sobota, 23 maja 2015

Sprawdzam! (Część II)

W każdej z dotychczas omawianych lig pisałem, że nie obyło się bez niespodzianek i dość radykalnych różnic w porównaniu z rzeczywistością. Jednoznacznie mogę jednak stwierdzić, że nigdzie nie spotkałem tylu nieścisłości, co w Eredivisie. Efemowska liga holenderska ma wyjątkowo mało cech wspólnych z realnym światem. Doskonale wiemy, że PSV w rzeczywistości po prostu zmiażdżyło Ajax, zostawiając go w tyle na ponad 15 punktów. Tymczasem w mojej karierze rozstrzygnięcia są zupełnie odwrotne. To Amsterdamczycy wygrali ligę, pokazując plecy konkurentom. Tym, na co warto szczególnie zwrócić uwagę w tym kontekście jest dorobek punktowy Ajaxu. Jest on bowiem dokładnie identyczny, jak rzeczywisty i wynosi 71 punktów. Cała różnica leży więc w dyspozycji PSV. I jest ona porażająco radykalna. W rzeczywistości zespół z Eindhoven popisał się zachwycającym dorobkiem 88 punktów, podczas gdy w wirtualnym świecie udało się uzyskać tylko nijakie 61 oczek. To jest aż 27 punktów różnicy. Przepaść... Tak wielka różnica dziwi, zwłaszcza, że w statystykach efemowskich i tak dominuje PSV. Powiem to już teraz, że królem strzelców został Memphis Depay (20 trafień). Młody, latający Holender został także wybrany najlepszym zawodnikiem ligi ze średnią 7.56. Miano mistrza asyst przypadło z kolei w udziale Georginio Wijnaldumowi, który zanotował 11 kluczowych podań. Jak widać indywidualności w zespole z Eindhoven nie zawiodły. Wirtualny Philipp Cocu nie potrafił jednak zbudować z nich drużyny. Bardzo niewiele zabrakło, by PSV nie dostało się do eliminacji Champions League. Wicemistrzostwo Czerwono-Biali zdobyli wyłącznie dzięki lepszej różnicy bramek niż Zwolle. Były zespół Mateusza Klicha kilkukrotnie w ostatnich miesiącach był w stanie pokazać, że ma potencjał do osiągania rzeczy wielkich. Działo się to jednak tylko w pojedynczych meczach, które nie przeradzały się w serię. Tymczasem w FMie udało się utrzymać wysoką dyspozycję przez dłuższy czas i to zaowocowało miejscem na podium. Rzeczywistość przyniosła Zwolle miejsce 6, z którego fani i tak byli zadowoleni. Kolejne lokaty za podium są bardzo ściśnięte. AZ, Twente, Feyenoord i Groningen mieszczą się w różnicy jednego punktu. Obecność tych ekip w połowie dziesiątki nie budzi zdziwienia - w rzeczywistości te kluby też walczyły o wejście do baraży o Ligę Europy. Akurat w tym miejscu tabeli różnice z rzeczywistością są minimalne. Delikatnie słabiej w FMie zagrały zespoły AZ i Feyenoordu, a odchył w drugą stronę zanotowały zespoły Twente i Groningen. Tuż za tym peletonem finiszowało Vitesse Arnhem. Drużyna Pietera Bosza osiągnęła o kilka punktów gorszy wynik niż w rzeczywistości, jednak wystarczający do utrzymania miejsca w Top 8, gwarantującego udział w barażach. W nich Vitesse pokazało się ze świetnej strony, wykorzystując w pełni atuty swojej kadry, lepszej przecież od Twente czy Groningen. Ostatecznie baraże rozstrzygnęły się w ten sposób, że promocję do Ligi Europy wywalczyły Vitesse, Twente i Zwolle. Widzimy więc, że miejsca po sezonie zasadniczym w bardzo ograniczonym zakresie wpływają na wyniki baraży. Kolejne zespoły mają już znaczną stratę do tych, które walczyły o Ligę Europy. Dziesiątkę zamykają Heerenveen i Cambuur. Klub z serduszkami w logo jest rozczarowaniem, gdyż jego kadra pozwala realnie myśleć o Top 6, natomiast Żółto-Niebiescy pokazali pełnię sił. 11 miejsce zajął Dordrecht. To kolejna wielka niespodzianka, jakie zaserwował FM. Wszyscy mamy przecież świeżo w pamięci, jak fatalnie prezentował się ten zespół w rzeczywistości. W całym sezonie zdobył ledwie 20 punktów i zleciał z ligi z wielkim hukiem. Tymczasem w FMie Dordrecht podwoił swój realny dorobek i finiszował w spokojnym środku tabeli, nie zaprzątając sobie nawet głowy myślą o spadku. Następne miejsca to kolejna mocno ściśnięta grupa. Tworzą ją Willem II, Ado, Heracles i Utrecht, a zespoły te dzieli tylko 1 punkt. W takiej sytuacji lepszym czynnikiem porównującym z rzeczywistością od zajętego miejsca jest liczba zdobytych punktów. Według tego kryterium możemy stwierdzić, że Willem II zagrał poniżej możliwości i oczekiwań, a pozostałe 3 zespoły mieszczą się w granicach błędu statystycznego. Miejsca barażowe to wszystko, na co w FMie stać było Bredę i Excelsior. Bardzo podobnie było w rzeczywistości, gdzie Rotterdamczycy zajęli ostatnie bezpieczne miejsca, a Żółta Armia z niemal identycznym dorobkiem punktowym zajęła także miejsce 16. Tabelę zamyka Go Ahead Eagles. Duma IJssel (wbrew pozorom nie ma w tej nazwie błędu ortograficznego) zaprezentowała bardzo podobną dyspozycję do rzeczywistości. Dorobek punktowy (27) jest identyczny, podobnie jak sposób gromadzenia punktów (7-6-21). Bardzo delikatna różnica jest także w bilansie bramkowym. A jednak GAE w FMie spada, podczas gdy w rzeczywistości zagra w barażach o utrzymanie. Dlaczego? Zabrakło słabeusza, jakim w realnym świecie był Dordrecht. Przez to Orły muszą pożegnać się z wirtualną Eredivisie.

Kolejnym przystankiem na mojej ścieżce analiz jest nasza rodzima Ekstraklasa. Od kilku lat słyszymy głośne nawoływania, że polska liga wkrótce dorówna najlepszym. I faktycznie w FMie udało się dogonić Eredivisie pod jednym względem - nieścisłości i różnic w porównaniu z rzeczywistością. Jest ich bowiem wyjątkowo dużo, nawet gdy wyłączamy z rozważań te rozstrzygnięcia, które są jeszcze wątpliwe. Do zakończenia sezonu rzeczywistego zostały bowiem aż 3 pełne kolejki, które mogą mocno zmodyfikować końcowy układ tabeli. W lidze efemowskiej zdecydowanym mistrzem została Legia i nie jestem w stanie w tym momencie stwierdzić czy to różnica, czy nie. Podobnie w przypadku pozostałych drużyn z podium - Wisła, która zdobyła wicemistrzostwo dzięki rewelacyjnej postawie w decydującej fazie oraz Lech mogą powtórzyć, a nawet poprawić te rezultaty. Takiej możliwości nie ma pierwsza z wielkich sensacji, którą odnajdziemy na miejscu 4. A jest nią Górnik Łęczna. Beniaminek dostał się do europejskich pucharów, podczas gdy w realnym świecie do ostatniej kolejki zapewne będzie walczył o utrzymanie. Rewelacyjna postawa Dumy Lubelszczyzny to wielka niespodzianka, gdyż na papierze Łęczna nie powinna nawet dostać się do grupy mistrzowskiej. Piąta jest Lechia Gdańsk, co jest wynikiem raczej satysfakcjonującym i oddającym obecne możliwości klubu z PGE Arena. Pozostałe 3 zespoły z górnej połówki tabeli to dalsza część niespodzianek. Zarówno Piast, jak i Bełchatów oraz Korona to kluby, które w rzeczywistości grają tylko o uniknięcie degradacji. W przypadku GKSu jest to gra na tyle nieudolna, że najprawdopodobniej skończy się spadkiem. A tymczasem w FMie, jak gdyby nigdy nic, Bełchatów dostał się do grupy mistrzowskiej i już po 30 kolejkach cieszył się z utrzymania, gdyż ambicji europejskich w tym klubie nie ma. Z podobnego założenia wyszły pozostałe 2 ekipy, o których wspominałem - Piast i Korona. Dla nich sezon też dobiegł końca po dostaniu się do grupy mistrzowskiej i wywalczeniu biletu na udział w przyszłorocznej ekstraklasie. Miejsce w ósemce to w przypadku tych zespołów wynik powyżej oczekiwań. Dolna część tabeli także zawiera niespodzianki, jednak nie na szczycie. Jagiellonia i Górnik Zabrze nie zdołały wejść do grupy mistrzowskiej, ale w decydującej fazie sezonu pokazały, że spadek nie jest ich przeznaczeniem. Miejsce 9 i 10 dla takich zespołów nie powinno być jednak rozpatrywane w kategoriach sukcesu, a raczej jako uratowanie resztek splamionego honoru. Drugą dziesiątkę otwiera Cracovia. Jest to wynik właściwie odzwierciedlający obecne możliwości tego klubu - Krakowianie są za słabi na pierwszą ósemkę, ale zdecydowanie zbyt silni, by spaść. Tuż za Cracovią oglądamy cały peleton drużyn z dorobkiem 26 punktów. Obraz tej części tabeli jest w dużej mierze tożsamy z wydarzeniami rzeczywistymi. Widzimy Ruch i Podbeskidzie, czyli zespoły które faktycznie walczą o utrzymanie w realnym świecie oraz Zawiszę, w której ponadto udało się oddać zwyżkę formy w decydujących chwilach sezonu. Za plecami Bydgoszczan nie możemy już mówić o takiej symetrii. Wprawny czytelnik zapewne wyłapał, jakie zespoły jeszcze nie wystąpiły w moim podsumowaniu i jest równie zaskoczony, jak ja. Duet spadkowiczów stworzyły bowiem zespoły, których w ostatnich miesiącach nie kojarzy się z walką o utrzymanie. Relegowane do Pierwszej Ligi zostały, co jest sensacją wielkiego kalibru, Pogoń i Śląsk. Zwróćcie uwagę, jak bardzo zespoły te odstają od reszty stawki w końcowej tabeli i złapcie się za głowę razem ze mną. Co było przyczyną tak katastrofalnej postawy obu tych solidnych przecież ekip, nie mam pojęcia. Każdy, kto choć w podstawowym stopniu obserwuje rzeczywistą Ekstraklasę wie, że zarówno Śląsk, jak i Pogoń to obecnie kluby, którym znacznie, znacznie bliżej do europejskich pucharów, niż do relegacji. Podejrzewam, że w wirtualnym Wrocławiu i Szczecinie przed sezonem nie dopuszczano do siebie nawet myśli o spadku. A jednak on nastąpił... To jak zatrzymanie krążenia. Wydaje się, że wszystko stracone, a jednak przez krótką chwilę jest jeszcze możliwe przywrócenie czynności życiowych. Udaną reanimacją dla Pogoni i Śląska będzie wyłącznie natychmiastowy powrót do Ekstraklasy. Jeśli on nie nastąpi, może być krucho z tymi zespołami... Przejdźmy do statystyk. W nich absolutnie nie ma dominacji żadnego zespołu, możemy oglądać przekrój całej ligi. Tytuł króla strzelców zdobyli ex aequo Antonio Colak z Lechii i Erik Jendrisek z Cracovii, którzy strzelili po 17 goli. Najlepszym asystującym został Semir Stilić z Wisły z 12 decydującymi dograniami, a najlepszym piłkarzem Ekstraklasy uznano jego kolegę klubowego Arkadiusza Głowackiego, który może się poszczycić średnią na poziomie 7.69.


Zostawiamy rodzime boiska i przenosimy się na słoneczny zachód Europy, by opisać dzisiejszy temat wpisu - hiszpańską Primera Division. Tu również nie obyło się bez mniejszych i większych różnic w porównaniu z rzeczywistością. Nie doświadczymy ich jednak na podium, gdzie został zachowany doskonały niemal status quo. Barcelona triumfowała o 2 punkty wyprzedzając Real. Obaj giganci byli jednak bardziej skorzy do potknięć, przez co ich przewaga nad trzecim Atletico nie była tak imponująca, jak w rzeczywistości i wynosiła odpowiednio 7 i 5 punktów. Tuż za Rojiblancos uplasowała się Sevilla. Dorobek punktowy Andaluzyjskiego klubu (75 oczek) jest podobny do realnego, jednak w rzeczywistości pozwoliło to tylko na zajęcie 5 miejsca. FM okazał się bardziej przyjazny dla Sevilli, która zagra w eliminacjach Ligi Mistrzów. Pierwsza spora nieścisłość w efemowskiej wersji ligi hiszpańskiej dotyczy Valencii. Wirtualne Nietoperze nie były w stanie dorównać swojemu pierwowzorowi, zwłaszcza jeśli chodzi o dorobek punktowy. 11 punktów mniej przełożyło się na różnicę jednej lokaty i w konsekwencji kwalifikację tylko do Ligi Europy, zamiast Ligi Mistrzów. 6 miejsce to pozycja, którą mogą się pochwalić zawodnicy Levante. Lokalny rywal Valencii to najpoważniejsze pozytywne zaskoczenie BBVA. Zespół, który w rzeczywistości ledwo wywalczył utrzymanie (co jest swoją drogą oddaniem pełni ich potencjału) w mojej karierze zdołał wywalczyć rewelacyjne miejsce szóste. Nie mniejszą różnicą jest obsada siódmej lokaty. Zajmuje ją Granada. Świadomie w poprzednim zdaniu użyłem wyrazu "różnica", a nie "zaskoczenie". Uważam bowiem, że miejsce w dziesiątce to coś, na co stać Granadę, zważywszy na naprawdę spory potencjał kadrowy tego klubu. Mianem niespodzianki określiłbym raczej realną postawę Granady, która na kolejkę przed końcem ciągle nie może być pewna pozostania w lidze. Ósme miejsce dla Espanyolu, co niemal pokrywa się z wynikiem rzeczywistym. Końcówka dziesiątki to "kącik niedocenianych". Tworzą go Villarreal i Athletic Bilbao, które to ekipy plasują się o 3 oczka niżej niż w rzeczywistości. Żółta Łódż Podwodna ma jednak mniej powodów do narzekania, gdyż mimo kiepskiego miejsca wywalczyła udział w Lidze Europy przez Puchar Hiszpanii. Kolejne dwie drużyny należy zaliczyć do grona przewidywalnych, gdyż ich rezultaty mieszczą się w różnicy błędu statystycznego. Elche i Sociedad wydają się przywiązane do swojego komfortowego miejsca na początku drugiej dziesiątki. Jednoznacznie szczęśliwa trzynastka należy do kolejnej rewelacji efemowskiego sezonu - Cordoby. Wiemy, że beniaminek w rzeczywistości był absolutną czerwoną latarnią ligi. Zdobył tylko 20 punktów w 37 meczach. Tymczasem w FMie Cordoba zdobyła ponad 2 razy więcej punktów i nie miała żadnych problemów z utrzymaniem. 14 pozycja należy do Rayo. Najbiedniejszy zespół BBVA także tutaj nie był zmuszony bronić się przed spadkiem, jednak rzeczywista postawa zespołu Paco Jemeza budzi jeszcze większy respekt. Klub z Vallecas jest bowiem o krok od zakończenia sezonu w Top 10. Następne 3 drużyny mieszczą się już w pewnym oddaleniu od Rayo i zakończyły sezon w wielkim ścisku. Odbiór tych ostatnich bezpiecznych miejsc jest jednak różny. Malaga na pewno nie jest zadowolona, gdyż stać ją na miejsce w Top 10, co udowodniła w rzeczywistości. Natomiast dla Getafe i Deportivo utrzymanie to szczyt obecnych możliwości, więc te zespoły na pewno bardzo euforycznie przyjęły wieść o uniknięciu degradacji. 18 jest Celta. To z kolei największe negatywne zaskoczenie sezonu. Na realnej murawie Galicyjczycy pokazywali piękny, a do tego skuteczny futbol, stając się jednym z ulubionych zespołów kibiców i zajmując miejsce w okolicach przełomu dziesiątek. W FMie ich gra była pozbawiona magii, co skończyło się spadkiem. Zaskakującym, a nawet sensacyjnym. Drużyny zamykające tabelę to Eibar i Almeria. Dla nich spadek to samo życie - byli na niego skazywani przez wszystkich, więc to, że on nastąpił nie jest zaskoczeniem. Przynajmniej jedna z tych drużyn opuści szeregi BBVA także w rzeczywistości. Jedyne, co żenuje to fatalny wynik punktowy Almerii. Królem strzelców BBVA został Cristiano Ronaldo, jednak jego dorobek jest mizerny w porównaniu z rzeczywistością i wynosi 24 trafienia. Drugi z największych obecnego futbolu zgarnął statuetkę najlepszego asystującego, popisując się 16 decydującymi podaniami. Messi zyskał również miano najlepszej piłkarza ligi miażdżąc konkurencję. Wynik Argentyńczyka to 8.57, podczas gdy drugi Suarez osiągnął tylko 7.91. Przepaść... 




Na zakończenie dzisiejszego wpisu zajmiemy się Ligą Mistrzów. Pojawienie się jej tuż po Primera Division oczywiście przypadkiem nie jest. Najważniejsze europejskie rozgrywki klubowe nie zostały jednak tak zdominowane przez kluby hiszpańskie, jak Liga Europy przez niemieckie. Nie doszło do finału krajowego. W decydującym starciu zespół z Półwyspu Iberyjskiego - Real Madryt - konfrontował swoje siły z drużyną wyspiarską - Chelsea. Wewnątrzhiszpański finał spalił na panewce z przyczyn niekoniecznie sportowych, bowiem z powodu losowania. Real, żeby dostać możliwość walki o jedenaste takie trofeum w swojej historii musiał bowiem w pokonanym polu zostawić nie tylko Liverpool, ale przede wszystkim Barcelonę w ćwierćfinale i Atletico w 1/2. Droga Chelsea do Berlina była równie, jeśli nie bardziej wyboista. The Blues rywalizowali kolejno z PSG, Bayernem i Arsenalem. Prawdziwi finaliści pożegnali się z rozgrywkami na etapie 1/4. Barca przegrała Gran Derbi, o czym już wspominałem wyżej, zaś Juventus nie dał rady Arsenalowi. Mecz Chelsea - Real był wydarzeniem, który elektryzował cały piłkarski świat. Kibice oczekiwali najlepszego meczu ostatnich lat, mając świadomość nieziemskiej formy obu ekip. Bez względu na sympatie fani przyznawali, że starcie stanęło na wysokości zadania. Obie drużyny nie miały zamiaru zabijać meczu poprzez stawianie autobusu i stworzyły wielki spektakl, który będzie rozpamiętywany przez lata. Dramaturgia sięgnęła zenitu, gdy sędzia zarządził dogrywkę. Po regulaminowym czasie gry był bowiem remis 1-1 po bramkach Diego Costy i Jamesa Rodrigueza. W dodatkowym czasie gry rozstrzygnięcie już padło. Zadecydowali chyba rezerwowi oraz lepsza wytrzymałość fizyczna i psychiczna jednej z drużyn. A konkretniej Chelsea, gdyż to właśnie The Blues sięgają po miano najlepszej drużyny w Europie! Na bramkę Didiera Drogby zdołał jeszcze odpowiedzieć Cristiano Ronaldo, jednak cios zadany przez Fabregasa pozostał bez reakcji. Chelsea wygrała najważniejszy mecz sezonu 3-2, czym powetowała sobie niepowodzenia w rodzimej lidze.

Tyle na dziś. Zapraszam na jutrzejszy, ostatni wpis podsumowujący rozstrzygnięcia w innych rozgrywkach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz