niedziela, 17 maja 2015

Parszywe Zadanie

Po raz kolejny ułożyło się tak, że wpis rozpoczyna się analizą tabeli. Ta, którą zaraz sporządzę jest bardzo ważna, gdyż jest to ostatnie zestawienie, po którym może się coś zmienić. Następną tabelą, jaką zamieszczę będzie bowiem ta finalna, która zapisze się w historii. Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko w przyszłość. Na razie minęło, jak jeden dzień, dopiero 40 kolejek. Drużyny z czuba tabeli zachowały niemal doskonały status quo, zdobywając bardzo podobną, przeciętną zdobycz punktową. Na szczycie ciągle Boro (7 oczek), które właśnie zapewniło sobie udział w barażach, ale na pewno ich celem jest awans bezpośredni. Coraz bliżej za Lwami są Wilki - najlepsza z czołówki drużyna ostatnich kolejek, zdobywczyni 10 punktów. Od zapewnienia sobie barażów dzieli nas malutki kroczek, ale marzymy o utrzymaniu się w Top 2. Strefa barażowa trochę się zagęściła dzięki kiepskiej postawie Norwich (5 punktów) i Fulham (4). Bournemouth (7 punktów) i Nottingham (8) mogły i powinny jednak zrobić znacznie więcej, by zniwelować swoje straty. Pozycja tego ostatniego zespołu nie jest godna pozazdroszczenia, gdyż Forest muszą wytrzymać coraz wyraźniejszy napór kolejnych drużyn z tabeli. Peleton nadal tworzą Huddersfield (11 punktów), Watford oraz Brighton (po 9), zaś dołączył do niego Brentford, który może się poszczycić jedenastopunktowym rezultatem. Utrzymanie w lidze widowiskowo przypieczętowali piłkarze Cardiff (12 punktów) oraz Derby (10 oczek). W dolnych rejonach tabeli zaczyna się walka na śmierć i życie o ligowy byt na przyszły rok, więc oglądamy już zespoły punktujące znacznie lepiej niż w początkowej fazie sezonu. Najbardziej zdeterminowane są Rotherdam, Charlton i Blackburn, które dopisały do swojego dorobku aż 10 punktów. Dopuszczalne rezultaty osiągnęły też Millwall i Blackpool (po 7 oczek). Birmingham i Ipswich nie punktowały aż tak rewelacyjnie, przez co ich utrzymanie stanęło pod bardzo dużym znakiem zapytania. Słaby okres gry mają za sobą Leeds i Wigan (po 4 punkty), zaś koszmarnie zagrało Reading, które przegrało wszystkie swoje 5 meczów i nie może być jeszcze pewne pozostania w lidze. Do końca sezonu zostało tylko 6 kolejek. Każdy pojedynczy mecz może zadecydować o pozostaniu (bądź nie) w lidze.


W takiej scenerii przyszło nam zmierzyć się z jednym z tych zespołów, które ciągle nie są pewne utrzymania, a konkretniej z Leeds. 

Sky Bet Championship

XLI kolejka

Wolverhampton - Leeds

Starcia z takimi zespołami, którym przyświeca jasny cel nigdy nie są łatwe. Na szczęście my także mamy motywację, by podejść do tego meczu w stu procentach serio. A jest nią fakt, że w razie zwycięstwa gwarantujemy sobie uczestnictwo w play-offach. Nasze argumenty mentalne najwyraźniej miały większą wagę niż te ze strony Leeds, gdyż od pierwszej chwili to Wolverhampton zaczęło wyraźnie nadawać grze ton. Z całych sił staraliśmy się udowodnić, że fakt, iż my walczymy o triumf w lidze, a Leeds plasuje się pod koniec drugiej dziesiątki nie wziął się znikąd. Dominacja Wilków ani na chwilę nie topniała, groźne sytuacje pod bramką Silvestrego mnożyły się, jak grzyby po deszczu. Próbowaliśmy przede wszystkim wrzutek, jednak padały one łupem albo defensorów, albo bardzo dobrze czującego przestrzeń na przedpolu włoskiego golkipera. Po nieco ponad dwóch kwadransach gry wywalczyliśmy któryś z kolei rzut rożny. Wcześniejsze nie przynosiły rezultatu, więc do tego podszedł Rowe, a nie Henry. Dośrodkowanie środkowego pomocnika było bardzo dobre i wywołało dużo chaosu w polu karnym Leeds. Moi podopieczni oddali bowiem 4 strzały, jednak wszystkie zostały w punkt zablokowane przez defensorów Pawi. Po ostatnim rykoszecie piłka spadła pod nogi Benika Afobe, który nie próbował, jak poprzednicy, strzelać na siłę, tylko dostrzegł stojącego samotnie 3 metry dalej Jesusa Vallejo i dograł mu piłkę. Hiszpan uderzył, niewiele celując, ale wprawiając publikę w szał radości. 1-0. Do przerwy obraz gry się nie zmienił, jednak skalpów w postaci bramek dla Wolverhampton nie doświadczyliśmy. Po wznowieniu gry ruszyliśmy odważnie, z nadzieją, że Leeds w pierwszych minutach drugiej połowy będzie rozkojarzone. I takie chyba właśnie było. Zaledwie 70 sekund po wznowieniu gry Henry wbiegł w pole karne i już szykował się do wykonania lobującego przerzutu na dalszy słupek do Sako, gdy za sprawą Sola Bamby znalazł się na murawie. Sędzia bez wahania podyktował rzut karny, a do piłki pewnym krokiem podszedł Kevin Doyle. Postawa Irlandczyka była niestety kompletnie niewspółmierna do sposobu wyegzekwowania jedenastki. Doyle uderzył słabo i przewidywalnie w środek bramki, a Silvestri złapał futbolówkę łatwiej niż na rozgrzewce. To już drugi nietrafiony strzał Doyle'a z jedenastu metrów w tym sezonie. Muszę się zastanowić nad zmianą wykonawcy jedenastek, gdyż Irlandczyka zaczyna to przerastać. Niewykorzystany karny miał destrukcyjny wpływ, na grę drużyny, która straciła na pewności i zdecydowaniu. Leeds długo obserwowało nasze poczynania, by w końcu wyprowadzić decydujące uderzenie. Adryan rozprowadził akcję do skrzydła, gdzie dobrze atak oskrzydlił Sam Byram. Nadzieja angielskiej piłki posłała piłkę wprost na głowę Mirko Antenucciego, a doświadczony Włoch celną główką doprowadził do remisu. 1-1. Frustracja z takiego obrotu spraw przybrała na sile, ale przerodziła się ona w jeszcze większą chęć zwycięstwa. Dochodziliśmy do kolejnych sytuacji, ale Silvestri bronił jak w transie. W 89 minucie z 25 metrów próbował uderzać Tommy Rowe, jednak minimalnie chybił. Czas uciekał w ekspresowym tempie i wydawało się, że 30 sekund przed końcowym gwizdkiem nic nie może się w tym spotkaniu zmienić. Pół minuty to jednak bardzo dużo czasu na przeprowadzenie zabójczej akcji. Sako popisał się udanym, efektownym dryblingiem, dzięki czemu minął dwóch przeciwników i znalazł się w polu karnym. Wszyscy spodziewali się, że Malijczyk będzie sam kończył tę akcję, jednak on wypatrzył wbiegającego w pole karne Benika Afobe i posłał piłkę do niego. Anglik uderzył z pierwszej piłki, mocno, pod poprzeczkę. Silvestre nie zdołał interweniować. 2-1! Bezpośrednio po tej akcji sędzia zakończył mecz, a my mogliśmy cieszyć się z kolejnych 3 punktów. Zasłużonych, ale jakże ciężkich do wywalczenia. Dzięki zwycięstwu mamy już tylko punkcik straty do Boro, które zremisowało z Watfordem. Przewaga nad trzecim zespołem, którym od tej chwili jest Bournemouth wynosi 8 punktów. To zwycięstwo pozwoliło nam także zyskać całkowitą pewność, że zagramy co najmniej w barażach, gdyż 7 zespół w tabeli stracił już matematyczne szanse na wyprzedzenie nas. Cel, który zakładałem na początku sezonu został więc zrealizowany, ale że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to zadowoli nas tylko awans bezpośredni, na wywalczenie którego mamy bardzo dużą szansę.



Końcówka sezonu ułożyła się w ten sposób, że gramy prawie z wszystkimi zespołami desperacko walczącymi o pozostanie w lidze. Wbrew pozorom wcale nie są to łatwe mecze. Ponadto gra z prawdopodobnymi spadkowiczami to bardzo nieprzyjemna rola, gdyż pozbawiamy te zespoły większości nadziei na utrzymanie. Właśnie tak wygląda sytuacja przed meczem z Birmingham. 

Sky Bet Championship

XLII kolejka

Birmingham - Wolverhampton

Nasze zwycięstwo bardzo mocno ograniczy szanse Niebieskich na pozostanie w Championship. Nie będzie jednak żadnego odpuszczania ani koleżeństwa. Nam też przyświeca jasny cel - triumf nad Birmingham bardzo zbliży nas do awansu bezpośredniego. Od pierwszego gwizdka widać było, że obie strony są gotowe dać się pokroić za sukces. Mecz toczył się w szybkim tempie i mógł się podobać odbiorcom. Z minuty na minutę coraz bardziej uwidaczniała się wyższa klasa piłkarska Wolverhampton. Po niecałych dwóch kwadransach stwierdzenie, że Wilki kontrolują sytuację na boisku nie było już żadnym nadużyciem. Przewaga została szybko udokumentowana bramką. W 35 minucie Ameobi dośrodkował z lewego skrzydła. Afobe oddał strzał głową, jednak Randolph zdołał odbić piłkę przed siebie. Zrobił to jednak na tyle niefortunnie, że futbolówka wróciła do Afobe, a ten nie zmarnował drugiej szansy. 0-1. Birmingham zaciekle próbowało wyrównać, ale Stearman nie dopuszczał do żadnych groźnych sytuacji pod bramką Kuszczaka. Z kolei strzały z dystansu Donaldsona i Tescha zdecydowanie mijały cel. Kilkadziesiąt minut przeważania wyczerpało piłkarzy The Blues i od około 75 minuty widać było, że oddychają rękawami. Chwilę później Gunning bardzo łatwo dał się ograć Jacobsowi i nie będąc w stanie go dogonić, sfaulował. Na nieszczęście defensora Birmingham sędzia uznał, że przewinienie to zasługiwało na żółtą kartkę. Było to już drugie takie napomnienie Gunninga, więc musiał on opuścić boisko. Wyeliminowanie kluczowego zawodnika Birmingham ostatecznie załamało zespół. Korzystając z chaosu po czerwonej kartce ruszyliśmy po drugiego gola. Zdobycie go nie zajęło nam zbyt dużo czasu. Już w 88 minucie Jacobs ponownie zrobił użytek ze swojego świeżego zapasu sił minął nieatakowany dwóch rywali na skrzydle i dośrodkował w pole karne, gdzie najlepiej odnalazł się Dicko, który pewnym, kontrującym strzałem głową ustalił wynik meczu. 0-2. Matematycznie to zwycięstwo nie dało nam awansu, ale praktycznie już chyba możemy świętować. Nie sądzę bowiem, że Bournemouth zdoła wygrać wszystkie mecze do końca sezonu, a my wszystkie przegramy. Dokładnie przeciwna jest sytuacja Birmingham. The Blues mają jeszcze matematyczne szanse na utrzymanie, ale rozsądek podpowiada, że znamy już pierwszego spadkowicza.


Wątpliwości, które pojawiły się w poprzednich zdaniach na pewno rozwieje jutrzejszy wpis, na który serdecznie zapraszam, zachęcając do komentowania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz