sobota, 2 maja 2015

Czerwony Dywan

Ostatnie dwa zwycięstwa bardzo podniosły morale w zespole. Wilki teraz aż rwą się do gry, chcąc udowodnić, że dobre wyniki to nie przypadek, pierwsza wiosenna jaskółka, tylko początek nowego etapu - himalajskiej wspinaczki w tabeli. Trzydniowe przerwy między meczami są teraz moim błogosławieństwem, gdyż piłkarze chcą tylko grać i dać upust swoim emocjom. Po starciu z Charltonem następnym rywalem jest Bolton. 

 Sky Bet Championship

VIII kolejka

Wolverhampton - Bolton

 

Kilka lat temu - etatowy uczestnik BPL, teraz - średniak Championship z olbrzymimi długami. Po 7 kolejkach są największą rewelacją rozgrywek, plasując się na najniższym stopniu podium. Mam dla nich respekt (jak dla każdego rywala), ale na pewno się ich nie przestraszę. Gramy przecież na Molineux, przy wsparciu 30 tysięcy kibiców. Na odprawie przedmeczowej próbowałem ostudzić zapał moich podopiecznych, wiedząc, że szturmowe ataki przy tak dysponowanym Boltonie przyniosą skutek odwrotny do zamierzonego. Miałem w pamięci ponadczasowe słowa Machiavellego, mówiące że skuteczny dowódca to taki, który wie kiedy być lwem, a kiedy lisem. Tutaj zdałem się na podstęp, chcąc przechytrzyć Bolton. Wiedziałem, że jesteśmy lepsi kondycyjnie, więc w końcówce sił zabraknie Kłusakom, a nie Wilkom. Zaleciłem więc moim podopiecznym przejęcie kontroli w środku pola i zmuszenie zawodników Boltonu do biegania za piłką. Poskutkowało. Przez pierwszą godzinę mozolnie budowaliśmy ataki przenosząc akcje z lewej na prawą i z powrotem. Gdy już zauważyłem, że połowa piłkarzy Boltonu biega z językiem do pasa, zezwoliłem na śmielsze ataki i wprowadziłem Doyle'a, przechodząc na 4-3-3. Plan wypalił. Już w 73 minucie (5 minut po wejściu Doyle'a) pokazaliśmy kawał dobrej gry zespołowej. Sidibe posłał świetne dośrodkowanie w pole karne, Dicko i Afobe skupili na sobie uwagę obrońców, a niepilnowany, wbiegający z głębi pola karnego Irlandczyk mierzonym strzałem głową dał nam prowadzenie. 1-0. Po utracie gola, Bolton przycisnął, czego oczekiwałem. Liczyłem, że przy którejś akcji przejmiemy piłkę i wyprowadzimy zabójczy cios z kontry, której Kłusaki, ze względu na zmęczenie, nie przerwą. Po raz kolejny się nie zawiodłem. Vallejo wyłuskał piłkę, podał do McDonalda, a nasz rozgrywający posłał świetną czterdziestometrową piłkę do Afobe. Anglik wywalczył sobie pozycję sam na sam i nie miał problemów z podwyższeniem prowadzenia. 2-0. 




Trzecie zwycięstwo z rzędu i piąty z kolei mecz bez porażki stały się faktem. Rozpiera mnie duma z faktu, że cała taktyka na Bolton została wzorowa zrealizowana. W takiej dyspozycji możemy zagrozić każdemu!
 


Najbliższym rywalem, który będzie miał okazję się o tym przekonać jest Reading.

Sky Bet Championship

IX kolejka

Reading - Wolverhampton

 

Królewscy od początku sezonu grają na miarę swojego potencjału, czyli zajmują miejsce w szeroko pojętym środku tabeli. Uznałem, że na ten mecz nie muszę wymyślać jakiejś nowatorskiej taktyki, gdyż Reading to nieporównywalnie słabszy zespół niż Bolton. Od pierwszych chwil zaleciłem ofensywną taktykę, chcąc szybko zdobyć gola, by w późniejszej fazie meczu nie martwić się o wynik. Nie wszystko ułożyło się jednak dokładnie tak, jak chciałem. Większość meczu toczyła się na połowie Reading, ale nie przynosiło to wymiernych korzyści, gdyż na bardzo niskim poziomie stało ostatnie dogranie. Bańka pękła w 40 minucie. Wtedy to obrońcę na skrzydle ograł Mesca i mając dużo czasu mógł spokojnie wywnioskować, w które miejsce chce otrzymać podanie Doyle. Reprezentant Gwinei Bissau dobrze odczytał intencje Irlandczyka i posłał piłkę w to miejsce, gdzie chwilę później urwawszy się stoperowi Reading pojawił się Doyle. Irlandczyk jest zespołowym specjalistą od główek i karnych, więc nikogo nie zdziwiło to, że uderzył w samo okienko. 0-1. Ten gol pozbawił moich podopiecznych presji i pozwolił im zagrać na luzie. Bardzo szybko przyniosło to efekt. Tym razem akcja ma miejsce po prawej stronie boiska. Van la Parra zostawił swojego rywala i dośrodkował w stylu Łukasza Piszczka - po ziemi, do partnera nadbiegającego z drugiej linii. W tej roli wystąpił Tommy Rowe, który coraz głośniej wyraża swoje aspiracje do bycia liderem tego zespołu. Anglik wykończył akcję Van La Parry mierzonym, kontrującym strzałem po ziemi. 0-2. Spokojny o wynik drugą połowę potraktowałem nieco mniej poważnie, pozwalając Wilkom na granie w sposób, jaki chcą. To prosta droga do katastrofy... Ale nie tym razem. Owszem widać było, że nie gramy na 100%, ale Wolves zachowywali się na tyle odpowiedzialnie, by ciągle kontrolować boiskowe wydarzenia. To bardzo cenna lekcja na przyszłość, która w dodatku nie zaburzyła korzystnego wyniku. Świetnie, kolejne 3 punkty, kolejny awans w tabeli, coraz większe poparcie zarządu i kibiców i ciągle ta sama pasja widoczna w grze.


Drugi miesiąc na menedżerskim stanowisku upłynął, jak z bicza strzelił. Przede wszystkim dlatego, że z racji wielu czynników we wrześniu rozegraliśmy tylko 4 mecze. Jeśli ktoś uważnie śledził moje wpisy wie, że ostatnie 4 spotkania przyniosły Wolverhampton komplet punktów. Nikogo nie powinno więc dziwić, że to głównie Wilki triumfowały w comiesięcznych nagrodach angielskiej federacji. Benik Afobe został uhonorowany mianem najlepszego młodego piłkarza miesiąca, a moja skromna osoba triumfowała wśród menedżerów. Jedynie nagroda dla najlepszego piłkarza we wrześniu nie powędrowała do Wolverhampton. Otrzymał ją Nahki Wells z Huddersfield, który strzelił 5 goli w 4 wrześniowych meczach. Nie mam pretensji o tę decyzję - za naszym sukcesem stała świetna gra zespołowa, a nie wybitna postawa któregokolwiek z zawodników. Wyróżnienia dla klubu i dla mnie były bardzo miłe, ale na prawdziwą radość z nich czas będzie dopiero na emeryturze. Teraz trzeba jak najszybciej zapomnieć o laurach i skupić się wyłącznie na najbliższym spotkaniu.


Październik rozpoczynamy od starcia z Huddersfield. 

Sky Bet Championship

X kolejka

Wolverhampton - Huddersfield 

 

Na papierze - starcie niemal bezpośrednich sąsiadów z tabeli. Minimalne wgłębienie się w temat uwypukla jednak, że różnica między dyspozycją naszą, a The Terriers jest znaczna. Wilki są niepokonane od 6 spotkań, natomiast Huddersfield nie zdobyło nawet oczka w ostatnich dwóch meczach. Wiele bym dał, by obie serie zostały przedłużone. Mecz okazał się bliźniaczo podobny do starcia z Charltonem. Huddersfield robiło wszystko, by sprowadzić mecz do bijatyki w środku pola. To zdecydowanie nie jest nasz styl i to było widać w naszej grze. Niewiele zabrakło, by ten mecz przeszedł kompletnie bez echa. Na szczęście wierni kibice Wolves non stop wspierali swoich ulubieńców, chcąc ich zachęcić do przeprowadzenia kolejnej i kolejnej akcji. Wytrwałość fanów została nagrodzona. Dokładnie w momencie, gdy piąty kwadrans zamieniał się w szósty Afobe po kontakcie z obrońcą gości upadł w ich polu karnym. Sędzia nie miał wątpliwości i wskazał na jedenasty metr, choć powtórki pokazały, że to była bardzo niejednoznaczna sytuacja. Decyzja arbitra jest jednak niezmienna, więc Bakary Sako ustawił piłkę w odpowiednim miejscu i pewnym strzałem w lewy róg zmylił golkipera Huddersfield, który oczekiwał uderzenia w prawą stronę. 1-0. Zachowywanie czystych kont to w ostatnim czasie nasza specjalność, więc dowiezienie wyniku do końcowego gwizdka nie stanowiło większego problemu. Tym samym udało nam się wygrać piąty mecz z rzędu, co już jest nie lada osiągnięciem. Cieszę się tym bardziej, że, jak mawiają, nie sztuką jest wygrać mecz, w którym wszystko układa się po myśli. Prawdziwy wyczyn stanowi zwycięstwo, pomimo licznych przeciwności losu. Tak było z Huddersfield, więc to znaczy, że osiągnęliśmy już formę, która pozwala myśleć o rzeczach wielkich.



Myśli należy zawsze jak najszybciej przenieść na rzeczywisty grunt, więc tym mocniej zapraszam na jutrzejszy wpis i zachęcam do komentowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz