A
dziś zaczynamy od anonsowanego wczoraj meczu pucharowego.
FA Cup
III runda
Wolverhampton - Accrington
Przed
spotkaniem, na konferencji prasowej doszło do małego kabaretu.
Menedżer Accrington odgrażał się i prowokował, że jego zespół
łatwo nas pokona... Cóż nie lubię przepychanek słownych, więc
powiedziałem tylko, że boisko zweryfikuje, kto jest lepszy. Zgodnie
z zapowiedzią wystawiłem prawie zupełnie rezerwowy skład. Prawie,
bo niestety wskutek kontuzji Afobe nie ma zmiennika dla duetu Dicko -
Doyle. Wprowadzenie do gry dublerów gwarantowało zaangażowanie i
koncentrację, gdyż zawodnicy ci będą chcieli udowodnić, że
zasługują na częstsze występy w podstawowej jedenastce. Tak
piorunującego efektu się jednak nie spodziewałem. Po 13 minutach
było już 4-0 dla Wolverhampton. Już w pierwszej akcji meczu Doyle
ściągnął na siebie uwagę obrońców, po czym odegrał do
stojącego samotnie na linii pola karnego Dicko. Malijczyk miał
pełen komfort wyboru, w które miejsce bramki posłać piłkę.
Wybrał lewy róg. 1-0. Chwilę później akcję prawą stroną
przeprowadził Doherty. Dośrodkował on w stylu Łukasza Piszczka -
po ziemi, na 16 metr, do wbiegającego partnera. Piłkę dotknął
jeszcze Doyle, zaś wykończenie to rola, która przypadła Davidowi
Edwardsowi. 2-0. Nie minęło 80 sekund, gdy dośrodkowanie Henriego
z rzutu wolnego pewną główką wykorzystał Dicko. 3-0. Wreszcie w
13 minucie Malijczyk zrewanżował się Doyle'owi za asystę przy
pierwszej bramce. Dicko wyprowadził Irlandczyka na pozycję sam na
sam, którą ten skrzętnie wykorzystał strzelając między nogami
golkipera Accrington. 4-0. Po tym golu mogłem już rzucić pytające
spojrzenie na menedżera Accrington. Chciałem dowiedzieć się,
kiedy jego klub wreszcie rozedrze nas na strzępy, co tak szumnie i
pewnie zapowiadał na przedmeczowej konferencji. Z jakichś powodów
nie zostałem jednak zaszczycony wzrokiem trenera mojego rywala.
Prowadzenie 4-0 usatysfakcjonowało moich podopiecznych i gra
przeniosła się do środka pola, stając się bardzo nudna.
Monotonię przerwała nieoczekiwana bramka dla czwartoligowca. Niezłe
podanie na wolne pole otrzymał Gray. Vallejo, powracający po
kontuzji, ustawił się na tyle źle, że nie zdołał przeciąć
tego dogrania. Napastnik gości znalazł się w sytuacji sam na sam i
zdobył bramkę honorową. 4-1. Accrington powinno jednak wiedzieć,
że Wilka nie należy drażnić. 30 sekund po wznowieniu gry znów
mieliśmy czterobramkową przewagę. Moi podopieczni skopiowali
akcję, w wyniku której padł gol na 2-0. Doherty urwał się
obrońcy, dograł po ziemi na 16 metr, gdzie tym razem był Doyle.
Irlandczyk uderzeniem w samo okienko ustalił, jak się później
okazało, wynik spotkania. 5-1. W drugiej połowie nie działo się
bowiem nic wartego uwagi. Tym samym Wilki bardzo pewnie przechodzą
do IV rundy. Menedżer Accrington z jakichś powodów nie był skory
do udzielania wywiadów, zupełnie inaczej niż przed meczem, gdzie
obelgi rzucał na lewo i prawo. Cóż, zazwyczaj bywa tak, że ten,
kto jest słabszy próbuje się dowartościować agresywnymi
wypowiedziami przed pojedynkiem. Jak to mówią "prawdziwego
mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy".
Mam więc pełne prawo czuć się mentalnym (i nie tylko) zwycięzcą.
:)
Początek
roku to dobra okazja do szerszych podsumowań. Wychodząca z takiego
założenia UEFA ujawniła laureatów nagród za rok 2014. Piłkarzem
roku uznano Lionela Messiego (czyli inaczej niż w rzeczywistości),
zaś za plecami Argentyńczyka uplasowali się Kevin de Bruyne i Yaya
Toure. Ogłoszono także jedenastkę roku, którą stworzyli piłkarze
aż siedmiu klubów. Więcej niż jednego przedstawiciela mają tylko
Real (3) oraz Barcelona i Manchester City (po 2). Mnie osobiście
najbardziej zaskakuje obecność Bravo, Carvajala i Eriksena, a
trochę mniej Otamendiego i Jamesa Rodrigueza. Paradoksalnie więcej
uznanych nazwisk znalazło się na ławce rezerwowych. Tam m.in. Eden
Hazard, Zlatan Ibrahimović, Daniele De Rossi czy Manuel Neuer.
Bardzo chciałbym w przyszłości doprowadzić któregoś z Wilków
do drużyny roku w Europie. Ale to pewnie najwcześniej za 3 lata.
Nie
tracąc czasu przechodzimy do następnej, 25 już, kolejki.
Sky Bet Championship
XXV kolejka
Blackburn - Wolverhampton
A
w niej czeka nas wyjazd do Blackburn na mecz z czerwoną latarnią
ligi. Zespół Rovers gra w tym sezonie po prostu fatalnie i od kilku
kolejek okupuje ostatnie miejsce. Nie mam pojęcia czym spowodowana
jest aż tak żenująca postawa The Riversiders. Przecież
personalnie jest to drużyna na górną połówkę tabeli. Należało
się spodziewać znacznie trudniejszej potyczki niż wskazywałaby na
to sytuacja w lidze. Od pierwszej minuty Blackburn, nie mające nic
do stracenia postanowiło zaatakować. Poziom ich gry ofensywnej nie
był szczególnie rewelacyjny, ale Wolves wyglądali na bardzo mocno
rozkojarzonych, więc nawet teoretycznie niegroźne ataki stanowiły
zagrożenie. Bardzo dobre szanse na objęcie prowadzenia w pierwszej
połowie zmarnowali Jordan Rhodes (strzał obok słupka) i Ben
Marshall (uderzenie ponad bramką). Bardzo niepokojące było to, że
Wilki nie potrafiły w żaden sposób odpowiedzieć na szanse
Blackburn. W szatni próbowałem przywrócić podopiecznym tajemniczo
zaginioną chęć zwycięstwa. Reakcja była odpowiednia, więc
spodziewałem się, że po przerwie zaczniemy dominować. Nic
bardziej mylnego. Przekucie słów na czyny okazało się tego
popołudnia za trudne dla Wolves. To Blackburn nadal było stroną
przeważającą i w końcu zdołało ono udokumentować swoją
wyższość. W 57 minucie bardzo mocne i groźne uderzenie z linii
pola karnego oddał Jordan Rhodes. Kuszczak wyciągnął się jak
długi i odbił piłkę w bok. Na nasze nieszczęście pierwszy do
futbolówki dopadł Jason Lowe, który nie miał problemów z
umieszczeniem piłki w bramce. 1-0. Stracona bramka wreszcie trochę
pobudziła Wilki. Udało się wykrzesać nieco ofensywnej inicjatywy,
co natychmiast przełożyło się na obraz gry. Wilki przejęły
inicjatywę i szybko udokumentowały nabytą przewagę. Już w 69
minucie idealne dośrodkowanie Golbourne'a wykorzystał, wyprzedzając
obrońcę, Kevin Doyle. 1-1. Po wyrównaniu część tlenu znów
została moim podopiecznym odcięta. Ładne zespołowe akcje w
mgnieniu oka poszły w zapomnienie, ustępując chaotycznym atakom
bez ładu i składu. Nie straciliśmy optycznej przewagi, ale z
chaosu nie mogło nic powstać. Końcowy gwizdek rozległ się, gdy
na tablicy świetlnej widniał remis 1-1. Rezultat ten nie
satysfakcjonował ani jednej, ani drugiej drużyny - Blackburn ciągle
okupuje ostatnie miejsce, a Wolves wytracili część przewagi nad
Norwich, gdyż Kanarki po serii 3 remisów z rzędu zdobyły komplet
punktów. Przewaga nad wiceliderem wynosi już tylko 2 punkty, jednak
ten mecz z Blackburn nie daje mi spokoju. Pal licho stracone punkty,
znacznie bardziej martwi mnie fatalny styl, który być może jest
zwiastunem nadchodzącego kryzysu. To był nasz najgorszy mecz od
września. Mam nadzieję, że wstrząs, jaki zafunduję Wilkom w
najbliższych dniach pozwoli na powrót do wysokiej formy z ostatnich
kilku tygodni. W przeciwnym wypadku staniemy się dostarczycielem
punktów, pomimo tego, że terminarz na najbliższe mecze wydaje się
stosunkowo prosty.
Przed
następnym meczem czeka nas jeszcze kilka pozaboiskowych spraw do
omówienia. Na pierwszy ogień idzie analiza tabeli po 25 kolejkach.
W
ścisłej czołówce nie doszło do większych zmian. Ciągle Wolves
minimalnie wyprzedzają Norwich. Do prowadzającej dwójki zbliżyła
się nieco grupa pościgowa w postaci Boro, Bournemouth (po 12
punktów) oraz Forest (10 oczek). Troszkę słabszy fragment sezonu
ma za sobą Watford, który w ostatnich 5 meczach zdobył tylko 5
punktów. Bolton zaś stracił w końcu bezpośredni kontakt z
czołówką. W środku tabeli znów bez większych zmian. Pozytywnie
wyróżnić należy tylko Wigan (10 punktów), a negatywnie trzeba
wspomnieć o Sheffield Wednesday i Blackpool (po 4 punkty). W
okolicach strefy spadkowej są w tym momencie drużyny będące w
kryzysie - Ipswich (4 punkty), Birmingham, Millwall (po 2 oczka) oraz
Blackburn, który zdobył 1 punkt w ostatnich 5 meczach. Zaraz zaraz,
z kim oni wywalczyli ten punkt?... Charlton z kolei ma za sobą
rewelacyjny okres gry (10 punktów) i jeśli zdoła utrzymać tę
dyspozycję to w następnym podsumowaniu będzie już daleko od
strefy spadkowej.
Rok
2015 w piłce reprezentacyjnej niewątpliwie stoi pod znakiem Pucharu
Narodów Afryki. Turniej jest rozgrywany tradycyjnie w styczniu i
lutym, więc wtedy, gdy sezon klubowy w Europie trwa w najlepsze.
Wyjazd kluczowych zawodników na mistrzostwa Afryki to wielkie
utrudnienie dla wielu europejskich zespołów. Niestety do tego grona
łapie się także Wolverhampton. Na minimum 3 tygodnie tracimy 5
zawodników, w tym 4 bardzo ważnych, czy wręcz kluczowych dla
pierwszej jedenastki. Ubolewam zwłaszcza nad utratą Malijczyków -
i Bakarego Sako i Nouhy Dicko, bez których na pewno nie byłoby w
tym momencie Wolves na fotelu lidera. Mam nadzieję, że duet Afobe -
Doyle wytrzyma trudy najbliższych meczy i przypomni sobie dyspozycję
sprzed półtora miesiąca. Bardziej martwi mnie zastępstwo dla
Sako. Obawiam się, że ani Jacobs, ani van la Parra, ani Mesca, ani
Henry nie są w stanie wejść w buty lidera zespołu. Nieco
spokojniejszy jestem o zastąpienie Nigeryjczyków. Kuszczak ma
podobne umiejętności do Ikeme, a Iorfa nie był aż tak kluczowym
zawodnikiem dla składu, żeby nie poradzić sobie 3 tygodnie bez
niego. Piąty z naszych uczestników PNA - Razak Boukari - nawet razu
nie był jeszcze w kadrze na mecz, więc jego absencja to żadna
strata. Mam jednak duże obawy, jak będzie wyglądała gra Wolves
bez Sako i Dicko. To będą trudne 3 tygodnie...
Zanim
w meczu okaże się jak trudne czeka nas jeszcze losowanie rywala w
IV rundzie FA Cup. To już poważna faza rozgrywek, więc do gry
przystępują prawie wszystkie najsilniejsze ekipy w Anglii. Drużyny
z BPL stanowią znaczny odsetek losowanych klubów, więc, znając
moje szczęście, mogłem już przygotowywać się do meczu z
pierwszoligowcem. Gdy rozpoczęło się losowanie nadzieja na
uniknięcie klubu z BPL rosła z każdą chwilą. Zespoły z
najwyższej klasy rozgrywkowej trafiały bowiem na siebie nawzajem. I
tak: Swansea zagra z Sunderlandem, Aston Villa z Liverpoolem, West
Bromwich z Manchesterem United, Manchester City ze Stoke, a w
niewątpliwym hicie IV rundy Tottenham podejmie Arsenal. Gdy już
tyle zespołów z Premier League miało przydzielonego konkurenta
zaczynałem po cichu liczyć, że trafimy na słabszy od siebie
zespół. I co? Szczęście znów nam sprzyjało i przydzieliło nam
jedną ze słabszych drużyn 3 ligi - Gillingham. To rywal z nieco
wyższej półki niż Accrington, jednak nadal to Wolverhampton
będzie zdecydowanym faworytem. Mecz za kilkanaście dni.
Relacja
z niego zapewne zmieści się w jutrzejszym wpisie, na który
serdecznie zapraszam, zachęcając do komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz