punktowa między tymi zespołami jest już tylko minimalna. Środek tabeli tradycyjnie bez gwałtownych ruchów. Najlepiej w ostatnich meczach zaprezentowało się Reading (10 punktów), a najgorzej Wigan i Derby (po 3). Drużyny z bezpośrednich okolic strefy spadkowej pokazały zadziwiającą zgodność - wszystkie zmieściły się w przedziale 4-6 punktów. Status quo w ogonie tabeli został zachowany, co z pewnością nie jest w smak kibicom w Birmingham, Ipswich i Blackburn, gdyż czasu do odrabiania strat jest coraz mniej.


Limit hitów na przełom lutego i marca wcale się nie wyczerpał. Kolejnym przeciwnikiem z najwyższej półki jest Watford. 

Sky Bet Championship

XXXVI kolejka

Wolverhampton - Watford

Renifery, których tak komplementowałem przy okazji naszego pierwszego starcia, kompletnie stracili gaz. Zespół, który ma potencjał, by walczyć o awans bezpośredni pałęta się w okolicach przełomu dziesiątek, coraz bardziej oddalając od siebie wizję gry choćby w barażach. To idealna okazja na zmierzenie się z Watfordem, gdyż jestem przekonany, że kwiecień będzie należał do nich i jeszcze zdołają wejść do strefy barażów. Teraz trzeba w pełni wykorzystać kryzys, jaki dręczy Watford. Udało się zachować w drużynie pełnię respektu przed Reniferami, dzięki czemu przystępowaliśmy do meczu w pełni zmobilizowani, z zamiarem przejęcia kontroli nad boiskowymi wydarzeniami. Jak zamierzaliśmy, tak uczyniliśmy. Udało nam się w pełni, wyeliminować zapędy ofensywne Watfordu, więc mogliśmy się skupić na jak najstaranniejszym przygotowaniu naszych ataków. Kreatywność wilczych atakujących stała tego popołudnia na bardzo satysfakcjonującym poziomie. Sytuacje mnożyły się jak grzyby po deszczu, aż w końcu zamieniły się w bramkę. Dośrodkowanie Edwardsa z rzutu rożnego posłane na bliższy słupek świetnie na gola zamienił Vallejo. Był to dopiero pierwszy gol młodego Hiszpana w barwach Wilków. 0-1. Pół godziny intensywnego natarcia nieco zmęczyło moich podopiecznych, więc końcowe minuty pierwszej połowy trochę odpuściliśmy. Watford nawet nie pomyślał o tym, żeby to wykorzystać. Piłkarski laik zauważyłby, że ta drużyna gra znacznie poniżej możliwości. Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia. Kibice nie zdążyli ponownie skupić się na boiskowych wydarzeniach, a było już 2-0. W 40 sekundzie po wznowieniu gry Sako zdecydował się na zaskakujące, dochodzące do bramki dośrodkowanie, piłkę trącił Dicko i ta wpadła do siatki, obok bezradnego Heurelho Gomesa. To jednak wcale nie był koniec strzelania tego pięknego popołudnia na Molineux. Ledwie 10 minut później rzut wolny z bocznego sektora boiska wykonywał James Henry. Celność posyłanych przez niego piłek jest znana wszem i wobec w Championship. Anglik dał kolejny dowód swojego kunsztu, dośrodkowując idealnie na głowę Vallejo. Hiszpan oddał kolejny w tym meczu pewny strzał głową i mógł zacząć świętować zapewne pierwsze w swojej karierze spotkanie z dwoma strzelonymi golami. 3-0. Dobra, skuteczna gra przez godzinę została Wilkom wynagrodzona. Pozostałe do końcowego gwizdka pół godziny moi podopieczni mogli zagrać na totalnym luzie, gdyż rozbity Watford nie stanowił żadnego zagrożenia. Wynik do końca nie uległ już zmianie. Tym samym wykonaliśmy kolejny krok w kierunku awansu, nie wkładając w niego przesadnie dużo siły. Udało się zaoszczędzić trochę mocy na następne spotkanie. Wygląda na to, że moi najgroźniejsi rywale mają trudny okres. Drugie porażki z rzędu zapisują na swoim koncie i gracze Boro (0-2 z Nottingham), i Norwich (1-2 z Millwall). Tym samym strata Wilków do lidera to już tylko 3 punkty, a przewaga nad najniższym stopniem podium wzrosła do 5 oczek, a to już w miarę bezpieczny dystans, którego da się zniwelować w jednej kolejce.



Pasmo hitów kończy spotkanie z Brighton. 

Sky Bet Championship

XXXVII kolejka

Brighton & Hove - Wolverhampton

Kadrowo jest to zespół z niższego poziomu niż Watford, jednak za Mewami przemawia co innego - forma z ostatnich tygodni. O ile Renifery grały fatalnie i można było się spodziewać, że Wilki zdobędą komplet punktów, to z Brighton takiej gwarancji już nie ma. Mewy są obecnie jednym z najlepszych zespołów ligi, w ekspresowym tempie włączyły się do walki o baraże. Na swoim podwórku z pewnością nie przestraszą się Wolverhampton, więc spodziewam się ciężkiej przeprawy. Od pierwszej minuty Brighton próbowało objąć panowanie nad wydarzeniami na boisku, jednak nasz środek pola nie chciał na to pozwolić. To właśnie w okolicach środkowego koła toczyła się lwia część pierwszej połowy. Rzadkie wypady pod któreś pole karne kończyły się niemal wyłącznie uderzeniami z dystansu, które nie znajdowały drogi do siatki. Jedyna warta wspomnienia sytuacja z pierwszej części gry miała miejsce w 36 minucie, kiedy to po dograniu Chrisa Eaglesa minimalnie chybił Craig Mackail-Smith. Druga część spotkania przyniosła delikatną zmianę stylu gry. Obie strony nie zamierzały z założonymi rękami czekać na rozstrzygnięcie, tylko wyraźnie próbowały zaatakować. Gra stała się bardziej otwarta, co pozytywnie wpłynęło na ilość sytuacji. Nie odbiło się to jednak na skuteczności, która pozostała mizerna. Impas został przełamany dopiero w 70 minucie, kiedy to ponowione dośrodkowanie Chrisa Eaglesa z narożnika boiska trafiło na głowę Inigo Calderona, a Hiszpan dobrze wiedział, w którą część bramki skierować piłkę, by nie dać Ikeme nadziei na skuteczną interwencję. 1-0. Podrażnione ambicje Wilków doprowadziły do zdecydowanego podkręcenia tempa przez nasz zespół. Motywacja przyczyniła się też do większej celności piłkarzy Wolves. A to z kolei zmusiło bramkarza Brighton do kapitulacji. Prosty ciąg przyczynowo-skutkowy... Równe 10 minut po bramce Calderona wyrównaliśmy. Edwards posłał podanie na wolne pole do Doyle'a, a Irlandczyk ze stoickim spokojem minął golkipera Brighton, który próbował interweniować na przedpolu, i umieścił piłkę w pustej bramce. 1-1. Po wyrównaniu obie strony doszły do wniosku, że remis to w gruncie rzeczy nie taki zły rezultat. Gra zamknęła się w okolicach środkowego koła i nie przenosiła się pod żadną z bramek. Dopisujemy zatem do dorobku 1 punkcik, z którego moim zdaniem należy się cieszyć. Brighton postawiło bardzo trudne warunki i remis na ich stadionie to sukces. Co prawda nasza strata do Boro wzrosła do 5 punktów, a przewaga nad Norwich zmalała do 3 oczek, ale teraz zaczynamy łatwiejszy fragment kalendarza.

Grono teoretycznie łatwiejszych rywali otwiera Sheffield Wednesday. 

Sky Bet Championship

XXXVIII kolejka

Wolverhampton - Sheffield Wednesday

Z zachwycającej postawy Sów z przełomu stycznia i lutego zostały już tylko zgliszcza. Sheffield znów spadło w okolice środka tabeli i wydaje się, że mając niemal zapewniony ligowy byt na przyszły sezon nie będzie sprawiać wielkich problemów. Zaleciłem szturmowy atak i jak najszybsze osiągnięcie bezpiecznej przewagi. Wilki wzięły sobie moje słowa jako credo meczowe i od pierwszego gwizdka ruszyły do ataku. Przewaga była wręcz zatrważająca, bramka wisiała w powietrzu, ale ani Dicko, ani Ameobi, ani Edwards nie byli w stanie sprowadzić jej na tablicę wyników. Zachęceni wielością sytuacji ruszyliśmy do jeszcze bardziej zdecydowanych ataków, niestety odsłaniając Sheffield przestrzeń do popisu w kontrach. Sowy w 35 minucie pokazały, że szybkie przechodzenie z defensywy do ofensywy jest ich mocną stroną. Jeremy Helan wrzucił piąty bieg i zostawił w tyle wszystkich goniących go Wilków, po czym wyprowadził na pozycję Sergiu Busa, a Rumun bez problemów pokonał Kuszczaka. 0-1. Stracona bramka nie podłamała Wilków, którzy nadal grali swoje, licząc, że jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie. Przekonywanie się o tym, że świat nie stracił jeszcze wszystkich swoich szlachetnych wartości trwało wyjątkowo długo. Dopiero w 71 minucie genialną indywidualną akcję przeprowadził Rowe, który minął dwóch rywali i dostrzegł stojącego samotnie w polu karnym Benika Afobe. Anglik przyjęciem wystawił sobie piłkę do strzału i pewnie uderzył po dalszym słupku. 1-1. Remis to jednak nie jest wynik, który satysfakcjonowałby nas, patrząc na przebieg gry, gdzie absolutnie dominowaliśmy. Kontynuowaliśmy więc ataki, licząc, że Fortuna odda Wilkom, to co wilcze, czyli 3 punkty. Ciągle biliśmy jednak głową w mur defensywy Sheffield. W końcu, gdy kibice przyjęli już do wiadomości, że mecz zakończy się remisem nastąpił przełom. Decydującą akcję przeprowadzili rezerwowi, stając się tym samym narzędziem sprawczym Fortuny. Henry balansem ciała zgubił rywala na skrzydle i dośrodkował w pole karne. Czający się tam Doyle perfekcyjnie pilnował linii spalonego i w idealnym momencie wyskoczył zza obrońcy i silnym strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Westwoodowi. 2-1! 3 punkty zostają na Molineux po bardzo ciężkim boju. Tym razem nie był to jednak pojedynek z rywalem, a przede wszystkim z własnymi słabościami i niesprzyjającym losem. Zwycięstwo polepszyło naszą sytuację, gdyż konkurenci zgodnie stracili punkty. Znów jesteśmy tylko 3 oczka za Boro, które nie potrafiło ograć Derby. Nad Norwich zaś, mamy już bardzo pewną i komfortową przewagę 6 punktów. Awans coraz bliżej!



Do końca sezonu zostało już tylko 8 kolejek. Jak w tych decydujących fragmentach sezonu zachowają się popularne Wilki? Część odpowiedzi w jutrzejszym wpisie, do przeczytania którego serdecznie zachęcam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz