czwartek, 14 maja 2015

Przewrotna Logika

Jedno spojrzenie na kalendarz natychmiastowo obaliło mój pogląd, że ponowna wspinaczka na fotel lidera będzie szybka, łatwa i przyjemna. Przed nami bowiem bardzo trudny fragment kalendarza. W krótkim odstępie czasu skonfrontujemy swoje siły z zespołami czołówki - Bournemouth oraz Fulham, a także dochodzącymi do formy Watfordem i Brighton. Wywalczenie 3 punktów w każdym z tych meczów będzie wielkim wyzwaniem, które jednak chcemy podjąć, by przekonać się, na co nas naprawdę stać. Na pierwszy ogień idzie Fulham.

Sky Bet Championship

XXXIII kolejka

Wolverhampton - Fulham

Spadkowicz z Premier League dzięki serii dobrych występów zbliżył się do podium na odległość rzutu beretem. Zwycięstwo nad nami pozwoliłoby im przeskoczyć Wilki i awansować na 3 miejsce. Motywacja była więc bardzo silna. I to było widać od momentu rozpoczęcia spotkania. Fulham bez kompleksów przejęło inicjatywę, jednak nie potrafiło przedostać się przez nasze zasieki obronne, z rewelacyjnie dysponowanymi (jak zwykle) Stearmanem i Batthem. Od 15 minuty dominacja Fulham zaczynała być ograniczana coraz śmielszymi wypadami Wilków. W 19 minucie po zamieszaniu w polu karnym piłka spadła pod nogi Dicko. Maliczyk spokojnie przymierzył, ale zbyt długo składał się do uderzenia i został zablokowany. Jeden Malijczyk zawiódł, cóż mamy jeszcze drugiego. I to właśnie Bakary Sako posłał wynik 0-0 do przeszłości. W 23 minucie Bakary ustawił piłkę 35 metrów od bramki Bettinellego. Wszyscy, łącznie z golkiperem Fulham, spodziewali się jakiegoś dogrania ze strony Sako, jednak Malijczyk chciał zaskoczyć i uderzyć. Piłka leciała prawie z prędkością światła i nabrała dziwnej rotacji, niczym po strzałach Ronaldo. Bettinelli źle oszacował jej lot i musiał wyciągać ją z siatki. Przepiękny, imponujący gol z 35 metrów, ze stojącej piłki! 1-0. Po objęciu prowadzenia obraz gry wrócił do normy. Fulham było stroną przeważającą, jednak nie miało pomysłu, jak tę przewagę wcielić w życie. Pięknym za nadobne Bakaremu próbował odpowiedzieć Bryan Ruiz, jednak jego uderzenie z rzutu wolnego zatrzymało się na poprzeczce. Rodallega, z kolei, nie potrafił wywalczyć sobie pozycji, gdyż Batth pilnował go jak oczka w glowie. Minuty upływały w rytm ciągłego bicia głową w mur przez Fulham. Wreszcie w 64 minucie mógł nastąpić przełom, jednak McCormack fatalnie przestrzelił w sytuacji sam na sam z Ikeme. Ta sytuacja chyba zupełnie podłamała Fulham i uświadomiła, że strzelenie bramki jest poza ich zasięgiem tego wieczora. Obszar gry zaczął się przesuwać w kierunku bramki Bettinellego. Na kwadrans przed końcowym gwizdkiem Wolverhampton pokazało, że ma zadatek, by być małą Barceloną. Zachwycająca gra na jeden kontakt przeniosła piłkę na lewą stronę boiska do Ameobiego. Nigeryjczyk wymierzył dośrodkowanie, które idealnie przelobowało stoperów Fulham. Piłka dotarła do Dicko, który pozostawiony sam na 5 metrze nie mógł się pomylić. 2-0. Ta bramka rozstrzygnęła mecz i obie strony nie wykazywały odtąd inicjatywy ofensywnej, chcąc już zejść do szatni. Tym samym udało się wygrać pierwszy z trudnych meczów, o których wspominałem na początku. W czołówce zachowany został status quo, gdyż 3 punkty dopisały do dorobku także zespoły Boro i Norwich.

Luty kończymy meczem wyjazdowym z Cardiff. 

Sky Bet Championship

XXXIV kolejka

Cardiff - Wolverhampton

W zespole panuje bojowe nastawienie po triumfie nad Fulham, więc wszyscy wierzą, że pokonanie Cardiff nie będzie specjalnie dużym wysiłkiem. Walijski klub nie potrafi ponownie odnaleźć się w realiach Championship i plasuje się dopiero pod koniec drugiej dziesiątki. Oczekiwaliśmy przeważania od pierwszej minuty, więc jakżeż wielkie było nasze zdziwienie, gdy to Cardiff przejęło inicjatywę. Walijczycy nie zamierzali kierować się statystyką z tabeli, tylko bez kompleksów ruszyli do ataku. Wilki chyba poczuły się zbyt pewnie przed meczem, gdyż mimo moich zdecydowanych prób wpłynięcia na ich grę, ciągle nie były w stanie wrócić na właściwe tory. A Cardiff, niezrażone niczym atakowało. W 25 minucie Aron Gunnarsson przeprowadził imponującą akcję lewym skrzydłem, po czym posłał świetne ostre dośrodkowanie w pole karne. Kenwyne Jones minął się jednak z wrzutką i na tablicy ciągle widniał bezbramkowy remis. W przeciągu pół godziny Cardiff tyle razy gościło pod naszym polem karnym, że zazwyczaj wystarczyłoby to do strzelenia 2-3 goli. Świetnie dysponowany był jednak Richard Stearman, który nie dość, że idealnie czyścił swój sektor boiska, to jeszcze asekurował przestrzeń bardzo niepewnego w tym meczu Jesusa Vallejo. Przerwa była momentem do wstrząśnięcia zespołem, jednak miałem wrażenie, że przemawiam do ściany. Zespół był kompletnie załamany i ciężko było wydobyć nawet krztę motywacji. Zdobycie jakiegokolwiek punktu w tym meczu graniczyło z cudem. Cardiff szybko wybiło nam z głowy nadzieję na dobry wynik. Niecałe 5 minut po wznowieniu Joe Ralls otrzymał podanie na 18 metr i ze stoickim spokojem uderzył w lewy róg. Ikeme nawet nie drgnął. 1-0. Spodziewałem się, że taki wstrząs pozwoli, jak to było w kilku poprzednich przypadkach, wrócić Wilkom do gry. Nic takiego niestety nie miało miejsca. W dalszym ciągu to Cardiff było lepszym zespołem i w pełni kontrolowało boiskowe wydarzenia. Gdyby nie galaktyczny Stearman doszłoby do pogromu. Jedno samotne dobrze funkcjonujące ogniwo nie jest jednak w stanie wygrać meczu, wobec fatalnej dyspozycji całej reszty jedenastki. Tym samym cała praca wykonana w meczu z Fulham została właśnie zaprzepaszczona. Nie rozumiem dlaczego po raz kolejny po dobrym meczu przychodzi słaby, dlaczego nie potrafimy ustabilizować formy, jak to było w pierwszej części sezonu. Mamy już tak zaawansowany etap rozgrywek, że każda strata punktów może okazać się bardzo trudna do odrobienia. Boro uciekło już na 9 punktów... Jedyna pociecha jest taka, że Norwich tylko zremisowało i ciągle jest blisko. Musimy jednak poważnie porozmawiać i zacząć traktować każdy mecz, jako ten decydujący o wszystkim. Awans jest w zasięgu ręki, trzeba tylko chcieć tę rękę wyciągnąć...

Angielska federacja popisała się naprawdę dużym wyczuciem. W momencie, gdy potrzebujemy kilku dni wolnego, by wyciszyć się i przemyśleć kilka spraw ona ogłasza nagrody za luty. Dzięki ci, federacjo! Wśród wyróżnionych oczywiście próżno szukać Wilków, ale to nie ma wielkiego znaczenia. Grono menedżerskie po prostu ośmieszył Aitor Karanka. Szkoleniowiec Boro doprowadził swój klub do triumfu we wszystkich sześciu lutowych meczach i mógł dostawić na półkę drugą z rzędu statuetkę od federacji. Gdzieś daleko za horyzontem majaczą postaci innych wyróżnionych menedżerów Kevina Keena i Eddiego Howe'a. Równie wyraźną przewagę nad konkurencją osiągnął triumfator nagrody dla młodego piłkarza miesiąca. A jest nim obrońca lidera Kenneth Omeruo, który wyprzedził innego zawodnika wypożyczonego z Chelsea - Nathaniela Chalobaha oraz napastnika Boltonu Zacha Clough. Wyróżnienia dla piłkarza miesiąca stoją pod znakiem renesansu zawodników ofensywnych. Wygrał niesamowity Lewis Grabban, który wyprzedził Pavla Pogrebnyaka i Mikhaila Antonio. Chciałbym, żeby marcowe wyróżnienia zostały zdominowane przez Wilki, jednak nie mam zamiaru zaprzątać sobie tym głowy. Od teraz pełne skupienie kierujemy na najbliższy mecz.



A jest to kolejny mecz z gatunku hitów, od jakich roi się w ostatnim czasie w kalendarzu. Tym razem gramy z Bournemouth. 

Sky Bet Championship

XXXV kolejka

Bournemouth - Wolverhampton

The Cherries są ostatnio jednym z najlepszych zespołów ligi, dzięki czemu przesunęli się tuż za podium. W starciu z tak klasowym rywalem nie było problemów z motywacją. Wilki wiedziały, że receptą na sukces jest przejęcie inicjatywy i próbowały wcielić ten koncept w życie od pierwszej minuty. Zastanawiam się tylko, dlaczego zastosowanie tego pomysłu jest tym trudniejsze, im niższa klasa rywala. I nie znajduję odpowiedzi... Muszę rozwikłać tę zagadkę, której przyczyna niewątpliwie leży w psychice, ale zrobię to dopiero po meczu z Bournemouth. Sytuacja na boisku podczas meczu z The Cherries wyglądała podobnie, jak w wielu wcześniejszych starciach. Objęliśmy panowanie, rywalowi zostawiając tylko akcje odwetowe. Defensywa Bournemouth była jednak bardzo dobrze dysponowana i nie dopuszczała do prawie żadnych sytuacji pod swoją bramką. Wyjątki w pierwszej połowie były 2. W 16 minucie po rzucie rożnym Henry'ego strzał głową oddał Sidibe, jednak piłkę z linii bramkowej wybił jeden z defensorów Bournemouth. Z kolei w 35 minucie dogranie na wolne pole na lewą stronę pola karnego posłał McDonald. Afobe doszedł do piłki, dostrzegł, że Boruc odsłonił krótki róg i próbował to wykorzystać. Piłka zatrzymała się jednak tylko na słupku. Na drugą połowę Wilki wyszły z nastawieniem na kontynuację stylu gry z pierwszej części i nadzieją, że w końcu przyniesie to efekt. Mówi się, że nadzieja matką głupich, ale nie zawsze znajduje to odzwierciedlenie w rzeczywistości. W 53 minucie groźne, nieprzyjemne uderzenie z kozłem oddał z dystansu Bakary Sako. Boruc zaskoczony trajektorią lotu futbolówki wypluł ją przed siebie, a ze skuteczną dobitką pośpieszył Nouha Dicko. 0-1. Stracona bramka rozsierdziła drużynę Eddiego Howe'a, która ruszyła do zdecydowanego natarcia. Obraz gry zmienił się o 180 stopni i teraz to Wolverhampton było schowane za podwójną gardą. Przewaga Bournemouth poza większą liczbą sytuacji przyniosła też ryzyko kontrataku. Wilki skrzętnie skorzystały z prawa do kontry. Sako dostał piłkę i na pełnej szybkości ruszył z własnej połowy. Zawodnicy Bournemouth nie byli w stanie za nim nadążyć i w końcu stworzyła się sytuacja. 3vs2. Sako biegł środkiem, a po bokach byli Doyle i Dicko. Bakary zamarkował podanie do Irlandczyka i oddał piłkę swojemu rodakowi, wyprowadzając go na sytuację sam na sam. Dicko nie mógł się pomylić. 0-2. Po tym golu nastąpił kolejny w ostatnich tygodniach spadek koncentracji. Bournemouth to wykorzystało i strzeliło bramkę kontaktową, za sprawą Tokelo Rantie, który strzałem głową na raty pokonał Kuszczaka. 1-2. Na więcej na szczęście zabrakło czasu. Bardzo cenne zwycięstwo nad trudnym rywalem stało się faktem. Cieszy solidna gra i realizacja założeń taktycznych. Jeszcze większą radość wzbudziły we mnie wieści z innych boisk. Tam bowiem ludzką twarz pokazali moi główni konkurenci. Boro uległo Millwall, a Norwich przegrało z Wigan. Wracamy na 2 miejsce z sześcioma punktami straty do Middlesbrough.



Jutro spróbujemy zmniejszyć tę stratę, korzystając z faktu, że mamy trudnych rywali, a z tymi ostatnio gra się nam najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz