Kolejny
wpis rozpoczynamy z wielkimi nadziejami na lepszą przyszłość.
Terminarz bowiem nareszcie się odwrócił i teraz to Wolverhampton
będzie przystępować do kilku najbliższych spotkań w roli
faworyta. Przedtem czeka nas jednak jeszcze ostatni mecz, w którym
reżyser się nie popisał i zapomniał podzielić kwestie.
Sky Bey Championship
V Kolejka
Wolverhampton - Blackburn
Zniesmaczeni
i oburzeni lekceważącą postawą reżysera chcieliśmy szybko
wrócić do łask i udowodnić mu, kto jest lepszy w tej parze. Od
pierwszej minuty moi podopieczni rzucili się na rywala, chcąc
zachować się jak prawdziwe Wilki i rozszarpać oponenta. Skutek był
niestety odwrotny do zamierzonego. Zaślepieni żądzą triumfu
zapomnieliśmy bowiem, że napastnicy Blackburn mogliby równie
dobrze stanowić o sile nawet drużyny ze środka tabeli BPL. Duet
Gestede - Rhodes dał o sobie znać już w 9 minucie, gdy Szkot
pięknym wolejem wykończył inteligentne dogranie Francuza. Ranni
ruszyliśmy z odsieczą. Bardzo długo nie mogliśmy jednak znaleźć
recepty na świetnie wywiązującą się z pressingu defensywę
mistrza Anglii z . W całym meczu oddaliśmy aż 16 strzałów,
jednak z powodu skutecznej obrony Blackburn były to uderzenia z
nieprzygotowanych pozycji i tylko 4 zmierzały w światło bramki. Na
szczęście po jednym z tych uderzeń piłka zatrzepotała w siatce.
David Edwards wreszcie podłączył się do akcji ofensywnej, a
defensorzy Blackburn, nieprzyzwyczajeni do takiej sytuacji,
zapomnieli go pokryć. Edwards ze stoickim spokojem przyjął piłkę
na 25 metrze od bramki, przymierzył i posłał piłkę w samo
okienko. 1-1. Piękny gol, dobra gra, rozczarowujący wynik. Skąd ja
to znam?
Kilka
ligowych spotkań już za nami, więc czas na pierwsze drobne
podsumowanie, które będzie pojawiać się w regularnych
pięciokolejkowych odstępach. Obecna sytuacja ligowa wygląda tak:
Wesoło
na razie nie jest. Przedostatnie miejsce w lidze, ciągłe
oczekiwanie na debiutanckie zwycięstwo. Mimo wszystko, patrząc na
klasę moich pierwszych rywali i porównując ją z moim potencjałem,
plasującym mnie w środku stawki, uważam, że 3 punkty to rezultat,
którego nie muszę się wstydzić. Zadowolony jestem również ze
ścisku, panującego w środku tabeli. Dzięki temu każde zwycięstwo
w najbliższym czasie oznacza katapultację o kilka dobrych pozycji.
Czołową czwórkę, której nie udało się przedstawić na zdjęciu
stanowią Middlesborough, Nottingham (po 13 pkt), Norwich (12) i
rewelacja początku sezonu Bolton (11). Wrześniowy terminarz
rozgrywek pozwala mieć nadzieję, że to my możemy stać się
największym wygranym kolejnych pięciu kolejek. Głęboko wierzę,
że tak się stanie.
Niepowtarzalna
szansa na przełamanie zdarzyła się po przerwie reprezentacyjnej, w
połowie września.
Sky Bet Championship
VI kolejka
Blackpool - Wolverhampton
Wtedy to wybraliśmy się do Blackpool, by
zmierzyć się z tamtejszym zespołem. Jest to jeden z wielu klubów
w Europie, których spektakularny upadek obserwujemy w ostatnich
latach. Blackpool jeszcze wiosną 2011 występowało w Premier
League, ale niewłaściwa polityka finansowa zaprowadziła klub
prosto do trzeciej ligi (od przyszłego sezonu). W Football Managerze
początek sezonu im się udał, jednak ich klasa sportowa pozostawia
naprawdę wiele do życzenia. Blackpool przed sezonem przeszło
Wielką Rewolucję Angielską, wymieniając 90% kadry, niekoniecznie
na lepsze. W zespole trudno szukać jakichkolwiek oznak zgrania czy
gry zespołowej, panuje wolna amerykanka. Dla zespołu grającego
piłką chociaż na takim poziomie jak my, pokonanie Blackpool nie
może stanowić żadnego problemu. Od pierwszego gwizdka ruszyliśmy
do szturmu bramki Blackpool, wietrząc w powietrzu wyraźną szansę
na strzelenie gola. Padł on po kwadransie gry, kiedy to na
bezpośrednie uderzenie z 25-metrowego rzutu wolnego zdecydował się
Bakary Sako. Malijczyk trafił idealnie przy dalszym słupku,
zmuszając golkipera Blackpool do kapitulacji. 0-1. Nauczeni
doświadczeniem, nie chcieliśmy poprzestać na jednej bramce, tylko
od razu ruszyliśmy po drugą. Starania bardzo szybko zostały
wynagrodzone. W 22 minucie dośrodkowanie van la Parry z prawej
strony boiska świetnym, kontrującym strzałem wykończył Afobe.
0-2. Blackpool od czasu do czasu próbowało kontratakować, jednak
ich akcje indywidualne były duszone w zarodku. Z kolei defensorzy
Blackpool nie potrafili zatrzymać naszych ofensywnych graczy. W 44
minucie świetny ostatnio Afobe wyprowadził na wolną pozycję
Dicko, a Malijczyk zaimponował kolejny raz opanowaniem skutecznie
lobując Lewisa. 0-3. Mimo bardzo korzystnego wyniku, Wilki ciągle
nie były nasycone. Po nieco ponad godzinie gry dośrodkowanie Sako z
rzutu rożnego na bramkę zamienił Dicko. 0-4. To jednak wcale nie
był koniec strzelania. W 80 minucie Sako posłał świetne, ostre
dośrodkowanie z lewego skrzydła a Dicko uprzedził obrońcę,
trącił piłkę i skompletował hat-tricka. 0-5. Wreszcie udało nam
się odzyskać skuteczność i od razu widać, jak gigantyczny miało
to wpływ na wynik. Liczę także, że to będzie ten długo
wyczekiwany impuls, który na stałe przywróci Wilkom pewność
siebie. Weryfikacja już za 3 dni.
Gramy
drugi z rzędu mecz wyjazdowy. Tym razem z Charltonem.
Sky Bet Championship
VII kolejka
Charlton - Wolverhampton
The
Addicks wzorowo odrobili pracę domową, wyłapując wszystkie
niedociągnięcia defensywy Blackpool, które stały się przyczyną
pogromu. Charlton zdecydował się zagrać bardzo fizycznie i
agresywnie przerywać wszelkie aktywności ofensywne Wilków. Przez
większość meczu gra była brutalną wymianą "uprzejmości"
w okolicach środkowego koła. Jak to w Anglii sędzia pozwalał na
bardzo dużo, jednak kilka fauli było tak chamskich, że liczba
zawodników kończących ten mecz na pewno nie powinna wynosić 22.
Skończyło się zaledwie na dwóch żółtych kartkach. Obu dla
nas... Obu dla Stearmana... Fizyczna walka ani gra w osłabieniu nawet na moment nie odebrały jednak Wilkom chęci
triumfu. Brakowało jednak sytuacji do strzelenia gola. Aż do 73
minuty. Wtedy to stoperzy Charlton zaczęli rozgrywać miedzy sobą
piłkę. W okolicy czaił się jednak Dicko i bezlitośnie
wykorzystał moment, kiedy to jednemu z obrońców delikatnie
odskoczyła piłka. Malijczyk wszedł w jej posiadanie i pognał w
stronę bramki Charlton. O tym, że Dicko jest mistrzem sytuacji 1 na
1 już wspominałem nie raz, więc powiem tylko, że w wyniku tej
akcji rezultat spotkania uległ zmianie. 0-1. Po zdobytej bramce
pokornie cofnęliśmy się, chcąc zminimalizować ryzyko utraty
gola. Charlton atakował, ale na szczęście nie potrafił sobie
wykreować żadnej dobrej sytuacji i wynik utrzymał się do
końcowego gwizdka. Tym samym drugie z rzędu zwycięstwo stało się
faktem.
Czy
to początek serii? Mam wielką nadzieję, że tak. Tym bardziej, że
w najbliższym czasie poza meczem z rewelacją sezonu z Boltonu
czekają nas starcia wyłącznie z rywalami pokroju Charltonu. Forma
Wilków idzie w górę i liczę, że ten trend utrzyma się także w
jutrzejszym wpisie. Zapraszam na niego i zachęcam do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz