środa, 20 maja 2015

Mędrca Szkiełko I Oko (Część I)

Zanim przejdę do podsumowań ogólnosezonowych chcę jeszcze wspomnieć o drużynie tygodnia z ostatniej kolejki Championship. Ten rodzaj statystyk zawsze pomijam przy standardowym podsumowaniu, jednak wyjątkowo chcę o niej wspomnieć teraz. Rozstrzygnięcia w drużynie tygodnia są bowiem bardzo nietypowe. Nieraz już można było spotkać taką sytuację, gdzie jedenastka jest zdominowana przez zawodników jednego klubu, który wprowadza do niej 3-4 przedstawicieli. Poziom 46 kolejki był jednak tak niski, że federacja nobilitowała Wilki za bardzo silnie wyróżniającą się pozytywnie postawę. W gronie 11 wyróżnionych znalazło się aż... 9 Wilków. Jedynie Evans i Mesca nie zagrali na tyle zadowalająco, by znaleźć się w gronie nagrodzonych. To wielkie wydarzenie, które z pewnością nie zdarza się często i może zapisać się na kartach historii, dlatego o nim wspominam. 

Teraz przejdę do tematu przewodniego dzisiejszego wpisu - analizy końcowej tabeli. Przeprowadzę ją na trzech płaszczyznach, konfrontując finalne zestawienie z rozstrzygnięciami rzeczywistymi oraz przewidywaniami bukmacherów. Zacznę od porównania ostatecznej tabeli z jej wizją, powstałą z ramienia ekspertów w lipcu. Od razu narzuca się, że skład podium kompletnie odbiega od oczekiwań przedsezonowych. Najlepsze w lidze okazały się zespoły, którym przypisywano wyłącznie rolę statystów - Wolverhampton (prognozowane 19 miejsce!), Boro (9) i Bournemouth (13). Ci, którzy najbardziej prężyli muskuły przed startem sezonu zawiedli mniej (Fulham, Norwich) lub bardziej (Cardiff). Szokują również niespełnione obietnice w Watfordzie i Wigan, które dysponując dobrym (lub nawet fantastycznym w przypadku Reniferów) składem nie były w stanie nawet włączyć się do walki o jakieś godne cele. Rewelacją sezonu, poza pierwszą trójką, nazwać można też Huddersfield, które nie zważając na typowania, umieszczające ich w strefie spadkowej grało swoje i dostało się aż do baraży. Nottingham zagrało na miarę swoich możliwości, Derby i Reading nieco poniżej, jednak jeszcze mieszcząc się w granicach przyzwoitości. Tego samego nie da się powiedzieć o Ipswich, które spadło z ligi, mimo posiadania kadry, która na papierze pozwalała myśleć o miejscu w dziesiątce. A propos liczby 10 - strzał w dychę bukmacherzy oddali przewidując pozycje Boltonu i Charltonu. Nieco niedoszacowana została siła Brighton, Brentford i Sheffield Wednesday, jednak są to pomyłki mieszczące się w umownej granicy błędu statystycznego. Podobnej wielkości różnica tyczy się poczynań Leeds, które uplasowało się o pozycję niżej niż w przedsezonowych typowaniach. Dużo poważniej zawiodło Blackburn, którego ligowy byt przez bardzo długi czas był poważniej zagrożony. 20 miejsce dla Rovers to i tak wielka porażka. Zupełnie inaczej odebrany powinien zostać odebrany wynik Blackpool, które było skazywane na rozszarpanie, a tak naprawdę ani razu na dłuższy czas nie znalazło się w strefie spadkowej. Typowanie najgorszych drużyn ligi to coś, co jest specjalnością bukmacherów. Niemal w punkt udało się bowiem wytypować rezultaty Birmingham, Millwall i Rotherdam. Ostateczny wynik skuteczności prognozowania można by określić jako średniawy - kilka zespołów idealnie wpisało się w prognozy, kilka innych kompletnie zaskoczyło. Taki urok piłki nożnej...
















Porównanie tabeli football managerskiej z rzeczywistą także pokazuje mnogość asymetrii. Jeszcze większą rewelacją w prawdziwym świecie było Bournemouth, które wygrało ligę. Watford zagrał na miarę potencjału i oczekiwań. Norwich i Boro zaprezentowały się podobnie do swoich cyfrowych odpowiedników. Z kolei następne miejsca to wielka różnica wyników - Brentford i Ipswich dostały się do baraży, choć w grze zaprezentowały się nieco (Brentford) lub zdecydowanie (Ipswich) gorzej. Postawa The Tractor Boys jest wręcz skrajnie różna. W rzeczywistości przez bardzo długi czas plasowali się w czołowej trójce, z której wypadli przez słabszą drugą część sezonu. W FMie zaś Ipswich jest jednym ze spadkowiczów! I jeden, i drugi wynik należy uznać za sensację... Tuż za play-offami usadowiły się kolejne dwa zespoły - Wolverhampton, które nie zachwycało tak, jak mój zespół oraz Derby, które stabilnie wszędzie plasuje się w okolicach przełomu dziesiątek. Zakończenie pierwszej grupy to także olbrzymia asymetria. Wielkie firmy, jakimi do niedawna były Blackburn i Birmingham nie splamiły w rzeczywistości swojego honoru w tak dużym stopniu, jak w grze. Miejsce pod koniec pierwszej dziesiątki to rezultat, który fanom łatwiej zaakceptować, niż wywalczone w bólach utrzymanie (Blackburn) czy spadek (Birmingham). Kolejne miejsca to z kolei symetria niemal doskonała - Cardiff, Sheffield Wednesday i Leeds zajmują prawie identyczne miejsca w rzeczywistości, jak w grze. Zdecydowanie gorzej zaprezentowały się zespoły Nottingham i Fulham, które nie były w stanie przenieść w życie dużego potencjału oraz Huddersfield, ale to z kolei niespodzianką nie jest. The Terriers w FMie osiągnęli wynik zdecydowanie ponad możliwości, a w rzeczywistości zagrali na miarę oczekiwań. Charlton z kolei przez cały sezon prezentował stabilną formę i nie miał najmniejszych problemów z zapewnieniem sobie utrzymania, w przeciwieństwie do cyfrowego odpowiednika. Bolton, Reading i Brighton nie zainspirowały się sukcesem FMowskim i były w stanie wywalczyć tylko miejsce nieco ponad kreską. Początek trzeciej dziesiątki to popis zgrania. Rotherdam i Millwall idealnie powtórzyły w rzeczywistości wynik z mojej kariery. Wigan uplasowało się po przeciwnej stronie kreski, a Blackpool, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, zagrało na miarę swoich możliwości. Przełożyło się to na dwudziestopunktową stratę do bezpiecznego miejsca. Złe rzeczy dzieją się w tym klubie...






Czas odrzucić załączniki i powiedzieć szczerze, które rozstrzygnięcia naprawdę mnie zaskoczyły i zdziwiły. Pomijając Wolves najbardziej pozytywnie wyróżnić należy Bournemouth, Huddersfield oraz Blackpool. Zawiodły moim zdaniem mimo wszystko Norwich i Nottingham, które powinny osiągnąć znacznie więcej, a także Blackburn i spadkowicze. Największym moim prywatnym rozczarowaniem jest jednak Watford, który ciągle uważam, że na papierze był najsilniejszym zespołem Championship.
Koniec sezonu ligowego wcale nie oznacza, że znamy już wszystkie rozstrzygnięcia w Championship. Do wyznaczenia została jeszcze drużyna, która obok Wolves i Boro będzie beniaminkiem przyszłorocznej BPL. Reguły gry są bardzo proste: Najpierw w półfinałach systemem mecz i rewanż mierzyć się będą trzeci z szóstym oraz czwarty z piątym zespołem sezonu zasadniczego. Zwycięzcy tych dwumeczów przechodzą do finału, a triumfator tego jednego meczu wywalcza awans. Faworyci? Chyba tożsami z rozstrzygnięciami sezonu zasadniczego, czyli Bournemouth i Norwich. Potencjał kadrowy pozwala nawet delikatnie przechylić szalę na korzyść Kanarków, jednak forma ostatnich tygodni nakazuje upatrywać faworyta w zespole Eddiego Howe'a. Postronni kibice liczą zapewne na właśnie taki skład finału (Norwich - Bournemouth), jednak zanim marzenia będą mogły się ziścić trzeba przejść pierwszą rundę. W niej dojdzie do pojedynku spadkowiczów (Norwich - Fulham) oraz starcia rewelacji sezonu (Bournemouth - Huddersfield). Gospodarzami pierwszych starć są drużyny teoretycznie słabsze w sezonie zasadniczym. To jednak zdecydowanie nie wpłynęło na wyniki spotkań. Zespoły, które miały wygrać i tak wygrały. Norwich objęło szybko prowadzenie i nie oddało go do końcowego gwizdka. Mecz Huddersfield z Bournemouth zawierał w sobie znacznie więcej dramaturgii. Wisienki po pół godziny gry objęły prowadzenie, a chwilę później z boiska wyleciał zawodnik gospodarzy Jay Hogg. Wydawało się, że kolejne bramki, dla grającego w przewadze Bournemouth są tylko kwestią czasu. W 45 minucie faktycznie Callum Wilson podwyższył wynik, jednak druga połowa należała do Huddersfield, które podjęło rękawicę. The Terriers wygrali drugą część spotkania 2-1 i doprowadzili do wyniku 2-3, który pozwala ich kibicom mieć jeszcze nadzieję na korzystny wynik w rewanżu. 


Trzeba jednak przyznać, że Norwich i Bournemouth są w świetnej sytuacji przed rewanżem na własnym boisku i naprawdę ciężko będzie zabrać im awans. Kanarki popisały się nie lada wyrachowaniem, nie dopuszczając Fulham dojść pod swoją bramkę. Bramka zdobyta na początku drugiej części gry rozstrzygnęła dwumecz i wprowadziła Norwich do finału. Mecz z udziałem Bournemouth znów dostarczył kibicom więcej emocji, niż pojedynek Kanarków. Wisienki szybko straciły gola i losy awansu zawisły na włosku. Gdy jednak minął pierwszy efekt zaskoczenia Bournemouth zaczęło okazywać swoją piłkarską wyższość, i w efekcie wbiło bramki pod koniec pierwszej i na początku drugiej części gry, rozstrzygając losy dwumeczu. Pod koniec spotkania wynik dwumeczu na imponujące 6-3 ustalił Matt Ritchie. 


Tym samym kibice oczekujący finału marzeń, dostali to, co chcieli. Bukmacherzy mieli wyjątkowo ciężki orzech do zgryzienia, gdyż starcie Norwich z Bournemouth nie ma faworyta. Ostatecznie delikatnie niższy kurs ustalony został na Norwich. Od pierwszych chwil na boisku widać było, że jest to mecz o naprawdę wielką stawkę. Obie strony badały się przez dłuższy czas, bojąc się zaatakować. Kibice w napięciu czekali na pierwszą bramkę, która musiała otworzyć spotkanie na dobre. Padła ona, jednak w najmniej dogodnym dla fanów momencie - tuż przed przerwą. Prowadzenie za sprawą Camerona Jerome objęło Norwich. Oczekiwanie na odpowiedź Bournemouth przeciągnęło się o 15 minut, jakie trwała przerwa. Każdy jednak powie, że było warto. Mecz zmienił się w zapierający dech w piersiach otwarty spektakl, jakiego często nie obserwujemy nawet na poziomie europejskim. Bournemouth dążyło do odpowiedzi. Wisienki wyczuły krew w okolicach 60 minuty i uderzyły serią. Skutecznie. 2 szybkie trafienia Calluma Wilsona odmieniły obraz gry. Teraz to Norwich było na musiku. Kanarki jednak równie skutecznie jak Bournemouth potrafiły wyjść spod presji. W 71 minucie do wyrównania doprowadził bowiem Nathan Redmond. Kibice, obgryzając paznokcie, czekali na dalsze rozstrzygnięcia, jednak one nie zapadły do końcowego gwizdka. O tak istotnej kwestii, jaką jest awans do BPL, zadecydować miał loteryjny konkurs jedenastek. Słońce zaświeciło tego popołudnia nad Norwich. Główny faworyt sezonu zdołał więc uratować twarz i wywalczyć awans. Razem z nami i Boro, Kanarki tworzą bardzo silną pakę beniaminków, która w całości może zakotwiczyć w BPL na dłużej.


Czy tak będzie? O tym przekonać będziemy mogli się dopiero za jakiś czas. Jutro druga tura statystyk dotyczących oficjalnie zakończonego już sezonu Championship.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz