Zgodnie
z zapowiedzią operacja pod kryptonimem "powrót" w
wykonaniu Wilków właśnie dobiegła końca. Trzeciego lipca
punktualnie wszyscy moi podopieczni stawili się na rozpoczęciu
okresu przygotowawczego. Zdrowi, pełni sił i zapału przed nowym
sezonem. Niestety jak zwykle musiał zdarzyć się wyjątek. Jesus
Vallejo jako jedyny nie mógł korzystać z przywilejów ekstremalnie
długiego urlopu, gdyż dostał powołanie do reprezentacji Hiszpanii
do lat 19, która grała w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy.
Niestety Vallejo nie może zaliczyć tego czempionatu do udanych -
reprezentacja odpadła już w ćwierćfinale, a on sam w meczu fazy
grupowej z Włochami doznał groźnej kontuzji. Młody Hiszpan zerwał
mięsień czworogłowy, co przekłada się na co najmniej 2 miesiące
rozbratu z futbolem. W najbardziej optymistycznej wersji Vallejo
wróci do gry na początku listopada...
Dramat, który otworzył mi
oczy i pokazał, jak zła jest nasza sytuacja wśród stoperów.
Wobec kontuzji Vallejo zostałem z dwójką klasycznych stoperów
(Batthem i Stearmanem) na 3 miesiące. Anglicy tym samym na pewno nie
odejdą z Molineux, mimo że ich osoby budzą zainteresowanie
lepszych zespołów niż Wolves. I Batth, i Stearman to obrońcy
bardzo wysokiej klasy, jednak nie są terminatorami i potrzebują
zmienników w razie zmęczenia, urazu czy zawieszenia. Czym prędzej
wróciłem więc na rynek transferowy. Zdawałem sobie sprawę, że
obrońca, którego sprowadzę nie może być zawodnikiem najwyższej
próby, gdyż gdy Vallejo wyleczy kontuzję automatycznie odzyska
pozycję stopera numer 3 w Wolverhampton, a nasz nowy defensor
przestanie dostawać szanse gry. Musiałem więc zainwestować w
piłkarza, którego zadowolą sporadyczne występy w jedenastce, a
jednocześnie ma w sobie tyle jakości piłkarskiej, by wytrzymać
presję. Ponownie przewertowałem więc listę wolnych agentów i...
Eureka! Po raz kolejny sprowadzam za darmo zawodnika, którego
potrzebuję w drużynie, co mnie bardzo cieszy, gdyż ciągle
dysponuję ponad połową wstępnego budżetu transferowego. Tym
razem Wilkiem został Mark O'Brien. Jest to były zawodnik Derby
County, który jednak nie miał zbyt wielu okazji, by pokazać swój
potencjał w drużynie Baranów. Poprzedni sezon spędził na
wypożyczeniu do ligi szkockiej, do Motherwell, gdzie prezentował
się przyzwoicie, ale najwyraźniej nie na tyle, by dostać ofertę
nowego kontraktu. Irlandczyk parafował dwuletnią umowę z zarobkami
na poziomie trzech tysięcy funtów tygodniowo. Jest to piłkarz,
idealnie wpisujący się w kryteria, które sobie założyłem - jest
wystarczająco solidnym zawodnikiem, by nie być kulą u nogi, a
jednocześnie na tyle nieprzyzwyczajonym do regularnej gry, że łatwo
zaakceptuje moment, kiedy jego rola w klubie zostanie znacząco
ograniczona. Jedyne, o co się martwię to jego brak ogrania w Anglii
oraz dość duża podatność na urazy.
Mając 3 zdolnych do gry
stoperów poczułem się nieco pewniej, ale jednak nie do końca.
Brakowało mi jeszcze jednego elementu defensywnej układanki,
trzymanego wyłącznie na czarną godzinę. Z rozrzewnieniem zacząłem
wspominać Nathana Ake, który był już zmuszony powrócić do
macierzystej Chelsea, ale w poprzednim sezonie świetne łatał
wszelakie luki w Wolverhampton. Pomyślałem więc, że dobrze by
było wypożyczyć na nadchodzący sezon jakiegoś młodego stopera,
z którego będę mógł zrezygnować, gdy Vallejo się wyleczy.
Zachęcony poziomem akademii Chelsea to właśnie od londyńskiego
klubu zacząłem poszukiwania defensora. Ake niestety nie był już
przeznaczony do wypożyczenia, więc musiałem rozważyć inne opcje.
Szybko, po konsultacji z asystentem, zorientowaliśmy się, że
idealnym dopełnieniem naszej kadry będzie Andreas Christensen.
Młody Duńczyk został wypożyczony na rok, bez opcji pierwokupu.
Chelsea zgodziła się, by Christensen był naszym stoperem nr 4, co
wydaje się dziwne, gdyż taki młody chłopak potrzebuje przede
wszystkim regularnej gry, a tego Wolves mu nie zapewnią. To jednak
nie mój problem. Mi pozostaje się cieszyć, że również na
pozycji stopera doprowadziłem do komfortowej sytuacji posiadania
wartościowych zmienników. Mogę z całą odpowiedzialnością,
patrząc w lustro powiedzieć, że zrobiłem, co w mojej mocy, by jak
najwydatniej wzmocnić zespół. Jestem przekonany, że mi się to
udało. Pierwsza weryfikacja jednak dopiero za 3 tygodnie, kiedy
wystartuje liga.
Wspominałem
wczoraj, że bardzo chętnie opisałbym także ruchy eksportowe w
kadrze Wolverhampton. Niestety nie mogę tego zrobić, ale nie z
mojej winy. Po prostu żadnych oficjalnych ofert za któregokolwiek z
moich podopiecznych nie było. W prasie huczy od plotek, że Afobe
trafił na celownik Aston Villi, Swansea chce sprowadzić Dicko,
Southampton ciągle zastanawia się nad Sako, a Burnley ma zamiar
sięgnąć głęboko do kieszeni, by wyciągnąć Rowe'a. To jednak
tylko pogłoski. Konkretów brak. W tej rozczarowującej atmosferze
okazało się, że jedynym członkiem zespołu, który przyciągnął
bardziej wymierną uwagę nabywcy jest... Moja skromna osoba. Po
wielkim sukcesie, jakim był niespodziewany triumf w Championship
znalazły się kluby, które chciały wyciągnąć mnie z
Wolverhampton. Najbardziej zdeterminowane były zespoły Sevilli i
Augsburga, które oficjalnie wystosowały zaproszenie na rozmowę
kwalifikacyjną. Nie skorzystałem z okazji i nie przyjąłem żadnej
propozycji wyraźnie dając do zrozumienia, że nie interesuje mnie
zmiana klubu na bardziej renomowany. Zostaję w Wolverhampton!
Niezależnie od tego, kto złoży ofertę. Zarządowi Wilków bardzo
spodobała się moja postawa i natychmiast postanowili wynagrodzić
mnie za lojalność. Na moim biurku pojawiła się oferta
przedłużenia kontraktu o 2 lata ze śladową, ale jednak, podwyżką
zarobków. Bez wahania podpisałem. Bardzo cieszę się z tego
rozstrzygnięcia i głęboko wierzę w to, że będzie mi dane
wypełnić tę umowę.
Korzystając
z mody na przedłużanie kontraktów podjąłem też działania w
celu nakłonienia do dłuższego pozostania w klubie zawodników,
których umowa wygasa za 11 miesięcy. Dicko i Rowe niestety nie byli
skłonni do rozmów, mając nadzieję na opuszczenie Molineux jeszcze
w tym okienku. Gdyby do klubu wpłynęła jakaś zadowalająca oferta
za któregoś z tych graczy, to mógłbym podjąć negocjacje z
kontrahentem, ale takiej propozycji po prostu nie było, więc nie
rozumiem ich irytacji. Zdenerwowany na brak chęci do rozmów dwójki,
jakby nie było, ważnych dla składu elementów skupiłem się na
przedłużaniu kontraktów z innymi piłkarzami. Nowe umowy podpisało
kilku bardzo zdolnych juniorów, oraz zawodnicy ocierający się o
pierwszy (McDonald I Golbourne) jednak najważniejszą informacją
jest to, że swój podpis złożył Danny Batth. Anglik w
przeciwieństwie do Dicko i Rowe'a jest szczęśliwy na Molineux,
wierzy w mój projekt i totalnie ignoruje pogłoski o zainteresowaniu
silniejszych klubów. Taka postawa musi zostać nagrodzona, nie tylko
opaską wicekapitana, ale też nowym kontraktem z lepszymi warunkami
finansowymi. Batth entuzjastycznie przyjął moją ofertę 5letniej
umowy, z tygodniówką 17 tysięcy funtów. Jeśli wypełni ten
kontrakt (a taką mam nadzieję) to kibice zaczną go uważać za
ikonę klubu.
Tyle
nowinek negocjacyjnych z Wolverhampton. A teraz rozpoczynamy ważny,
długo oczekiwany okres przygotowawczy do sezonu, po brzegi
wypełniony sparingami. Zanim przejdę do wyników i wniosków to
muszę wspomnieć o kolejnym ciosie dla naszego zespołu. Od razu w
pierwszym sparingu doszło do kolejnej koszmarnej kontuzji w naszym
zespole. Tym razem pechowcem okazał się David Edwards. Szkot chciał
się pokazać z jak najlepszej strony w meczu z Torquay, ale włożył
w ten mecz tyle zaangażowania, że aż przesadził. Organizm
odzwyczajony od meczowego wysiłku nie wytrzymał obciążeń
narzuconych przez właściciela. Edwards zerwał mięsień brzuchaty
łydki... Jest to kontuzja, która wymaga gruntownego leczenia i nie
daje nadziei na wcześniejsze wyzdrowienie. Urodzonego w Anglii, ale
reprezentującego Walię czeka aż czteromiesięczna przerwa... To
fatalna wiadomość, gdyż Edwards był uważany przeze mnie za
bardzo wartościowy element rotacji. Jedyne pocieszenie jest takie,
że środek pomocy to na tyle silnie obsadzona pozycja w klubie, że
nie muszę szukać ratunku w transferach - wystarczą ci zawodnicy,
którzy już są na Molineux. Edwards tym samym dołącza do grona
zawodników wyłączonych z gry na dłuższy czas, gdzie znaleźć
można też m.in. Jesusa Vallejo. Zarówno wyzdrowienie Walijczyka,
jak i Hiszpana to wydarzenia, na które wszyscy w klubie czekają z
niecierpliwością.
Mecze
towarzyskie zmuszeni jesteśmy zagrać bez nich. Zdecydowałem się
na zorganizowanie średniej liczby sparingów (6), segregując
rosnąco klasę rywala. Wyniki? Powiem dyplomatycznie - nie mówmy o
rezultatach, gdyż nie dla nich organizuje się mecze przedsezonowe.
Dla mnie to przede wszystkim okazja do wypróbowania nowego
ustawienia, przetestowania zawodników sprowadzonych w letnim
okienku, a także pracy nad kondycją. W pierwszych meczach
sparingowych testowałem bardzo ofensywną formację, którą
polecił mi mój asystent: 1-4-1-3-2. Ogólny obraz gry, jaki
zaprezentowali moi podopieczni w tym ustawieniu jest pozytywny,
aczkolwiek nieco zaburzony jest balans między ofensywą a defensywą,
co niezbyt mi się podoba i prawdopodobnie wyklucza stosowanie tej
taktyki, jako głównej. Innym mankamentem tego ustawienia jest
kluczowa rola ofensywnego pomocnika, a na tej pozycji (nie licząc
Edwardsa) mamy wakat. Wyniki sparingów, jak widać nie są
imponujące, ale to może być paradoksalnie dobrym prognostykiem na
nowy sezon, gdyż ubiegłoroczne sparingi też poszły Wilkom słabo,
a potem wygraliśmy ligę. Ustawienie 1-4-1-3-2 wydaje się nie być
tym, co tygryski lubią najbardziej, więc w meczu z Zenitem
wyszedłem już w naszym tradycyjnym 4-4-2. Mecz z mistrzem Rosji
potraktowałem jako generalny sprawdzian przed rozpoczynającą się
tydzień później ligą, więc wystawiłem niemal dokładnie taki
sam skład, jaki chciałbym widzieć na inaugurację Premier League.
Poskutkowało. Zdecydowanie nie ustępowaliśmy klasą Zenitowi,
przez długi czas prowadziliśmy, najpierw 1-0, potem 2-1, ale w
końcówce daliśmy sobie wbić 2 bramki, przez co przegraliśmy 2-3.
Ogólny obraz tego meczu utwierdził mnie jednak w przekonaniu, że
obrałem dobrą drogę przygotowań i wyższa forma przyjdzie wraz z
inauguracją ligi. Optymalna formacja, jakiej wstępnie chcę używać
to asymetryczne 1-4-4-2 z bardziej wysuniętym prawym skrzydłowym.
Jeśli chodzi o personalia to chciałbym, żeby pierwsza jedenastka
na początku sezonu wyglądała tak:
Największy
komfort wyboru na ten moment mam na skrzydłach, gdzie w odwodzie
pozostają Jacobs, Henry, Ameobi i Emmanuel - Thomas oraz w linii
ataku, gdzie sezon w roli zmienników rozpoczną Doyle, Dicko,
Yazalde i Akpom. Ważniejsze jest jednak, że dzięki bardzo udanym
letnim transferom nie ma w Wolverhampton takiej pozycji, o której
obsadę bym się obawiał. A to świadczy o tym, że jesteśmy moim
zdaniem naprawdę świetnie przygotowani do sezonu i możemy z
niecierpliwością i pewnością siebie wyczekiwać meczu otwarcia.
W
inaugurującym sezon starciu zmierzymy się w domowym pojedynku z
Southampton. To wydarzenie będzie głównym tematem jutrzejszego
wpisu. Już dziś serdecznie zapraszam, zachęcając do komentowania.