Preludium
do meczu z Norwich niech będzie analiza sytuacji w tabeli po 30
kolejkach. Zmiany są bardziej radykalne niż przy poprzednich
podsumowaniach, więc czym prędzej do nich przejdźmy. Najważniejsza
roszada dokonała się na szczycie. Po wielu kolejkach dominacji
musieliśmy ustąpić z fotela lidera. Niewątpliwie przyczyną
takiego stanu rzeczy była nasza kiepska gra (zaledwie 6 punktów w 5
meczach). Wilczą apatię dobrze wykorzystały inne zwierzęta -
Kanarki, dzięki 10 punktom utrzymały stanowisko wicelidera, a Lwy
fenomenalną postawą (13 oczek) wywindowały się na szczyt. Bardzo
niebezpiecznie do podium zbliżyły się 2 kolejne drużyny.
Bournemouth (12 punktów) i Fulham (13) mają w tym momencie
fantastyczną pozycję do ataku na ścisłą czołówkę, co mnie
niepokoi, aczkolwiek tylko delikatnie. Te osiągnięcia budzą
respekt, ale nie wytrzymują porównania z wynikiem Sheffield
Wednesday. Sowy mogą się poszczycić unikatowym dorobkiem 5
triumfów z rzędu, dzięki któremu przesunęli się do pierwszej
dziesiątki. Swoją drogą bardzo wyraźnie oddzieliła się strefa
barażów od reszty stawki, do czego przyczyniła się słaba postawa
Boltonu (4 punkty) i fatalna Watfordu (zaledwie 1 oczko). W środku
tabeli bez większych zmian. Jeśli ktoś się wyróżnił to
wyłącznie negatywnie. Mam tu na myśli Reading, Wigan (po 4 punkty)
oraz Cardiff i Rotherdam (po 3). Duży krok oddalający od strefy
spadkowej poczyniło Millwall, które powiększyło swój dorobek o
równe 10 oczek. Charlton, mimo delikatnej obniżki formy w ostatnich
meczach, wyszedł ze strefy spadkowej. Rękawicę podjęło
Blackburn. Rovers opuścili ostatnie miejsce, ale przed nimi jeszcze
długa droga do bezpiecznej pozycji. Niepokoi słabość Birmingham
(3 punkty) i kompletna bezradność Ipswich, które przegrało
wszystkie 5 ostatnich meczów i musi się podźwignąć, jeśli marzy
o utrzymaniu. To jeszcze nie koniec sezonu, ale stąd już go
widać...
Na
jednym z ostatnich treningów przed długo wyczekiwanym meczem z
Norwich miało miejsce nieprzyjemne zdarzenie. Tommy Rowe podczas
treningu szybkościowego naciągnął mięśnie skośne brzucha. Ten
uraz wyklucza go z gry na minimum 3 tygodnie, co dla Wilków jest
dużym osłabieniem. Co ciekawe dla Tommy'ego jest to już druga
kontuzja tego typu w tym sezonie. Muszę więc poważnie przemyśleć
zasadność jego treningu indywidualnego i prawdopodobnie zalecić mu
pracę nad innym aspektem gry. Teraz nic jednak nie zmieni już tego,
że do meczu z Norwich będę przystępował bez bardzo ważnego
elementu układanki, jakim jest Tommy Rowe.
Sky Bet Championship
XXXI kolejka
Norwich - Wolverhampton
To
duży cios dla Wolves, ale jednak nie nokaut, po którym wywiesimy
białą flagę. Mamy zamiar wyjść podwójnie zmotywowani i zrobić
wszystko, co w naszej mocy, by zdobyć 3 oczka. Zdaję sobie sprawę,
że Norwich nie położy się na murawie, by ułatwić nam zadanie,
ale wierzę, że uda nam się wykorzystać nieco słabszą ostatnio
postawę Kanarków. Początek meczu zdecydowanie należał do nas.
Przewaga Wilków narastała z każdą minutą, więc można było
oczekiwać, że prędzej czy później zostanie udokumentowana.
Świetnie na skrzydłach szarpali Sako i Ameobi, tempo gry idealnie
regulował McDonald, jednak zawsze czegoś brakowało, by ich akcje
zakończyć golami. Na zmianę szwankowała dokładność,
zrozumienie i szczęście. Mecz coraz wyraźniej zaczynał
przypominać jesienne starcie tych zespołów, gdzie też
dominowaliśmy, ale straciliśmy gola przed przerwą. Norwich również
było pomne tamtych wydarzeń i punktualnie od 30 minuty zaczęło
przejmować inicjatywę. Bardzo płynnie zagrożenie przeniosło się
pod bramkę Wolverhampton. Wydawało się, że bramka dla Kanarków
wisi w powietrzu. W 41 minucie obecny lider klasyfikacji strzelców
Lewis Grabban urwał się Stearmanowi i dzięki dograniu Garrido
znalazł się w sytuacji sam na sam z Ikeme. Anglikowi zadrżała
jednak noga i piłka nie zmieściła się między słupkami. Z
mieszanymi uczuciami Wilki zeszły do szatni. Po wznowieniu gry znów
zaimponowaliśmy zaangażowaniem i walecznością, szybko stając się
stroną dominującą. Niestety podobieństw do pierwszej połowy było
więcej - naszą postawę ofensywną najlepiej podsumowuje
stwierdzenie "dużo szumu o nic". Dopadł nas tradycyjny w
tym sezonie kryzys skuteczności. Szans na objęcie prowadzenia było
bowiem wystarczająco dużo. W 60 minucie standardowe dośrodkowanie
Golbourne'a na 16 metr próbował wykorzystać Afobe, jednak piłka o
centymetry minęła lewy słupek bramki Ruddy'ego. Nasza dominacja
była niepodważalna, jednak brakowało tego, co najważniejsze.
Szukając na siłę można by dopatrzyć plusa takiej gry - Norwich,
zamknięte na swojej połowie, nie miało okazji do kontrataku, więc
byłem przekonany, że nie zejdziemy z boiska pokonani. Minuty
mijały, obraz gry pozostawał bez zmian. W 89 minucie Wilki miały
piłkę meczową. Edwards został pozostawiony bez krycia na 23
metrze, dostał piłkę, złożył się do uderzenia... Ale
minimalnie chybił... Chwilę później sędzia obwieścił koniec
meczu. 0-0. To bardzo rzadko padający wynik w meczach Wolverhampton,
być może nawet pierwszy w tym sezonie. Remis jest nieco
rozczarowującym rezultatem, jeśli spojrzeć na przebieg wydarzeń
boiskowych. Odrzucenie emocji rzuca jednak zupełnie inne światło
na mecz z Norwich. Wywieźliśmy punkt ze stadionu jednego z
najlepszych zespołów ligi. To musi zostać uznane za sukces. Ciągle
mamy Kanarki w zasięgu ręki i jestem przekonany, że zdystansowanie
ich to kwestia kilku kolejek.
Dewiza
pracoholików mówi "Co masz zrobić jutro, zrób dziś".
Przyjęliśmy tę sentencję, jako motyw przewodni na najbliższy
mecz. Nadarzała się bowiem okazja, by od razu pokazać Norwich
miejsce w szeregu, gdyż Kanarki nie potrafiły wywieźć kompletu
punktów z Watfordu. Jedyne, co było wymagane z naszej strony to
zwycięstwo nad Rotherdam.
Sky Bet Championship
XXXII kolejka
Wolverhampton - Rotherdam
Beniaminek
jest ostatnio w niezbyt dobrej formie, dzięki czemu na niepokojąco
blisko zbliżył się do strefy spadkowej. Nie potrafię jednak
wzbudzić w sobie na tyle dużo współczucia, by umożliwić
Rotherdam przerwanie złej serii. Przeciwnie - podejmujemy ich na
Molineux z bezwzględną chęcią zdobycia 3 punktów. Od pierwszego
gwizdka dało się to zauważyć gołym okiem. Wilki przystąpiły do
szturmu, chcąc jak najszybciej rozwiązać worek z bramkami.
Spragniona publiczność nie była zmuszona zbyt długo czekać na
otwarcie wyniku. W 13 minucie piłka po dośrodkowaniu Henriego z
prawego sektora boiska została wybita głową przez obrońcę
Rotherdam. Mat Sadler wyekspediował futbolówkę tak niefortunnie,
że ta trafiła do stojącego samotnie na linii pola karnego Benika
Afobe. Anglik spokojnie ułożył sobie piłkę do strzału i nie dał
szans Collinowi. 1-0. Kilka minut później ten wynik był już
nieaktualny. Mesca w efektowny sposób minął rywala na lewym
skrzydle i posłał świetne dośrodkowanie w najbardziej niefortunne
miejsce w polu karnym, czyli 5 metrów przed bramką. Tam ze swojej
najlepszej strony pokazał się Doyle, który uprzedził obrońcę i
nie dał szans golkiperowi na skuteczną interwencję. 2-0. Jeszcze
słowo o Mesce. Nie mogę rozgryźć tego chłopaka. Od czasu do
czasu pokazuje on zagrania, powodujące opad szczęki, jednak ogólnie
gra przeciętnie. Nie wiem, gdzie leży przyczyna tak wielkiej
dysproporcji, jednak obawiam się, że może to być psychika. A
wyregulowanie jej jest bardzo skomplikowane. Wróćmy do meczu.
Dwubramkowe prowadzenie wprawiło Wilki w niepokojące
przeświadczenie, że mecz jest już wygrany. Rotherdam przejął
inicjatywę i próbował strzelić gola kontaktowego. Najwięcej
zamieszania robił pod naszą bramką Richard Smallwood, jednak
musiał on samotnie próbować rozrywać naszą defensywę, gdyż
jego partnerzy byli znacznie gorzej dysponowani. Wyłączenie z gry
Smallwooda zajęło Wilkom trochę czasu, jednak od około 40 minut
dostał on podwójne krycie, z którym już nie mógł sobie
poradzić. Bez akcji Smallwooda mecz zrobił się nieco senny. Nudę
w 74 minucie przerwała bramka. Golbourne zaangażował się w akcję
oskrzydlającą i miał na tyle dużo czasu, by w pełni wypieścić
dośrodkowanie. Zagrał tradycyjnie na 16 metr, ale tym razem nie po
ziemi. Lecącą piłkę pięknym wolejem do bramki skierował Afobe.
3-0. Rotherdam ruszyło do ataku i szybko zdobyło bramkę honorową.
Smallwood wywalczył rzut rożny, z którego sam dośrodkował.
Zostawiony sam sobie Adam Hammill pewnie pokonał Ikeme. 3-1. Ten
wynik także długo nie zagościł na tablicy świetlnej. Mesca
wypatrzył wychodzącego na wolną pozycję Afobe i posłał idealnie
wymierzoną piłkę. Anglik znalazł się w sytuacji sam na sam i
mógł skompletować hat-tricka, jednak zauważył, że z prawego
skrzydła zbiega James Henry, więc postanowił dograć piłkę
właśnie tam. Henry, wbijając futbolówkę do pustej bramki
postawił stempelek na tym meczu. 4-1. 3 punkty zostają na Molineux,
wracamy na pozycję wicelidera.
To najważniejszy skutek tego
triumfu. Do Boro ciągle tracimy 6 punktów. Próba niwelowania tej
różnicy będzie motywem przewodnim wpisu jutrzejszego, na który
serdecznie zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz