Dzisiejszą
relację z pracy na Molineux zaczynamy od analizy tabeli. Szczyt
klasyfikacji uległ ledwie drobnym korektom. Boro dzięki dobrej
postawie (12 punktów) uciekło reszcie stawki na dość sporą
odległość. Jedyną drużyną, która próbuje dotrzymać kroku
liderowi jesteśmy my. 10 punktów pozwoliło nam ponownie rozgościć
się na fotelu wicelidera, jednak mam nadzieję, że będzie to tylko
drobny przystanek w drodze na szczyt. Drużyny ze strefy barażowej
bez wyjątku zaprezentowały się kiepsko, przez co dały nadzieję
następnym zespołom w tabeli na awans do czołowej szóstki.
Huddersfield, Watford i Brighton zmniejszyły dystans do Nottingham i
różnica punktowa między tymi zespołami jest już tylko minimalna.
Środek tabeli tradycyjnie bez gwałtownych ruchów. Najlepiej w
ostatnich meczach zaprezentowało się Reading (10 punktów), a
najgorzej Wigan i Derby (po 3). Drużyny z bezpośrednich okolic
strefy spadkowej pokazały zadziwiającą zgodność - wszystkie
zmieściły się w przedziale 4-6 punktów. Status quo w ogonie
tabeli został zachowany, co z pewnością nie jest w smak kibicom w
Birmingham, Ipswich i Blackburn, gdyż czasu do odrabiania strat jest
coraz mniej.
Limit
hitów na przełom lutego i marca wcale się nie wyczerpał. Kolejnym
przeciwnikiem z najwyższej półki jest Watford.
Sky Bet Championship
XXXVI kolejka
Wolverhampton - Watford
Renifery, których
tak komplementowałem przy okazji naszego pierwszego starcia,
kompletnie stracili gaz. Zespół, który ma potencjał, by walczyć
o awans bezpośredni pałęta się w okolicach przełomu dziesiątek,
coraz bardziej oddalając od siebie wizję gry choćby w barażach.
To idealna okazja na zmierzenie się z Watfordem, gdyż jestem
przekonany, że kwiecień będzie należał do nich i jeszcze zdołają
wejść do strefy barażów. Teraz trzeba w pełni wykorzystać
kryzys, jaki dręczy Watford. Udało się zachować w drużynie
pełnię respektu przed Reniferami, dzięki czemu przystępowaliśmy
do meczu w pełni zmobilizowani, z zamiarem przejęcia kontroli nad
boiskowymi wydarzeniami. Jak zamierzaliśmy, tak uczyniliśmy. Udało
nam się w pełni, wyeliminować zapędy ofensywne Watfordu, więc
mogliśmy się skupić na jak najstaranniejszym przygotowaniu naszych
ataków. Kreatywność wilczych atakujących stała tego popołudnia
na bardzo satysfakcjonującym poziomie. Sytuacje mnożyły się jak
grzyby po deszczu, aż w końcu zamieniły się w bramkę.
Dośrodkowanie Edwardsa z rzutu rożnego posłane na bliższy słupek
świetnie na gola zamienił Vallejo. Był to dopiero pierwszy gol
młodego Hiszpana w barwach Wilków. 0-1. Pół godziny intensywnego
natarcia nieco zmęczyło moich podopiecznych, więc końcowe minuty
pierwszej połowy trochę odpuściliśmy. Watford nawet nie pomyślał
o tym, żeby to wykorzystać. Piłkarski laik zauważyłby, że ta
drużyna gra znacznie poniżej możliwości. Druga połowa rozpoczęła
się od mocnego uderzenia. Kibice nie zdążyli ponownie skupić się
na boiskowych wydarzeniach, a było już 2-0. W 40 sekundzie po
wznowieniu gry Sako zdecydował się na zaskakujące, dochodzące do
bramki dośrodkowanie, piłkę trącił Dicko i ta wpadła do siatki,
obok bezradnego Heurelho Gomesa. To jednak wcale nie był koniec
strzelania tego pięknego popołudnia na Molineux. Ledwie 10 minut
później rzut wolny z bocznego sektora boiska wykonywał James
Henry. Celność posyłanych przez niego piłek jest znana wszem i
wobec w Championship. Anglik dał kolejny dowód swojego kunsztu,
dośrodkowując idealnie na głowę Vallejo. Hiszpan oddał kolejny w
tym meczu pewny strzał głową i mógł zacząć świętować
zapewne pierwsze w swojej karierze spotkanie z dwoma strzelonymi
golami. 3-0. Dobra, skuteczna gra przez godzinę została Wilkom
wynagrodzona. Pozostałe do końcowego gwizdka pół godziny moi
podopieczni mogli zagrać na totalnym luzie, gdyż rozbity Watford
nie stanowił żadnego zagrożenia. Wynik do końca nie uległ już
zmianie. Tym samym wykonaliśmy kolejny krok w kierunku awansu, nie
wkładając w niego przesadnie dużo siły. Udało się zaoszczędzić
trochę mocy na następne spotkanie. Wygląda na to, że moi
najgroźniejsi rywale mają trudny okres. Drugie porażki z rzędu
zapisują na swoim koncie i gracze Boro (0-2 z Nottingham), i Norwich
(1-2 z Millwall). Tym samym strata Wilków do lidera to już tylko 3
punkty, a przewaga nad najniższym stopniem podium wzrosła do 5
oczek, a to już w miarę bezpieczny dystans, którego da się
zniwelować w jednej kolejce.
Pasmo
hitów kończy spotkanie z Brighton.
Sky Bet Championship
XXXVII kolejka
Brighton & Hove - Wolverhampton
Kadrowo jest to zespół z
niższego poziomu niż Watford, jednak za Mewami przemawia co innego
- forma z ostatnich tygodni. O ile Renifery grały fatalnie i można
było się spodziewać, że Wilki zdobędą komplet punktów, to z
Brighton takiej gwarancji już nie ma. Mewy są obecnie jednym z
najlepszych zespołów ligi, w ekspresowym tempie włączyły się do
walki o baraże. Na swoim podwórku z pewnością nie przestraszą
się Wolverhampton, więc spodziewam się ciężkiej przeprawy. Od
pierwszej minuty Brighton próbowało objąć panowanie nad
wydarzeniami na boisku, jednak nasz środek pola nie chciał na to
pozwolić. To właśnie w okolicach środkowego koła toczyła się
lwia część pierwszej połowy. Rzadkie wypady pod któreś pole
karne kończyły się niemal wyłącznie uderzeniami z dystansu,
które nie znajdowały drogi do siatki. Jedyna warta wspomnienia
sytuacja z pierwszej części gry miała miejsce w 36 minucie, kiedy
to po dograniu Chrisa Eaglesa minimalnie chybił Craig Mackail-Smith.
Druga część spotkania przyniosła delikatną zmianę stylu gry.
Obie strony nie zamierzały z założonymi rękami czekać na
rozstrzygnięcie, tylko wyraźnie próbowały zaatakować. Gra stała
się bardziej otwarta, co pozytywnie wpłynęło na ilość sytuacji.
Nie odbiło się to jednak na skuteczności, która pozostała
mizerna. Impas został przełamany dopiero w 70 minucie, kiedy to
ponowione dośrodkowanie Chrisa Eaglesa z narożnika boiska trafiło
na głowę Inigo Calderona, a Hiszpan dobrze wiedział, w którą
część bramki skierować piłkę, by nie dać Ikeme nadziei na
skuteczną interwencję. 1-0. Podrażnione ambicje Wilków
doprowadziły do zdecydowanego podkręcenia tempa przez nasz zespół.
Motywacja przyczyniła się też do większej celności piłkarzy
Wolves. A to z kolei zmusiło bramkarza Brighton do kapitulacji.
Prosty ciąg przyczynowo-skutkowy... Równe 10 minut po bramce
Calderona wyrównaliśmy. Edwards posłał podanie na wolne pole do
Doyle'a, a Irlandczyk ze stoickim spokojem minął golkipera
Brighton, który próbował interweniować na przedpolu, i umieścił
piłkę w pustej bramce. 1-1. Po wyrównaniu obie strony doszły do
wniosku, że remis to w gruncie rzeczy nie taki zły rezultat. Gra
zamknęła się w okolicach środkowego koła i nie przenosiła się
pod żadną z bramek. Dopisujemy zatem do dorobku 1 punkcik, z
którego moim zdaniem należy się cieszyć. Brighton postawiło
bardzo trudne warunki i remis na ich stadionie to sukces. Co prawda
nasza strata do Boro wzrosła do 5 punktów, a przewaga nad Norwich
zmalała do 3 oczek, ale teraz zaczynamy łatwiejszy fragment
kalendarza.
Grono
teoretycznie łatwiejszych rywali otwiera Sheffield Wednesday.
Sky Bet Championship
XXXVIII kolejka
Wolverhampton - Sheffield Wednesday
Z
zachwycającej postawy Sów z przełomu stycznia i lutego zostały
już tylko zgliszcza. Sheffield znów spadło w okolice środka
tabeli i wydaje się, że mając niemal zapewniony ligowy byt na
przyszły sezon nie będzie sprawiać wielkich problemów. Zaleciłem
szturmowy atak i jak najszybsze osiągnięcie bezpiecznej przewagi.
Wilki wzięły sobie moje słowa jako credo meczowe i od pierwszego
gwizdka ruszyły do ataku. Przewaga była wręcz zatrważająca,
bramka wisiała w powietrzu, ale ani Dicko, ani Ameobi, ani Edwards
nie byli w stanie sprowadzić jej na tablicę wyników. Zachęceni
wielością sytuacji ruszyliśmy do jeszcze bardziej zdecydowanych
ataków, niestety odsłaniając Sheffield przestrzeń do popisu w
kontrach. Sowy w 35 minucie pokazały, że szybkie przechodzenie z
defensywy do ofensywy jest ich mocną stroną. Jeremy Helan wrzucił
piąty bieg i zostawił w tyle wszystkich goniących go Wilków, po
czym wyprowadził na pozycję Sergiu Busa, a Rumun bez problemów
pokonał Kuszczaka. 0-1. Stracona bramka nie podłamała Wilków,
którzy nadal grali swoje, licząc, że jest jeszcze sprawiedliwość
na tym świecie. Przekonywanie się o tym, że świat nie stracił
jeszcze wszystkich swoich szlachetnych wartości trwało wyjątkowo
długo. Dopiero w 71 minucie genialną indywidualną akcję
przeprowadził Rowe, który minął dwóch rywali i dostrzegł
stojącego samotnie w polu karnym Benika Afobe. Anglik przyjęciem
wystawił sobie piłkę do strzału i pewnie uderzył po dalszym
słupku. 1-1. Remis to jednak nie jest wynik, który
satysfakcjonowałby nas, patrząc na przebieg gry, gdzie absolutnie
dominowaliśmy. Kontynuowaliśmy więc ataki, licząc, że Fortuna
odda Wilkom, to co wilcze, czyli 3 punkty. Ciągle biliśmy jednak
głową w mur defensywy Sheffield. W końcu, gdy kibice przyjęli już
do wiadomości, że mecz zakończy się remisem nastąpił przełom.
Decydującą akcję przeprowadzili rezerwowi, stając się tym samym
narzędziem sprawczym Fortuny. Henry balansem ciała zgubił rywala
na skrzydle i dośrodkował w pole karne. Czający się tam Doyle
perfekcyjnie pilnował linii spalonego i w idealnym momencie
wyskoczył zza obrońcy i silnym strzałem pod poprzeczkę nie dał
szans Westwoodowi. 2-1! 3 punkty zostają na Molineux po bardzo
ciężkim boju. Tym razem nie był to jednak pojedynek z rywalem, a
przede wszystkim z własnymi słabościami i niesprzyjającym losem.
Zwycięstwo polepszyło naszą sytuację, gdyż konkurenci zgodnie
stracili punkty. Znów jesteśmy tylko 3 oczka za Boro, które nie
potrafiło ograć Derby. Nad Norwich zaś, mamy już bardzo pewną i
komfortową przewagę 6 punktów. Awans coraz bliżej!
Do
końca sezonu zostało już tylko 8 kolejek. Jak w tych decydujących
fragmentach sezonu zachowają się popularne Wilki? Część
odpowiedzi w jutrzejszym wpisie, do przeczytania którego serdecznie
zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz