czwartek, 30 kwietnia 2015

Syzyfowe Prace

Zanim jednak zmierzymy się z West Bromwich czekają nas jeszcze 3 mecze ligowe. Maraton zaczynamy od wyjazdu do Rotherdamu. 

 Sky Bet Championship

II kolejka

Rotherdam - Wolverhampton

 

Na papierze był to najłatwiejszy mecz początkowej fazy Championship. Praktyka nie zawsze idzie jednak w parze z teorią i starcie z Rotherdam było tego żywym dowodem. Mój rywal zagrał z wielką pasją, charakterystyczną dla beniaminka, potrafił zdominować moich podopiecznych, którzy swoją drogą popełniali sporo prostych błędów. Przewagę Rotherdam uwypuklił po godzinie gry. Dośrodkowanie z rzutu rożnego ładnym strzałem głową zamienił na bramkę Frecklington, korzystając z biernej postawy Vallejo. Zdobyty gol w pełni usatysfakcjonował beniaminka, który wreszcie oddał inicjatywę Wolverhampton. To jednak nie był dobry mecz żadnego z moich zawodników ofensywnych. Każdy z nich notował proste straty, nieudane zagrania i wiele nieporozumień z partnerami. W ostatniej akcji meczu nastąpił jednak przełom. Obrońca Rotherdam spanikował i podciął w polu karnym van la Parrę. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Kevin Doyle, który uciszył świętujących fanów beniaminka. 1-1. Przed meczem takiego wyniku nie wziąłbym w ciemno, ale z przebiegu gry, remis to maksimum, co mogliśmy osiągnąć.


Ledwie 3 dni później gramy z kolejnym po Norwich poważnym pretendentem do promocji. 

Sky Bet Championship

III kolejka

Fulham - Wolverhampton  

 

Wyjazd na Craven Cottage to nie jest coś o czym marzyłem na początku sezonu. Fulham od początku przystąpiło do udowadniania, że nie na darmo było uważane za faworyta. Nasze rozpaczliwe próby defensywy przyniosły zaskakujący efekt. W jednej z akcji piłkę stracił Bryan Ruiz. McDonald idealnym podaniem uruchomił Sako na skrzydle, a ten dograł fenomenalną piłkę do wychodzącego na wolne pole Dicko. Malijczyk nie zwykł marnować sytuacji sam na sam i także teraz pewnym strzałem w okienko wyprowadził Wolverhampton na prowadzenie. 0-1. Stracona bramka tylko jeszcze bardziej rozsierdziła Fulham. Huraganowe ataki spadkowicza z BPL przyniosły piorunujący efekt. W 23 minucie po rzucie rożnym piłka spadła pod nogi stojącego samotnie na 16 metrze Rossa McCormacka. Szkot ładnym technicznym strzałem tuż przy słupku doprowadził do remisu. 1-1. Już 80 sekund później Fulham objęło prowadzenie. Stearman nierozsądnie i nieprzepisowo zatrzymał McCormacka na 20 metrze od naszej bramki. Do piłki podszedł Bryan Ruiz, chcący odkupić winy, popełnione przy bramce dla Wolves. Przymierzył idealnie. Futbolówka po jego strzale strąciła pajęczyny z prawego górnego rogu siatki. 2-1. Po tym trafieniu obraz gry się unormował. Fulham było usatysfakcjonowane wynikiem i nie naciskało, a jednocześnie broniło się na tyle skutecznie, że nie potrafiliśmy przedostać się nawet w pobliże pola karnego Fulham. Trochę łatwiej zrobiło się w 63 minucie gry, gdy z boiska za drugą żółtą kartkę wyleciał Coquelin. Optyczna przewaga, jaką uzyskaliśmy, od tego momentu, niestety nie przyniosła wymiernych efektów. Po raz drugi w trzecim meczu ligowym musiałem przełknąć gorycz porażki.


Co gorsza nic nie zwiastowało przerwania tej niekorzystnej passy. Pojedynek z Fulham bowiem nie zakończył jeszcze maratonu starć z gigantami. W kolejce czekają jeszcze Cardiff i Blackburn. Będzie ciężko...

 Sky Bet Championship

IV kolejka

Wolverhampton - Cardiff



Najpierw na stadion Molineux zawitał walijski spadkowicz z BPL. Już kilka chwil po pierwszym gwizdku sędziego zmuszony zostałem do dokonania pierwszej roszady, gdyż groźnie wyglądającej kontuzji doznał prawy obrońca Matt Doherty. To zdarzenie natchnęło Wilki do lepszej gry. Po nieco ponad kwadransie pełnię możliwości pokazał Benik Afobe. Utalentowany Anglik ośmieszył dwóch rywali i posłał aptekarskie podanie do wychodzącego sam na sam Bakarego Sako. Malijczyk popisał się stoickim spokojem, mijając bramkarza i umieszczając piłkę w pustej bramce. 1-0. Z ulgą i satysfakcją stwierdziłem, że moi podopieczni nie zadowolili się jednobramkowym prowadzeniem i natychmiast ruszyli po drugą bramkę. Niestety mecz życia rozegrał bramkarz Cardiff - David Marshall. Bronił absolutnie wszystko, nawet to, co wydawało się być poza zasięgiem ludzkim. Skoro podwyższenie prowadzenia okazało się niemożliwe do zrealizowania, to zaapelowałem do Wilków, by utrzymali chociaż to jednobramkowe. Niewykorzystane sytuacje musiały się jednak zemścić i zrobiły to wyjątkowo perfidnie. Moi stoperzy skutecznie rozbijali ataki Cardiff, ale tylko do trzydziestego metra od bramki. Nikt nie spodziewał się przecież, że znajdzie się desperat, który będzie strzelał zza tej granicy. Szaleniec się jednak znalazł. 19-letni Kadeem Harris oddał tak potężny strzał w prawy róg bramki, że Ikeme, ustawiony po przeciwległej stronie niemal nie zdążył zareagować. Takich bramek nie ogląda się codziennie. Czuję, że to będzie mocny kandydat do bramki sezonu. 1-1. Kilka minut po wyrównaniu dostaliśmy kolejną zachętę do ataku, kiedy to z boiska wyleciał Fabio. Wilki rzuciły się, chcąc odzyskać prowadzenie, ale Marshalla nie było w stanie zagiąć już żadne uderzenie. Kolejny mecz bez zwycięstwa... Szkoda, zwłaszcza że mieliśmy oszałamiającą przewagę w każdym elemencie gry. Trzeba szukać jednak pozytywów. A takie też da się zauważyć. Pod względem gry to był najlepszy występ Wolverhampton w sezonie. A to zwiastuje, że lada mecz powinno nadejść upragnione przełamanie ligowe. Oby.



Przed Blackburn w kalendarzu widnieje jednak jeszcze jedno spotkanie. A mianowicie:

Capital One Cup

II runda

Wolverhampton - West Bromwich Albion 


Wyczekiwany test mocy z West Bromwich. Czasu na regenerację było bardzo mało, więc kilku zawodników grających z Cardiff usiadło na ławce. Był to mecz pucharowy, więc zgodnie ze zwyczajem, panującym w większości Europy szansę otrzymał rezerwowy golkiper, czyli Tomasz Kuszczak. Niestety już od pierwszych minut Polak pokazał, że brakuje mu ogrania i pewności siebie. W 8 minucie wydawałoby się niegroźny strzał oddał Sessegnon. 25 metrów, niezbyt duża siła. Kuszczak jednak nie złapał piłki tylko wypluł ją przed siebie. Dobitka Berahino również nie była najwyższych lotów, jednak Kuszczak popełnił fatalny błąd i jakimś cudem sam wbił sobie piłkę do siatki. 0-1. To wydarzenie jeszcze bardziej zdeprymowało polskiego bramkarza. Kilka minut później w sytuacji sam na sam dziecinnie łatwo ograł go Berahino, który podwyższył prowadzenie The Hawthorns. 0-2. Zimny prysznic podziałał mobilizująco na Wilki. Z minuty na minutę przewaga Wolverhampton rosła, a w końcu została ukoronowana bramką. W 25 minucie zamieszanie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wykorzystał Mesca, który pewnym strzałem po ziemi zmusił do kapitulacji Fostera. 1-2. West Bromwich ponownie przycisnęło, nie chcąc polegać tylko na jednobramkowej przewadze. Niestety bardzo szybko, bo już w 31 minucie udało im się wrócić do bezpiecznego wyniku. Berahino dostał piłkę na 18 metrze i bez namysłu uderzył w stronę bramki Kuszczaka. Był to bardzo silny, ale równie precyzyjny strzał tuż przy prawym słupku. Tym razem nie mogłem mieć żadnych pretensji do Kuszczaka. Strzał Berahino był nie do obrony. Chyba tylko Marshall byłby w stanie nie skapitulować przy tym uderzeniu. 1-3. Znowu tracimy 2 bramki i sytuacja ponownie się powtarza - zaczynamy dyktować warunki gry, jednak w kolejnym już meczu przewaga optyczna nie przekuła się na wynik. Wszystko, na co było stać Wolverhampton to zmniejszenie rozmiarów porażki, za sprawą pięknej, indywidualnej akcji Benika Afobe, który jest na wyraźnej fali wznoszącej. Niestety jesteśmy zmuszeni pożegnać się z Capital One Cup już na etapie 2 rundy, choć absolutnie nie zagraliśmy gorzej niż West Bromwich. Ponownie zabrakło przeniesienia korzystnych statystyk na wynik.

Czuję, że drużyna jest w coraz lepszej dyspozycji, brakuje tylko impulsu, który tchnąłby pewność w grę Wolverhampton. Wydaje się, że już niedługo musi nastąpić przełamanie. Zwłaszcza, że po Blackburn mamy trochę łatwiejszy fragment kalendarza, gdzie po prostu musimy odbić się od dna.

Z tym optymistycznym przesłaniem zapraszam na jutro i zachęcam do komentowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz