Gillingham
mocno wryło się w psychikę Wolverhampton. Morale mocne spadło, a
nastroje były grobowe. Starałem się z całych sił, żeby klęska
z Gillingham wyzwoliła sportową złość wśród Wilków, jednak
miałem niewystarczająco dużo czasu. Ledwie 40 godzin po meczu FA
Cup rozgrywaliśmy kolejne domowe spotkanie ligowe. Tym razem
Molineux zwiedzać przyjechał Charlton.
Sky Bet Championship
XXVII kolejka
Wolverhampton - Charlton
Londyński klub w ostatnich
tygodniach złapał sztormowy wiatr w żagle. Triumf nad Watfordem w
poprzedniej kolejce pozwolił im opuścić strefę spadkową, choć
jeszcze nie tak dawno mieli olbrzymią stratę do bezpiecznego
miejsca. Klub, będący w takiej formie z pewnością nie ułatwi nam
trudnego zadania, jakim jest odzyskanie straconego zaufania fanów.
Na odprawę przedmeczową uznałem, że najlepszym rozwiązaniem
będzie zostawienie Wilków samych, gdyż oni najlepiej wiedzą,
jakiej motywacji potrzebują. Stearman, jako kapitan, musiał wykonać
tam kawał solidnej pracy, gdyż od pierwszej minuty Wilki z
zaangażowaniem i wiarą ruszyły do ataku. Pod bramką Charltonu
robiło się coraz groźniej, jednak piłka nie chciała znaleźć
drogi do siatki. Wreszcie w 24 minucie fenomenalne dogranie z lewej
strony boiska na bramkę zamienił Doyle, który świetnie uprzedził
swojego konkurenta. Cieszącego się Irlandczyka zgasił jednak
sędzia liniowy, odgwizdując pozycję spaloną. 10 minut po tym
zdarzeniu z jedną z pierwszych akcji ofensywnych ruszyli goście.
Johnie Jackson zaabsorbował uwagę naszych środkowych pomocników,
po czym oddał piłkę Jordanowi Cousinsowi, a młody wychowanek
Charltonu oddał strzał nie do obrony z 26 metrów. Londyńczycy
objęli prowadzenie, choć do tej pory stroną niewątpliwie
dominującą było Wolverhampton. Wilki jak najszybciej chciały
zacząć mecz od nowa, jednak stracona bramka pozbawiła nas
ciekawych pomysłów na grę. Dośrodkowania ze skrzydeł były
świetnie neutralizowane przez dobrze dysponowanego Bikeya-Amougou. W
szatni byłem bardzo ostrożny, zalecając podopiecznym podobny styl,
jak w I połowie, który w końcu musiał przynieść efekty. W 51
minucie po dośrodkowaniu Henry'ego z rzutu rożnego do piłki
próbował dojść Sammy Ameobi. Nigeryjczyk został jednak
ściągnięty na ziemię przez Bikeya-Amougou, a sędzia nie wahał
się wskazać na jedenastkę. Doyle nie mógł zmarnować takiej
szansy. 1-1. Wolverhampton próbował pójść za ciosem, ale za
każdym razem akcje Wilków kończyły się na rewelacyjnym tego
wieczora Amougou, który w pełni zrehabilitował się za rzut karny.
Statystyki meczowe sugerują dość sporą przewagę Wolves, jednak
dorobek drużyny z Molineux powiększył się tylko jedno oczko.
Co
ważne nawet ten jeden punkt pozwolił nam wrócić na fotel lidera,
gdyż Norwich przekonało się o sile Brentford i uległo
beniaminkowi 0-2. W ogóle cała ta kolejka stała pod znakiem
potknięć faworytów. Swoje mecze przegrały również Watford i
Bournemouth. Jedynie Boro zdobyło komplet punktów i tym samym
sytuacja w czołówce stała się pasjonująca. Prowadząca trójka
ma w tym momencie dokładnie taką samą liczbę punktów - 52.
Pomimo
tego, że mamy koniec stycznia sytuacja w kalendarzu jest wyjątkowo
gorąca. Właśnie przygotowujemy się do trzeciego meczu w przeciągu
tygodnia. Tym razem czeka nas wyjazd do Boltonu.
Sky Bet Championship
XXVIII kolejka
Bolton - Wolverhampton
Kłusaki
po rewelacyjnej pierwszej części sezonu nieco spuścili z tonu i
stracili kontakt ze strefą barażową. Będzie to więc mecz
zespołów w kryzysie. Wierzę, że jesteśmy w stanie wygrać po raz
pierwszy od trzech spotkań. Bojowe nastawienie przełożyło się na
początek meczu, w którym zdominowaliśmy Bolton. Szybko znalazło
to miłe przełożenie na wynik. Po równym kwadransie świetnie na
lewym skrzydle urwał się Ameobi, który posłał świetne,
penetrujące dośrodkowanie na piąty metr od bramki, czyli w
miejsce, gdzie bramkarz nie zdąży wyjść, a obrońcy boją się
interweniować. Piłka minęła stoperów i padła łupem Benika
Afobe, który wbił piłkę do bramki. 0-1. Była to ważna chwila
dla młodego Anglika, który po kontuzji nie mógł długo dojść do
siebie. Ten gol pozwolił przerwać Afobe niezbyt chlubną serię 10
godzin bez bramki. Wilki po objęciu prowadzenia od razu ruszyły po
bramkę numer 2. Nie minęło 150 sekund, a ona padła. Henry
dośrodkowywał z rzutu rożnego, jednak piłka została wybita przez
obrońców. Ponownie trafiła do Henry'ego, który miał dostatecznie
dużo czasu, by w pełni wypieścić dośrodkowanie. Anglik zaskoczył
jednak kierunkiem wrzutki. Nie skierował jej bezmyślnie w
zatłoczone pole karne, tylko wypatrzył stojącego samotnie na 18
metrze Ameobiego. Nigeryjczyk ładnie złożył się do strzału i
pięknym wolejem podwyższył wynik. 0-2. Dwa szybkie gole chyba
zdemotywowały Wolverhampton, a przeciwnie podziałały na Bolton.
Kłusaki szybko wróciły do meczu, kiedy w 21 minucie indywidualną
akcję Veli wykończył Zach Clough. 1-2. Okazało się, że cała
dawka emocji przeznaczonych na ten mecz została wykorzystana w 6
minut. Późniejsze wydarzenia wzbudzały mimowolne ziewnięcia,
nawet wśród zagorzałych futbolowych fanów. Wbrew statystykom
strzałów to Wolves ciągle było stroną dominującą. Mnogość
uderzeń Boltonu to zasługa Simeona Slavcheva, który usiłował
rozstrzelać nas z dystansu, jednak regularnie, cytując klasyka,
"straszył gołębie na stadionie". Końcowy gwizdek
sędziego wprawił nas w euforię i wzbudził w nas wiarę, że znów
możemy wygrywać seryjnie. Trzymamy się fotela lidera, a na pozycję
wicelidera wspięło się Middlesbrough, wykorzystując kolejne
potknięcie Norwich. W hicie kolejki Bournemouth po kapitalnym
spektaklu ograło Watford.
Kolejny
miesiąc na stanowisku menedżera stał się przeszłością.
Federacja angielska, jak zwykle punktualnie, przyznała nagrody.
Styczeń był w gruncie rzeczy nieudanym okresem dla Wolves, tak
indywidualnie, jak drużynowo, więc wyróżnienia zupełnie nas
ominęły. Wspomnieć o nich jednak nie zaszkodzi. Statuetka dla
menedżera miesiąca trafiła w ręce Aitora Karanki, choć jego Boro
zdobyło dokładnie tyle samo punktów, co Sheffield Wednesday i
Blackpool. Równie wyrównana walka miała miejsce w rywalizacji o
miano najlepszego piłkarza miesiąca. Ostatecznie w tej kategorii
triumfował Roland Linz, choć o włos za nim byli Will Keane i Scott
Parker. Statuetkę dla młodego piłkarza miesiąca otrzymał Conor
Coady, który wyprzedził peleton z Leeds - Lewisa Cooka i Sama
Byrama. Mam wielką nadzieję, że luty to znów będzie miesiąc
spod znaku Wilka i znajdzie to odzwierciedlenie w nagrodach.
Wraz
z początkiem lutego końca dobiegło zimowe okienko transferowe. Dla
Wolves był to dość leniwy okres - nie udało się spieniężyć
żadnego ze zbędnych zawodników, zaś szeregi klubu w trybie
natychmiastowym zasilił tylko Sammy Ameobi. Wczoraj opisywałem ten
transfer jako konieczny, ale jednak przeprowadzony z dokładnym
oglądaniem każdego funta. Gdybym dysponował większymi pokładami
gotówki z pewnością klubu nie zasiliłby Ameobi, a ktoś lepszy
piłkarsko. Jakże wielkie było więc moje zdziwienie, gdy
dowiedziałem się, że był to najdroższy zimowy transfer w
Championship. W lidze, w której nikogo nie zaskakuje wydawanie 6-7
milionów funtów na piłkarza rekordem okienka został zawodnik za
niecały milion funtów. Dziwne to... Jedyną możliwą przyczyną
takiego stanu rzeczy jest to, że kluby Championship są zadowolone
ze swojej sytuacji kadrowej i po prostu nie szukały wzmocnień.
Zostawmy ten temat i pójdźmy piętro wyżej, gdyż BPL była
świadkiem kilku interesujących ruchów transferowych. Angielscy
giganci zapatrzyli się tej zimy na wschód Europy. 3 najciekawsze
transakcje odbyły się z udziałem klubu rosyjskiego i ukraińskiego.
Zenit Sankt Petersburg ogłosił wielką przecenę, z której
skrzętnie skorzystały angielskie kluby. Zdecydowanie poniżej
swojej wartości pracodawcę zmienili Axel Witsel (8 milionów
funtów, które wyłożył Manchester United) oraz Salomon Rondón
(8,75 miliona funtów, które zapłacił Tottenham). Ukraińską
okazję złapał z kolei Arsenal, zatrudniając Andriya Yarmolelenkę,
za którego Dynamo Kijów otrzymało zaledwie 6,5 miliona funtów.
Cóż, to naprawdę dobre transfery, a dokładną jakość zawodników
mam nadzieję, że będę mógł przetestować w przyszłorocznej
BPL.
Warto
mieć plany na przyszłość, nie tylko tą prawdopodobną za pół
roku, ale też tą bardziej odległą. W myśl tej konwencji
postanowiłem przedłużyć kontrakt z fantastycznie rokującym
stoperem lub prawym obrońcą Dominikiem Iorfą. Nigeryjczyk
natychmiast po powrocie z Pucharu Narodów Afryki(Nigeria odpadła w
ćwierćfinale z Mali) otrzymał propozycję nowej umowy. Iorfa już
w tym sezonie pełni istotną rolę w pierwszej jedenastce, więc
przyszłość dla niego rysuje się w zdecydowanie jasnych barwach.
Tym, na czym mi najbardziej zależało było zapewnienie sobie
pozostania Nigeryjczyka w klubie na jak najdłuższy czas. Iorfa jest
bardzo zadowolony ze swojej sytuacji, więc negocjacje z nim były
bułką z masłem. Nakłoniłem go do podpisania aż czteroletniego
kontraktu, ze śmieszną, zważywszy na jego rolę w drużynie,
tygodniówką na poziomie 4,4 tysiąca funtów. Ta decyzja to istny
majstersztyk mój i zarządu, który znacząco poprawił nastroje na
widowni.
Liczę,
że w jutrzejszym wpisie znajdzie się więcej powodów, przede
wszystkim sportowych, które uszczęśliwią trybuny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz