Jedno
spojrzenie na kalendarz natychmiastowo obaliło mój pogląd, że
ponowna wspinaczka na fotel lidera będzie szybka, łatwa i
przyjemna. Przed nami bowiem bardzo trudny fragment kalendarza. W
krótkim odstępie czasu skonfrontujemy swoje siły z zespołami
czołówki - Bournemouth oraz Fulham, a także dochodzącymi do formy
Watfordem i Brighton. Wywalczenie 3 punktów w każdym z tych meczów
będzie wielkim wyzwaniem, które jednak chcemy podjąć, by
przekonać się, na co nas naprawdę stać. Na pierwszy ogień idzie
Fulham.
Sky Bet Championship
XXXIII kolejka
Wolverhampton - Fulham
Spadkowicz
z Premier League dzięki serii dobrych występów zbliżył się do
podium na odległość rzutu beretem. Zwycięstwo nad nami
pozwoliłoby im przeskoczyć Wilki i awansować na 3 miejsce.
Motywacja była więc bardzo silna. I to było widać od momentu
rozpoczęcia spotkania. Fulham bez kompleksów przejęło inicjatywę,
jednak nie potrafiło przedostać się przez nasze zasieki obronne, z
rewelacyjnie dysponowanymi (jak zwykle) Stearmanem i Batthem. Od 15
minuty dominacja Fulham zaczynała być ograniczana coraz śmielszymi
wypadami Wilków. W 19 minucie po zamieszaniu w polu karnym piłka
spadła pod nogi Dicko. Maliczyk spokojnie przymierzył, ale zbyt
długo składał się do uderzenia i został zablokowany. Jeden
Malijczyk zawiódł, cóż mamy jeszcze drugiego. I to właśnie
Bakary Sako posłał wynik 0-0 do przeszłości. W 23 minucie Bakary
ustawił piłkę 35 metrów od bramki Bettinellego. Wszyscy, łącznie
z golkiperem Fulham, spodziewali się jakiegoś dogrania ze strony
Sako, jednak Malijczyk chciał zaskoczyć i uderzyć. Piłka leciała
prawie z prędkością światła i nabrała dziwnej rotacji, niczym
po strzałach Ronaldo. Bettinelli źle oszacował jej lot i musiał
wyciągać ją z siatki. Przepiękny, imponujący gol z 35 metrów,
ze stojącej piłki! 1-0. Po objęciu prowadzenia obraz gry wrócił
do normy. Fulham było stroną przeważającą, jednak nie miało
pomysłu, jak tę przewagę wcielić w życie. Pięknym za nadobne
Bakaremu próbował odpowiedzieć Bryan Ruiz, jednak jego uderzenie z
rzutu wolnego zatrzymało się na poprzeczce. Rodallega, z kolei, nie
potrafił wywalczyć sobie pozycji, gdyż Batth pilnował go jak
oczka w glowie. Minuty upływały w rytm ciągłego bicia głową w
mur przez Fulham. Wreszcie w 64 minucie mógł nastąpić przełom,
jednak McCormack fatalnie przestrzelił w sytuacji sam na sam z
Ikeme. Ta sytuacja chyba zupełnie podłamała Fulham i uświadomiła,
że strzelenie bramki jest poza ich zasięgiem tego wieczora. Obszar
gry zaczął się przesuwać w kierunku bramki Bettinellego. Na
kwadrans przed końcowym gwizdkiem Wolverhampton pokazało, że ma
zadatek, by być małą Barceloną. Zachwycająca gra na jeden
kontakt przeniosła piłkę na lewą stronę boiska do Ameobiego.
Nigeryjczyk wymierzył dośrodkowanie, które idealnie przelobowało
stoperów Fulham. Piłka dotarła do Dicko, który pozostawiony sam
na 5 metrze nie mógł się pomylić. 2-0. Ta bramka rozstrzygnęła
mecz i obie strony nie wykazywały odtąd inicjatywy ofensywnej,
chcąc już zejść do szatni. Tym samym udało się wygrać pierwszy
z trudnych meczów, o których wspominałem na początku. W czołówce
zachowany został status quo, gdyż 3 punkty dopisały do dorobku
także zespoły Boro i Norwich.
Luty
kończymy meczem wyjazdowym z Cardiff.
Sky Bet Championship
XXXIV kolejka
Cardiff - Wolverhampton
W zespole panuje bojowe
nastawienie po triumfie nad Fulham, więc wszyscy wierzą, że
pokonanie Cardiff nie będzie specjalnie dużym wysiłkiem. Walijski
klub nie potrafi ponownie odnaleźć się w realiach Championship i
plasuje się dopiero pod koniec drugiej dziesiątki. Oczekiwaliśmy
przeważania od pierwszej minuty, więc jakżeż wielkie było nasze
zdziwienie, gdy to Cardiff przejęło inicjatywę. Walijczycy nie
zamierzali kierować się statystyką z tabeli, tylko bez kompleksów
ruszyli do ataku. Wilki chyba poczuły się zbyt pewnie przed meczem,
gdyż mimo moich zdecydowanych prób wpłynięcia na ich grę, ciągle
nie były w stanie wrócić na właściwe tory. A Cardiff, niezrażone
niczym atakowało. W 25 minucie Aron Gunnarsson przeprowadził
imponującą akcję lewym skrzydłem, po czym posłał świetne ostre
dośrodkowanie w pole karne. Kenwyne Jones minął się jednak z
wrzutką i na tablicy ciągle widniał bezbramkowy remis. W przeciągu
pół godziny Cardiff tyle razy gościło pod naszym polem karnym, że
zazwyczaj wystarczyłoby to do strzelenia 2-3 goli. Świetnie
dysponowany był jednak Richard Stearman, który nie dość, że
idealnie czyścił swój sektor boiska, to jeszcze asekurował
przestrzeń bardzo niepewnego w tym meczu Jesusa Vallejo. Przerwa
była momentem do wstrząśnięcia zespołem, jednak miałem
wrażenie, że przemawiam do ściany. Zespół był kompletnie
załamany i ciężko było wydobyć nawet krztę motywacji. Zdobycie
jakiegokolwiek punktu w tym meczu graniczyło z cudem. Cardiff szybko
wybiło nam z głowy nadzieję na dobry wynik. Niecałe 5 minut po
wznowieniu Joe Ralls otrzymał podanie na 18 metr i ze stoickim
spokojem uderzył w lewy róg. Ikeme nawet nie drgnął. 1-0.
Spodziewałem się, że taki wstrząs pozwoli, jak to było w kilku
poprzednich przypadkach, wrócić Wilkom do gry. Nic takiego niestety
nie miało miejsca. W dalszym ciągu to Cardiff było lepszym
zespołem i w pełni kontrolowało boiskowe wydarzenia. Gdyby nie
galaktyczny Stearman doszłoby do pogromu. Jedno samotne dobrze
funkcjonujące ogniwo nie jest jednak w stanie wygrać meczu, wobec
fatalnej dyspozycji całej reszty jedenastki. Tym samym cała praca
wykonana w meczu z Fulham została właśnie zaprzepaszczona. Nie
rozumiem dlaczego po raz kolejny po dobrym meczu przychodzi słaby,
dlaczego nie potrafimy ustabilizować formy, jak to było w pierwszej
części sezonu. Mamy już tak zaawansowany etap rozgrywek, że każda
strata punktów może okazać się bardzo trudna do odrobienia. Boro
uciekło już na 9 punktów... Jedyna pociecha jest taka, że Norwich
tylko zremisowało i ciągle jest blisko. Musimy jednak poważnie
porozmawiać i zacząć traktować każdy mecz, jako ten decydujący
o wszystkim. Awans jest w zasięgu ręki, trzeba tylko chcieć tę
rękę wyciągnąć...
Angielska
federacja popisała się naprawdę dużym wyczuciem. W momencie, gdy
potrzebujemy kilku dni wolnego, by wyciszyć się i przemyśleć
kilka spraw ona ogłasza nagrody za luty. Dzięki ci, federacjo!
Wśród wyróżnionych oczywiście próżno szukać Wilków, ale to
nie ma wielkiego znaczenia. Grono menedżerskie po prostu ośmieszył
Aitor Karanka. Szkoleniowiec Boro doprowadził swój klub do triumfu
we wszystkich sześciu lutowych meczach i mógł dostawić na półkę
drugą z rzędu statuetkę od federacji. Gdzieś daleko za horyzontem
majaczą postaci innych wyróżnionych menedżerów Kevina Keena i
Eddiego Howe'a. Równie wyraźną przewagę nad konkurencją osiągnął
triumfator nagrody dla młodego piłkarza miesiąca. A jest nim
obrońca lidera Kenneth Omeruo, który wyprzedził innego zawodnika
wypożyczonego z Chelsea - Nathaniela Chalobaha oraz napastnika
Boltonu Zacha Clough. Wyróżnienia dla piłkarza miesiąca stoją
pod znakiem renesansu zawodników ofensywnych. Wygrał niesamowity
Lewis Grabban, który wyprzedził Pavla Pogrebnyaka i Mikhaila
Antonio. Chciałbym, żeby marcowe wyróżnienia zostały zdominowane
przez Wilki, jednak nie mam zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Od
teraz pełne skupienie kierujemy na najbliższy mecz.
A
jest to kolejny mecz z gatunku hitów, od jakich roi się w ostatnim
czasie w kalendarzu. Tym razem gramy z Bournemouth.
Sky Bet Championship
XXXV kolejka
Bournemouth - Wolverhampton
The Cherries są
ostatnio jednym z najlepszych zespołów ligi, dzięki czemu
przesunęli się tuż za podium. W starciu z tak klasowym rywalem nie
było problemów z motywacją. Wilki wiedziały, że receptą na
sukces jest przejęcie inicjatywy i próbowały wcielić ten koncept
w życie od pierwszej minuty. Zastanawiam się tylko, dlaczego
zastosowanie tego pomysłu jest tym trudniejsze, im niższa klasa
rywala. I nie znajduję odpowiedzi... Muszę rozwikłać tę zagadkę,
której przyczyna niewątpliwie leży w psychice, ale zrobię to
dopiero po meczu z Bournemouth. Sytuacja na boisku podczas meczu z
The Cherries wyglądała podobnie, jak w wielu wcześniejszych
starciach. Objęliśmy panowanie, rywalowi zostawiając tylko akcje
odwetowe. Defensywa Bournemouth była jednak bardzo dobrze
dysponowana i nie dopuszczała do prawie żadnych sytuacji pod swoją
bramką. Wyjątki w pierwszej połowie były 2. W 16 minucie po
rzucie rożnym Henry'ego strzał głową oddał Sidibe, jednak piłkę
z linii bramkowej wybił jeden z defensorów Bournemouth. Z kolei w
35 minucie dogranie na wolne pole na lewą stronę pola karnego
posłał McDonald. Afobe doszedł do piłki, dostrzegł, że Boruc
odsłonił krótki róg i próbował to wykorzystać. Piłka
zatrzymała się jednak tylko na słupku. Na drugą połowę Wilki
wyszły z nastawieniem na kontynuację stylu gry z pierwszej części
i nadzieją, że w końcu przyniesie to efekt. Mówi się, że
nadzieja matką głupich, ale nie zawsze znajduje to odzwierciedlenie
w rzeczywistości. W 53 minucie groźne, nieprzyjemne uderzenie z
kozłem oddał z dystansu Bakary Sako. Boruc zaskoczony trajektorią
lotu futbolówki wypluł ją przed siebie, a ze skuteczną dobitką
pośpieszył Nouha Dicko. 0-1. Stracona bramka rozsierdziła drużynę
Eddiego Howe'a, która ruszyła do zdecydowanego natarcia. Obraz gry
zmienił się o 180 stopni i teraz to Wolverhampton było schowane za
podwójną gardą. Przewaga Bournemouth poza większą liczbą
sytuacji przyniosła też ryzyko kontrataku. Wilki skrzętnie
skorzystały z prawa do kontry. Sako dostał piłkę i na pełnej
szybkości ruszył z własnej połowy. Zawodnicy Bournemouth nie byli
w stanie za nim nadążyć i w końcu stworzyła się sytuacja. 3vs2.
Sako biegł środkiem, a po bokach byli Doyle i Dicko. Bakary
zamarkował podanie do Irlandczyka i oddał piłkę swojemu rodakowi,
wyprowadzając go na sytuację sam na sam. Dicko nie mógł się
pomylić. 0-2. Po tym golu nastąpił kolejny w ostatnich tygodniach
spadek koncentracji. Bournemouth to wykorzystało i strzeliło bramkę
kontaktową, za sprawą Tokelo Rantie, który strzałem głową na
raty pokonał Kuszczaka. 1-2. Na więcej na szczęście zabrakło
czasu. Bardzo cenne zwycięstwo nad trudnym rywalem stało się
faktem. Cieszy solidna gra i realizacja założeń taktycznych.
Jeszcze większą radość wzbudziły we mnie wieści z innych boisk.
Tam bowiem ludzką twarz pokazali moi główni konkurenci. Boro
uległo Millwall, a Norwich przegrało z Wigan. Wracamy na 2 miejsce
z sześcioma punktami straty do Middlesbrough.
Jutro
spróbujemy zmniejszyć tę stratę, korzystając z faktu, że mamy
trudnych rywali, a z tymi ostatnio gra się nam najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz