środa, 13 maja 2015

Z Dużej Chmury Mały Deszcz

Preludium do meczu z Norwich niech będzie analiza sytuacji w tabeli po 30 kolejkach. Zmiany są bardziej radykalne niż przy poprzednich podsumowaniach, więc czym prędzej do nich przejdźmy. Najważniejsza roszada dokonała się na szczycie. Po wielu kolejkach dominacji musieliśmy ustąpić z fotela lidera. Niewątpliwie przyczyną takiego stanu rzeczy była nasza kiepska gra (zaledwie 6 punktów w 5 meczach). Wilczą apatię dobrze wykorzystały inne zwierzęta - Kanarki, dzięki 10 punktom utrzymały stanowisko wicelidera, a Lwy fenomenalną postawą (13 oczek) wywindowały się na szczyt. Bardzo niebezpiecznie do podium zbliżyły się 2 kolejne drużyny. Bournemouth (12 punktów) i Fulham (13) mają w tym momencie fantastyczną pozycję do ataku na ścisłą czołówkę, co mnie niepokoi, aczkolwiek tylko delikatnie. Te osiągnięcia budzą respekt, ale nie wytrzymują porównania z wynikiem Sheffield Wednesday. Sowy mogą się poszczycić unikatowym dorobkiem 5 triumfów z rzędu, dzięki któremu przesunęli się do pierwszej dziesiątki. Swoją drogą bardzo wyraźnie oddzieliła się strefa barażów od reszty stawki, do czego przyczyniła się słaba postawa Boltonu (4 punkty) i fatalna Watfordu (zaledwie 1 oczko). W środku tabeli bez większych zmian. Jeśli ktoś się wyróżnił to wyłącznie negatywnie. Mam tu na myśli Reading, Wigan (po 4 punkty) oraz Cardiff i Rotherdam (po 3). Duży krok oddalający od strefy spadkowej poczyniło Millwall, które powiększyło swój dorobek o równe 10 oczek. Charlton, mimo delikatnej obniżki formy w ostatnich meczach, wyszedł ze strefy spadkowej. Rękawicę podjęło Blackburn. Rovers opuścili ostatnie miejsce, ale przed nimi jeszcze długa droga do bezpiecznej pozycji. Niepokoi słabość Birmingham (3 punkty) i kompletna bezradność Ipswich, które przegrało wszystkie 5 ostatnich meczów i musi się podźwignąć, jeśli marzy o utrzymaniu. To jeszcze nie koniec sezonu, ale stąd już go widać...


Na jednym z ostatnich treningów przed długo wyczekiwanym meczem z Norwich miało miejsce nieprzyjemne zdarzenie. Tommy Rowe podczas treningu szybkościowego naciągnął mięśnie skośne brzucha. Ten uraz wyklucza go z gry na minimum 3 tygodnie, co dla Wilków jest dużym osłabieniem. Co ciekawe dla Tommy'ego jest to już druga kontuzja tego typu w tym sezonie. Muszę więc poważnie przemyśleć zasadność jego treningu indywidualnego i prawdopodobnie zalecić mu pracę nad innym aspektem gry. Teraz nic jednak nie zmieni już tego, że do meczu z Norwich będę przystępował bez bardzo ważnego elementu układanki, jakim jest Tommy Rowe.

Sky Bet Championship

XXXI kolejka

Norwich - Wolverhampton

To duży cios dla Wolves, ale jednak nie nokaut, po którym wywiesimy białą flagę. Mamy zamiar wyjść podwójnie zmotywowani i zrobić wszystko, co w naszej mocy, by zdobyć 3 oczka. Zdaję sobie sprawę, że Norwich nie położy się na murawie, by ułatwić nam zadanie, ale wierzę, że uda nam się wykorzystać nieco słabszą ostatnio postawę Kanarków. Początek meczu zdecydowanie należał do nas. Przewaga Wilków narastała z każdą minutą, więc można było oczekiwać, że prędzej czy później zostanie udokumentowana. Świetnie na skrzydłach szarpali Sako i Ameobi, tempo gry idealnie regulował McDonald, jednak zawsze czegoś brakowało, by ich akcje zakończyć golami. Na zmianę szwankowała dokładność, zrozumienie i szczęście. Mecz coraz wyraźniej zaczynał przypominać jesienne starcie tych zespołów, gdzie też dominowaliśmy, ale straciliśmy gola przed przerwą. Norwich również było pomne tamtych wydarzeń i punktualnie od 30 minuty zaczęło przejmować inicjatywę. Bardzo płynnie zagrożenie przeniosło się pod bramkę Wolverhampton. Wydawało się, że bramka dla Kanarków wisi w powietrzu. W 41 minucie obecny lider klasyfikacji strzelców Lewis Grabban urwał się Stearmanowi i dzięki dograniu Garrido znalazł się w sytuacji sam na sam z Ikeme. Anglikowi zadrżała jednak noga i piłka nie zmieściła się między słupkami. Z mieszanymi uczuciami Wilki zeszły do szatni. Po wznowieniu gry znów zaimponowaliśmy zaangażowaniem i walecznością, szybko stając się stroną dominującą. Niestety podobieństw do pierwszej połowy było więcej - naszą postawę ofensywną najlepiej podsumowuje stwierdzenie "dużo szumu o nic". Dopadł nas tradycyjny w tym sezonie kryzys skuteczności. Szans na objęcie prowadzenia było bowiem wystarczająco dużo. W 60 minucie standardowe dośrodkowanie Golbourne'a na 16 metr próbował wykorzystać Afobe, jednak piłka o centymetry minęła lewy słupek bramki Ruddy'ego. Nasza dominacja była niepodważalna, jednak brakowało tego, co najważniejsze. Szukając na siłę można by dopatrzyć plusa takiej gry - Norwich, zamknięte na swojej połowie, nie miało okazji do kontrataku, więc byłem przekonany, że nie zejdziemy z boiska pokonani. Minuty mijały, obraz gry pozostawał bez zmian. W 89 minucie Wilki miały piłkę meczową. Edwards został pozostawiony bez krycia na 23 metrze, dostał piłkę, złożył się do uderzenia... Ale minimalnie chybił... Chwilę później sędzia obwieścił koniec meczu. 0-0. To bardzo rzadko padający wynik w meczach Wolverhampton, być może nawet pierwszy w tym sezonie. Remis jest nieco rozczarowującym rezultatem, jeśli spojrzeć na przebieg wydarzeń boiskowych. Odrzucenie emocji rzuca jednak zupełnie inne światło na mecz z Norwich. Wywieźliśmy punkt ze stadionu jednego z najlepszych zespołów ligi. To musi zostać uznane za sukces. Ciągle mamy Kanarki w zasięgu ręki i jestem przekonany, że zdystansowanie ich to kwestia kilku kolejek.

Dewiza pracoholików mówi "Co masz zrobić jutro, zrób dziś". Przyjęliśmy tę sentencję, jako motyw przewodni na najbliższy mecz. Nadarzała się bowiem okazja, by od razu pokazać Norwich miejsce w szeregu, gdyż Kanarki nie potrafiły wywieźć kompletu punktów z Watfordu. Jedyne, co było wymagane z naszej strony to zwycięstwo nad Rotherdam.

Sky Bet Championship

XXXII kolejka

Wolverhampton - Rotherdam


Beniaminek jest ostatnio w niezbyt dobrej formie, dzięki czemu na niepokojąco blisko zbliżył się do strefy spadkowej. Nie potrafię jednak wzbudzić w sobie na tyle dużo współczucia, by umożliwić Rotherdam przerwanie złej serii. Przeciwnie - podejmujemy ich na Molineux z bezwzględną chęcią zdobycia 3 punktów. Od pierwszego gwizdka dało się to zauważyć gołym okiem. Wilki przystąpiły do szturmu, chcąc jak najszybciej rozwiązać worek z bramkami. Spragniona publiczność nie była zmuszona zbyt długo czekać na otwarcie wyniku. W 13 minucie piłka po dośrodkowaniu Henriego z prawego sektora boiska została wybita głową przez obrońcę Rotherdam. Mat Sadler wyekspediował futbolówkę tak niefortunnie, że ta trafiła do stojącego samotnie na linii pola karnego Benika Afobe. Anglik spokojnie ułożył sobie piłkę do strzału i nie dał szans Collinowi. 1-0. Kilka minut później ten wynik był już nieaktualny. Mesca w efektowny sposób minął rywala na lewym skrzydle i posłał świetne dośrodkowanie w najbardziej niefortunne miejsce w polu karnym, czyli 5 metrów przed bramką. Tam ze swojej najlepszej strony pokazał się Doyle, który uprzedził obrońcę i nie dał szans golkiperowi na skuteczną interwencję. 2-0. Jeszcze słowo o Mesce. Nie mogę rozgryźć tego chłopaka. Od czasu do czasu pokazuje on zagrania, powodujące opad szczęki, jednak ogólnie gra przeciętnie. Nie wiem, gdzie leży przyczyna tak wielkiej dysproporcji, jednak obawiam się, że może to być psychika. A wyregulowanie jej jest bardzo skomplikowane. Wróćmy do meczu. Dwubramkowe prowadzenie wprawiło Wilki w niepokojące przeświadczenie, że mecz jest już wygrany. Rotherdam przejął inicjatywę i próbował strzelić gola kontaktowego. Najwięcej zamieszania robił pod naszą bramką Richard Smallwood, jednak musiał on samotnie próbować rozrywać naszą defensywę, gdyż jego partnerzy byli znacznie gorzej dysponowani. Wyłączenie z gry Smallwooda zajęło Wilkom trochę czasu, jednak od około 40 minut dostał on podwójne krycie, z którym już nie mógł sobie poradzić. Bez akcji Smallwooda mecz zrobił się nieco senny. Nudę w 74 minucie przerwała bramka. Golbourne zaangażował się w akcję oskrzydlającą i miał na tyle dużo czasu, by w pełni wypieścić dośrodkowanie. Zagrał tradycyjnie na 16 metr, ale tym razem nie po ziemi. Lecącą piłkę pięknym wolejem do bramki skierował Afobe. 3-0. Rotherdam ruszyło do ataku i szybko zdobyło bramkę honorową. Smallwood wywalczył rzut rożny, z którego sam dośrodkował. Zostawiony sam sobie Adam Hammill pewnie pokonał Ikeme. 3-1. Ten wynik także długo nie zagościł na tablicy świetlnej. Mesca wypatrzył wychodzącego na wolną pozycję Afobe i posłał idealnie wymierzoną piłkę. Anglik znalazł się w sytuacji sam na sam i mógł skompletować hat-tricka, jednak zauważył, że z prawego skrzydła zbiega James Henry, więc postanowił dograć piłkę właśnie tam. Henry, wbijając futbolówkę do pustej bramki postawił stempelek na tym meczu. 4-1. 3 punkty zostają na Molineux, wracamy na pozycję wicelidera. 


To najważniejszy skutek tego triumfu. Do Boro ciągle tracimy 6 punktów. Próba niwelowania tej różnicy będzie motywem przewodnim wpisu jutrzejszego, na który serdecznie zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz