sobota, 9 maja 2015

Niechciany Przełom?

A dziś zaczynamy od anonsowanego wczoraj meczu pucharowego.

FA Cup

III runda

Wolverhampton - Accrington 

Przed spotkaniem, na konferencji prasowej doszło do małego kabaretu. Menedżer Accrington odgrażał się i prowokował, że jego zespół łatwo nas pokona... Cóż nie lubię przepychanek słownych, więc powiedziałem tylko, że boisko zweryfikuje, kto jest lepszy. Zgodnie z zapowiedzią wystawiłem prawie zupełnie rezerwowy skład. Prawie, bo niestety wskutek kontuzji Afobe nie ma zmiennika dla duetu Dicko - Doyle. Wprowadzenie do gry dublerów gwarantowało zaangażowanie i koncentrację, gdyż zawodnicy ci będą chcieli udowodnić, że zasługują na częstsze występy w podstawowej jedenastce. Tak piorunującego efektu się jednak nie spodziewałem. Po 13 minutach było już 4-0 dla Wolverhampton. Już w pierwszej akcji meczu Doyle ściągnął na siebie uwagę obrońców, po czym odegrał do stojącego samotnie na linii pola karnego Dicko. Malijczyk miał pełen komfort wyboru, w które miejsce bramki posłać piłkę. Wybrał lewy róg. 1-0. Chwilę później akcję prawą stroną przeprowadził Doherty. Dośrodkował on w stylu Łukasza Piszczka - po ziemi, na 16 metr, do wbiegającego partnera. Piłkę dotknął jeszcze Doyle, zaś wykończenie to rola, która przypadła Davidowi Edwardsowi. 2-0. Nie minęło 80 sekund, gdy dośrodkowanie Henriego z rzutu wolnego pewną główką wykorzystał Dicko. 3-0. Wreszcie w 13 minucie Malijczyk zrewanżował się Doyle'owi za asystę przy pierwszej bramce. Dicko wyprowadził Irlandczyka na pozycję sam na sam, którą ten skrzętnie wykorzystał strzelając między nogami golkipera Accrington. 4-0. Po tym golu mogłem już rzucić pytające spojrzenie na menedżera Accrington. Chciałem dowiedzieć się, kiedy jego klub wreszcie rozedrze nas na strzępy, co tak szumnie i pewnie zapowiadał na przedmeczowej konferencji. Z jakichś powodów nie zostałem jednak zaszczycony wzrokiem trenera mojego rywala. Prowadzenie 4-0 usatysfakcjonowało moich podopiecznych i gra przeniosła się do środka pola, stając się bardzo nudna. Monotonię przerwała nieoczekiwana bramka dla czwartoligowca. Niezłe podanie na wolne pole otrzymał Gray. Vallejo, powracający po kontuzji, ustawił się na tyle źle, że nie zdołał przeciąć tego dogrania. Napastnik gości znalazł się w sytuacji sam na sam i zdobył bramkę honorową. 4-1. Accrington powinno jednak wiedzieć, że Wilka nie należy drażnić. 30 sekund po wznowieniu gry znów mieliśmy czterobramkową przewagę. Moi podopieczni skopiowali akcję, w wyniku której padł gol na 2-0. Doherty urwał się obrońcy, dograł po ziemi na 16 metr, gdzie tym razem był Doyle. Irlandczyk uderzeniem w samo okienko ustalił, jak się później okazało, wynik spotkania. 5-1. W drugiej połowie nie działo się bowiem nic wartego uwagi. Tym samym Wilki bardzo pewnie przechodzą do IV rundy. Menedżer Accrington z jakichś powodów nie był skory do udzielania wywiadów, zupełnie inaczej niż przed meczem, gdzie obelgi rzucał na lewo i prawo. Cóż, zazwyczaj bywa tak, że ten, kto jest słabszy próbuje się dowartościować agresywnymi wypowiedziami przed pojedynkiem. Jak to mówią "prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy". Mam więc pełne prawo czuć się mentalnym (i nie tylko) zwycięzcą. :)


Początek roku to dobra okazja do szerszych podsumowań. Wychodząca z takiego założenia UEFA ujawniła laureatów nagród za rok 2014. Piłkarzem roku uznano Lionela Messiego (czyli inaczej niż w rzeczywistości), zaś za plecami Argentyńczyka uplasowali się Kevin de Bruyne i Yaya Toure. Ogłoszono także jedenastkę roku, którą stworzyli piłkarze aż siedmiu klubów. Więcej niż jednego przedstawiciela mają tylko Real (3) oraz Barcelona i Manchester City (po 2). Mnie osobiście najbardziej zaskakuje obecność Bravo, Carvajala i Eriksena, a trochę mniej Otamendiego i Jamesa Rodrigueza. Paradoksalnie więcej uznanych nazwisk znalazło się na ławce rezerwowych. Tam m.in. Eden Hazard, Zlatan Ibrahimović, Daniele De Rossi czy Manuel Neuer. Bardzo chciałbym w przyszłości doprowadzić któregoś z Wilków do drużyny roku w Europie. Ale to pewnie najwcześniej za 3 lata.


Nie tracąc czasu przechodzimy do następnej, 25 już, kolejki. 

Sky Bet Championship

XXV kolejka

Blackburn - Wolverhampton  

A w niej czeka nas wyjazd do Blackburn na mecz z czerwoną latarnią ligi. Zespół Rovers gra w tym sezonie po prostu fatalnie i od kilku kolejek okupuje ostatnie miejsce. Nie mam pojęcia czym spowodowana jest aż tak żenująca postawa The Riversiders. Przecież personalnie jest to drużyna na górną połówkę tabeli. Należało się spodziewać znacznie trudniejszej potyczki niż wskazywałaby na to sytuacja w lidze. Od pierwszej minuty Blackburn, nie mające nic do stracenia postanowiło zaatakować. Poziom ich gry ofensywnej nie był szczególnie rewelacyjny, ale Wolves wyglądali na bardzo mocno rozkojarzonych, więc nawet teoretycznie niegroźne ataki stanowiły zagrożenie. Bardzo dobre szanse na objęcie prowadzenia w pierwszej połowie zmarnowali Jordan Rhodes (strzał obok słupka) i Ben Marshall (uderzenie ponad bramką). Bardzo niepokojące było to, że Wilki nie potrafiły w żaden sposób odpowiedzieć na szanse Blackburn. W szatni próbowałem przywrócić podopiecznym tajemniczo zaginioną chęć zwycięstwa. Reakcja była odpowiednia, więc spodziewałem się, że po przerwie zaczniemy dominować. Nic bardziej mylnego. Przekucie słów na czyny okazało się tego popołudnia za trudne dla Wolves. To Blackburn nadal było stroną przeważającą i w końcu zdołało ono udokumentować swoją wyższość. W 57 minucie bardzo mocne i groźne uderzenie z linii pola karnego oddał Jordan Rhodes. Kuszczak wyciągnął się jak długi i odbił piłkę w bok. Na nasze nieszczęście pierwszy do futbolówki dopadł Jason Lowe, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w bramce. 1-0. Stracona bramka wreszcie trochę pobudziła Wilki. Udało się wykrzesać nieco ofensywnej inicjatywy, co natychmiast przełożyło się na obraz gry. Wilki przejęły inicjatywę i szybko udokumentowały nabytą przewagę. Już w 69 minucie idealne dośrodkowanie Golbourne'a wykorzystał, wyprzedzając obrońcę, Kevin Doyle. 1-1. Po wyrównaniu część tlenu znów została moim podopiecznym odcięta. Ładne zespołowe akcje w mgnieniu oka poszły w zapomnienie, ustępując chaotycznym atakom bez ładu i składu. Nie straciliśmy optycznej przewagi, ale z chaosu nie mogło nic powstać. Końcowy gwizdek rozległ się, gdy na tablicy świetlnej widniał remis 1-1. Rezultat ten nie satysfakcjonował ani jednej, ani drugiej drużyny - Blackburn ciągle okupuje ostatnie miejsce, a Wolves wytracili część przewagi nad Norwich, gdyż Kanarki po serii 3 remisów z rzędu zdobyły komplet punktów. Przewaga nad wiceliderem wynosi już tylko 2 punkty, jednak ten mecz z Blackburn nie daje mi spokoju. Pal licho stracone punkty, znacznie bardziej martwi mnie fatalny styl, który być może jest zwiastunem nadchodzącego kryzysu. To był nasz najgorszy mecz od września. Mam nadzieję, że wstrząs, jaki zafunduję Wilkom w najbliższych dniach pozwoli na powrót do wysokiej formy z ostatnich kilku tygodni. W przeciwnym wypadku staniemy się dostarczycielem punktów, pomimo tego, że terminarz na najbliższe mecze wydaje się stosunkowo prosty.

Przed następnym meczem czeka nas jeszcze kilka pozaboiskowych spraw do omówienia. Na pierwszy ogień idzie analiza tabeli po 25 kolejkach.
W ścisłej czołówce nie doszło do większych zmian. Ciągle Wolves minimalnie wyprzedzają Norwich. Do prowadzającej dwójki zbliżyła się nieco grupa pościgowa w postaci Boro, Bournemouth (po 12 punktów) oraz Forest (10 oczek). Troszkę słabszy fragment sezonu ma za sobą Watford, który w ostatnich 5 meczach zdobył tylko 5 punktów. Bolton zaś stracił w końcu bezpośredni kontakt z czołówką. W środku tabeli znów bez większych zmian. Pozytywnie wyróżnić należy tylko Wigan (10 punktów), a negatywnie trzeba wspomnieć o Sheffield Wednesday i Blackpool (po 4 punkty). W okolicach strefy spadkowej są w tym momencie drużyny będące w kryzysie - Ipswich (4 punkty), Birmingham, Millwall (po 2 oczka) oraz Blackburn, który zdobył 1 punkt w ostatnich 5 meczach. Zaraz zaraz, z kim oni wywalczyli ten punkt?... Charlton z kolei ma za sobą rewelacyjny okres gry (10 punktów) i jeśli zdoła utrzymać tę dyspozycję to w następnym podsumowaniu będzie już daleko od strefy spadkowej.


Rok 2015 w piłce reprezentacyjnej niewątpliwie stoi pod znakiem Pucharu Narodów Afryki. Turniej jest rozgrywany tradycyjnie w styczniu i lutym, więc wtedy, gdy sezon klubowy w Europie trwa w najlepsze. Wyjazd kluczowych zawodników na mistrzostwa Afryki to wielkie utrudnienie dla wielu europejskich zespołów. Niestety do tego grona łapie się także Wolverhampton. Na minimum 3 tygodnie tracimy 5 zawodników, w tym 4 bardzo ważnych, czy wręcz kluczowych dla pierwszej jedenastki. Ubolewam zwłaszcza nad utratą Malijczyków - i Bakarego Sako i Nouhy Dicko, bez których na pewno nie byłoby w tym momencie Wolves na fotelu lidera. Mam nadzieję, że duet Afobe - Doyle wytrzyma trudy najbliższych meczy i przypomni sobie dyspozycję sprzed półtora miesiąca. Bardziej martwi mnie zastępstwo dla Sako. Obawiam się, że ani Jacobs, ani van la Parra, ani Mesca, ani Henry nie są w stanie wejść w buty lidera zespołu. Nieco spokojniejszy jestem o zastąpienie Nigeryjczyków. Kuszczak ma podobne umiejętności do Ikeme, a Iorfa nie był aż tak kluczowym zawodnikiem dla składu, żeby nie poradzić sobie 3 tygodnie bez niego. Piąty z naszych uczestników PNA - Razak Boukari - nawet razu nie był jeszcze w kadrze na mecz, więc jego absencja to żadna strata. Mam jednak duże obawy, jak będzie wyglądała gra Wolves bez Sako i Dicko. To będą trudne 3 tygodnie...

Zanim w meczu okaże się jak trudne czeka nas jeszcze losowanie rywala w IV rundzie FA Cup. To już poważna faza rozgrywek, więc do gry przystępują prawie wszystkie najsilniejsze ekipy w Anglii. Drużyny z BPL stanowią znaczny odsetek losowanych klubów, więc, znając moje szczęście, mogłem już przygotowywać się do meczu z pierwszoligowcem. Gdy rozpoczęło się losowanie nadzieja na uniknięcie klubu z BPL rosła z każdą chwilą. Zespoły z najwyższej klasy rozgrywkowej trafiały bowiem na siebie nawzajem. I tak: Swansea zagra z Sunderlandem, Aston Villa z Liverpoolem, West Bromwich z Manchesterem United, Manchester City ze Stoke, a w niewątpliwym hicie IV rundy Tottenham podejmie Arsenal. Gdy już tyle zespołów z Premier League miało przydzielonego konkurenta zaczynałem po cichu liczyć, że trafimy na słabszy od siebie zespół. I co? Szczęście znów nam sprzyjało i przydzieliło nam jedną ze słabszych drużyn 3 ligi - Gillingham. To rywal z nieco wyższej półki niż Accrington, jednak nadal to Wolverhampton będzie zdecydowanym faworytem. Mecz za kilkanaście dni.

Relacja z niego zapewne zmieści się w jutrzejszym wpisie, na który serdecznie zapraszam, zachęcając do komentowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz