piątek, 1 maja 2015

Popioły i Feniks

Kolejny wpis rozpoczynamy z wielkimi nadziejami na lepszą przyszłość. Terminarz bowiem nareszcie się odwrócił i teraz to Wolverhampton będzie przystępować do kilku najbliższych spotkań w roli faworyta. Przedtem czeka nas jednak jeszcze ostatni mecz, w którym reżyser się nie popisał i zapomniał podzielić kwestie.

Sky Bey Championship

V Kolejka

Wolverhampton - Blackburn 

Zniesmaczeni i oburzeni lekceważącą postawą reżysera chcieliśmy szybko wrócić do łask i udowodnić mu, kto jest lepszy w tej parze. Od pierwszej minuty moi podopieczni rzucili się na rywala, chcąc zachować się jak prawdziwe Wilki i rozszarpać oponenta. Skutek był niestety odwrotny do zamierzonego. Zaślepieni żądzą triumfu zapomnieliśmy bowiem, że napastnicy Blackburn mogliby równie dobrze stanowić o sile nawet drużyny ze środka tabeli BPL. Duet Gestede - Rhodes dał o sobie znać już w 9 minucie, gdy Szkot pięknym wolejem wykończył inteligentne dogranie Francuza. Ranni ruszyliśmy z odsieczą. Bardzo długo nie mogliśmy jednak znaleźć recepty na świetnie wywiązującą się z pressingu defensywę mistrza Anglii z . W całym meczu oddaliśmy aż 16 strzałów, jednak z powodu skutecznej obrony Blackburn były to uderzenia z nieprzygotowanych pozycji i tylko 4 zmierzały w światło bramki. Na szczęście po jednym z tych uderzeń piłka zatrzepotała w siatce. David Edwards wreszcie podłączył się do akcji ofensywnej, a defensorzy Blackburn, nieprzyzwyczajeni do takiej sytuacji, zapomnieli go pokryć. Edwards ze stoickim spokojem przyjął piłkę na 25 metrze od bramki, przymierzył i posłał piłkę w samo okienko. 1-1. Piękny gol, dobra gra, rozczarowujący wynik. Skąd ja to znam? 


 
Kilka ligowych spotkań już za nami, więc czas na pierwsze drobne podsumowanie, które będzie pojawiać się w regularnych pięciokolejkowych odstępach. Obecna sytuacja ligowa wygląda tak:

Wesoło na razie nie jest. Przedostatnie miejsce w lidze, ciągłe oczekiwanie na debiutanckie zwycięstwo. Mimo wszystko, patrząc na klasę moich pierwszych rywali i porównując ją z moim potencjałem, plasującym mnie w środku stawki, uważam, że 3 punkty to rezultat, którego nie muszę się wstydzić. Zadowolony jestem również ze ścisku, panującego w środku tabeli. Dzięki temu każde zwycięstwo w najbliższym czasie oznacza katapultację o kilka dobrych pozycji. Czołową czwórkę, której nie udało się przedstawić na zdjęciu stanowią Middlesborough, Nottingham (po 13 pkt), Norwich (12) i rewelacja początku sezonu Bolton (11). Wrześniowy terminarz rozgrywek pozwala mieć nadzieję, że to my możemy stać się największym wygranym kolejnych pięciu kolejek. Głęboko wierzę, że tak się stanie.

Niepowtarzalna szansa na przełamanie zdarzyła się po przerwie reprezentacyjnej, w połowie września. 

 Sky Bet Championship

VI kolejka

Blackpool - Wolverhampton

 

Wtedy to wybraliśmy się do Blackpool, by zmierzyć się z tamtejszym zespołem. Jest to jeden z wielu klubów w Europie, których spektakularny upadek obserwujemy w ostatnich latach. Blackpool jeszcze wiosną 2011 występowało w Premier League, ale niewłaściwa polityka finansowa zaprowadziła klub prosto do trzeciej ligi (od przyszłego sezonu). W Football Managerze początek sezonu im się udał, jednak ich klasa sportowa pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Blackpool przed sezonem przeszło Wielką Rewolucję Angielską, wymieniając 90% kadry, niekoniecznie na lepsze. W zespole trudno szukać jakichkolwiek oznak zgrania czy gry zespołowej, panuje wolna amerykanka. Dla zespołu grającego piłką chociaż na takim poziomie jak my, pokonanie Blackpool nie może stanowić żadnego problemu. Od pierwszego gwizdka ruszyliśmy do szturmu bramki Blackpool, wietrząc w powietrzu wyraźną szansę na strzelenie gola. Padł on po kwadransie gry, kiedy to na bezpośrednie uderzenie z 25-metrowego rzutu wolnego zdecydował się Bakary Sako. Malijczyk trafił idealnie przy dalszym słupku, zmuszając golkipera Blackpool do kapitulacji. 0-1. Nauczeni doświadczeniem, nie chcieliśmy poprzestać na jednej bramce, tylko od razu ruszyliśmy po drugą. Starania bardzo szybko zostały wynagrodzone. W 22 minucie dośrodkowanie van la Parry z prawej strony boiska świetnym, kontrującym strzałem wykończył Afobe. 0-2. Blackpool od czasu do czasu próbowało kontratakować, jednak ich akcje indywidualne były duszone w zarodku. Z kolei defensorzy Blackpool nie potrafili zatrzymać naszych ofensywnych graczy. W 44 minucie świetny ostatnio Afobe wyprowadził na wolną pozycję Dicko, a Malijczyk zaimponował kolejny raz opanowaniem skutecznie lobując Lewisa. 0-3. Mimo bardzo korzystnego wyniku, Wilki ciągle nie były nasycone. Po nieco ponad godzinie gry dośrodkowanie Sako z rzutu rożnego na bramkę zamienił Dicko. 0-4. To jednak wcale nie był koniec strzelania. W 80 minucie Sako posłał świetne, ostre dośrodkowanie z lewego skrzydła a Dicko uprzedził obrońcę, trącił piłkę i skompletował hat-tricka. 0-5. Wreszcie udało nam się odzyskać skuteczność i od razu widać, jak gigantyczny miało to wpływ na wynik. Liczę także, że to będzie ten długo wyczekiwany impuls, który na stałe przywróci Wilkom pewność siebie. Weryfikacja już za 3 dni.


Gramy drugi z rzędu mecz wyjazdowy. Tym razem z Charltonem.

Sky Bet Championship

VII kolejka

Charlton - Wolverhampton 

 

The Addicks wzorowo odrobili pracę domową, wyłapując wszystkie niedociągnięcia defensywy Blackpool, które stały się przyczyną pogromu. Charlton zdecydował się zagrać bardzo fizycznie i agresywnie przerywać wszelkie aktywności ofensywne Wilków. Przez większość meczu gra była brutalną wymianą "uprzejmości" w okolicach środkowego koła. Jak to w Anglii sędzia pozwalał na bardzo dużo, jednak kilka fauli było tak chamskich, że liczba zawodników kończących ten mecz na pewno nie powinna wynosić 22. Skończyło się zaledwie na dwóch żółtych kartkach. Obu dla nas... Obu dla Stearmana... Fizyczna walka ani gra w osłabieniu nawet na moment nie odebrały jednak Wilkom chęci triumfu. Brakowało jednak sytuacji do strzelenia gola. Aż do 73 minuty. Wtedy to stoperzy Charlton zaczęli rozgrywać miedzy sobą piłkę. W okolicy czaił się jednak Dicko i bezlitośnie wykorzystał moment, kiedy to jednemu z obrońców delikatnie odskoczyła piłka. Malijczyk wszedł w jej posiadanie i pognał w stronę bramki Charlton. O tym, że Dicko jest mistrzem sytuacji 1 na 1 już wspominałem nie raz, więc powiem tylko, że w wyniku tej akcji rezultat spotkania uległ zmianie. 0-1. Po zdobytej bramce pokornie cofnęliśmy się, chcąc zminimalizować ryzyko utraty gola. Charlton atakował, ale na szczęście nie potrafił sobie wykreować żadnej dobrej sytuacji i wynik utrzymał się do końcowego gwizdka. Tym samym drugie z rzędu zwycięstwo stało się faktem.


Czy to początek serii? Mam wielką nadzieję, że tak. Tym bardziej, że w najbliższym czasie poza meczem z rewelacją sezonu z Boltonu czekają nas starcia wyłącznie z rywalami pokroju Charltonu. Forma Wilków idzie w górę i liczę, że ten trend utrzyma się także w jutrzejszym wpisie. Zapraszam na niego i zachęcam do komentowania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz