Po
raz kolejny ułożyło się tak, że wpis rozpoczyna się analizą
tabeli. Ta, którą zaraz sporządzę jest bardzo ważna, gdyż jest
to ostatnie zestawienie, po którym może się coś zmienić.
Następną tabelą, jaką zamieszczę będzie bowiem ta finalna,
która zapisze się w historii. Nie wybiegajmy jednak zbyt daleko w
przyszłość. Na razie minęło, jak jeden dzień, dopiero 40
kolejek. Drużyny z czuba tabeli zachowały niemal doskonały status
quo, zdobywając bardzo podobną, przeciętną zdobycz punktową. Na
szczycie ciągle Boro (7 oczek), które właśnie zapewniło sobie
udział w barażach, ale na pewno ich celem jest awans bezpośredni.
Coraz bliżej za Lwami są Wilki - najlepsza z czołówki drużyna
ostatnich kolejek, zdobywczyni 10 punktów. Od zapewnienia sobie
barażów dzieli nas malutki kroczek, ale marzymy o utrzymaniu się w
Top 2. Strefa barażowa trochę się zagęściła dzięki kiepskiej
postawie Norwich (5 punktów) i Fulham (4). Bournemouth (7 punktów)
i Nottingham (8) mogły i powinny jednak zrobić znacznie więcej, by
zniwelować swoje straty. Pozycja tego ostatniego zespołu nie jest
godna pozazdroszczenia, gdyż Forest muszą wytrzymać coraz
wyraźniejszy napór kolejnych drużyn z tabeli. Peleton nadal tworzą
Huddersfield (11 punktów), Watford oraz Brighton (po 9), zaś
dołączył do niego Brentford, który może się poszczycić
jedenastopunktowym rezultatem. Utrzymanie w lidze widowiskowo
przypieczętowali piłkarze Cardiff (12 punktów) oraz Derby (10
oczek). W dolnych rejonach tabeli zaczyna się walka na śmierć i
życie o ligowy byt na przyszły rok, więc oglądamy już zespoły
punktujące znacznie lepiej niż w początkowej fazie sezonu.
Najbardziej zdeterminowane są Rotherdam, Charlton i Blackburn, które
dopisały do swojego dorobku aż 10 punktów. Dopuszczalne rezultaty
osiągnęły też Millwall i Blackpool (po 7 oczek). Birmingham i
Ipswich nie punktowały aż tak rewelacyjnie, przez co ich utrzymanie
stanęło pod bardzo dużym znakiem zapytania. Słaby okres gry mają
za sobą Leeds i Wigan (po 4 punkty), zaś koszmarnie zagrało
Reading, które przegrało wszystkie swoje 5 meczów i nie może być
jeszcze pewne pozostania w lidze. Do końca sezonu zostało tylko 6
kolejek. Każdy pojedynczy mecz może zadecydować o pozostaniu (bądź
nie) w lidze.
W
takiej scenerii przyszło nam zmierzyć się z jednym z tych
zespołów, które ciągle nie są pewne utrzymania, a konkretniej z
Leeds.
Sky Bet Championship
XLI kolejka
Wolverhampton - Leeds
Starcia z takimi zespołami, którym przyświeca jasny cel
nigdy nie są łatwe. Na szczęście my także mamy motywację, by
podejść do tego meczu w stu procentach serio. A jest nią fakt, że
w razie zwycięstwa gwarantujemy sobie uczestnictwo w play-offach.
Nasze argumenty mentalne najwyraźniej miały większą wagę niż te
ze strony Leeds, gdyż od pierwszej chwili to Wolverhampton zaczęło
wyraźnie nadawać grze ton. Z całych sił staraliśmy się
udowodnić, że fakt, iż my walczymy o triumf w lidze, a Leeds
plasuje się pod koniec drugiej dziesiątki nie wziął się znikąd.
Dominacja Wilków ani na chwilę nie topniała, groźne sytuacje pod
bramką Silvestrego mnożyły się, jak grzyby po deszczu.
Próbowaliśmy przede wszystkim wrzutek, jednak padały one łupem
albo defensorów, albo bardzo dobrze czującego przestrzeń na
przedpolu włoskiego golkipera. Po nieco ponad dwóch kwadransach gry
wywalczyliśmy któryś z kolei rzut rożny. Wcześniejsze nie
przynosiły rezultatu, więc do tego podszedł Rowe, a nie Henry.
Dośrodkowanie środkowego pomocnika było bardzo dobre i wywołało
dużo chaosu w polu karnym Leeds. Moi podopieczni oddali bowiem 4
strzały, jednak wszystkie zostały w punkt zablokowane przez
defensorów Pawi. Po ostatnim rykoszecie piłka spadła pod nogi
Benika Afobe, który nie próbował, jak poprzednicy, strzelać na
siłę, tylko dostrzegł stojącego samotnie 3 metry dalej Jesusa
Vallejo i dograł mu piłkę. Hiszpan uderzył, niewiele celując,
ale wprawiając publikę w szał radości. 1-0. Do przerwy obraz gry
się nie zmienił, jednak skalpów w postaci bramek dla Wolverhampton
nie doświadczyliśmy. Po wznowieniu gry ruszyliśmy odważnie, z
nadzieją, że Leeds w pierwszych minutach drugiej połowy będzie
rozkojarzone. I takie chyba właśnie było. Zaledwie 70 sekund po
wznowieniu gry Henry wbiegł w pole karne i już szykował się do
wykonania lobującego przerzutu na dalszy słupek do Sako, gdy za
sprawą Sola Bamby znalazł się na murawie. Sędzia bez wahania
podyktował rzut karny, a do piłki pewnym krokiem podszedł Kevin
Doyle. Postawa Irlandczyka była niestety kompletnie niewspółmierna
do sposobu wyegzekwowania jedenastki. Doyle uderzył słabo i
przewidywalnie w środek bramki, a Silvestri złapał futbolówkę
łatwiej niż na rozgrzewce. To już drugi nietrafiony strzał
Doyle'a z jedenastu metrów w tym sezonie. Muszę się zastanowić
nad zmianą wykonawcy jedenastek, gdyż Irlandczyka zaczyna to
przerastać. Niewykorzystany karny miał destrukcyjny wpływ, na grę
drużyny, która straciła na pewności i zdecydowaniu. Leeds długo
obserwowało nasze poczynania, by w końcu wyprowadzić decydujące
uderzenie. Adryan rozprowadził akcję do skrzydła, gdzie dobrze
atak oskrzydlił Sam Byram. Nadzieja angielskiej piłki posłała
piłkę wprost na głowę Mirko Antenucciego, a doświadczony Włoch
celną główką doprowadził do remisu. 1-1. Frustracja z takiego
obrotu spraw przybrała na sile, ale przerodziła się ona w jeszcze
większą chęć zwycięstwa. Dochodziliśmy do kolejnych sytuacji,
ale Silvestri bronił jak w transie. W 89 minucie z 25 metrów
próbował uderzać Tommy Rowe, jednak minimalnie chybił. Czas
uciekał w ekspresowym tempie i wydawało się, że 30 sekund przed
końcowym gwizdkiem nic nie może się w tym spotkaniu zmienić. Pół
minuty to jednak bardzo dużo czasu na przeprowadzenie zabójczej
akcji. Sako popisał się udanym, efektownym dryblingiem, dzięki
czemu minął dwóch przeciwników i znalazł się w polu karnym.
Wszyscy spodziewali się, że Malijczyk będzie sam kończył tę
akcję, jednak on wypatrzył wbiegającego w pole karne Benika Afobe
i posłał piłkę do niego. Anglik uderzył z pierwszej piłki,
mocno, pod poprzeczkę. Silvestre nie zdołał interweniować. 2-1!
Bezpośrednio po tej akcji sędzia zakończył mecz, a my mogliśmy
cieszyć się z kolejnych 3 punktów. Zasłużonych, ale jakże
ciężkich do wywalczenia. Dzięki zwycięstwu mamy już tylko
punkcik straty do Boro, które zremisowało z Watfordem. Przewaga nad
trzecim zespołem, którym od tej chwili jest Bournemouth wynosi 8
punktów. To zwycięstwo pozwoliło nam także zyskać całkowitą
pewność, że zagramy co najmniej w barażach, gdyż 7 zespół w
tabeli stracił już matematyczne szanse na wyprzedzenie nas. Cel,
który zakładałem na początku sezonu został więc zrealizowany,
ale że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to zadowoli nas tylko awans
bezpośredni, na wywalczenie którego mamy bardzo dużą szansę.
Końcówka
sezonu ułożyła się w ten sposób, że gramy prawie z wszystkimi
zespołami desperacko walczącymi o pozostanie w lidze. Wbrew pozorom
wcale nie są to łatwe mecze. Ponadto gra z prawdopodobnymi
spadkowiczami to bardzo nieprzyjemna rola, gdyż pozbawiamy te
zespoły większości nadziei na utrzymanie. Właśnie tak wygląda
sytuacja przed meczem z Birmingham.
Sky Bet Championship
XLII kolejka
Birmingham - Wolverhampton
Nasze zwycięstwo bardzo mocno
ograniczy szanse Niebieskich na pozostanie w Championship. Nie będzie
jednak żadnego odpuszczania ani koleżeństwa. Nam też przyświeca
jasny cel - triumf nad Birmingham bardzo zbliży nas do awansu
bezpośredniego. Od pierwszego gwizdka widać było, że obie strony
są gotowe dać się pokroić za sukces. Mecz toczył się w szybkim
tempie i mógł się podobać odbiorcom. Z minuty na minutę coraz
bardziej uwidaczniała się wyższa klasa piłkarska Wolverhampton.
Po niecałych dwóch kwadransach stwierdzenie, że Wilki kontrolują
sytuację na boisku nie było już żadnym nadużyciem. Przewaga
została szybko udokumentowana bramką. W 35 minucie Ameobi
dośrodkował z lewego skrzydła. Afobe oddał strzał głową,
jednak Randolph zdołał odbić piłkę przed siebie. Zrobił to
jednak na tyle niefortunnie, że futbolówka wróciła do Afobe, a
ten nie zmarnował drugiej szansy. 0-1. Birmingham zaciekle próbowało
wyrównać, ale Stearman nie dopuszczał do żadnych groźnych
sytuacji pod bramką Kuszczaka. Z kolei strzały z dystansu
Donaldsona i Tescha zdecydowanie mijały cel. Kilkadziesiąt minut
przeważania wyczerpało piłkarzy The Blues i od około 75 minuty
widać było, że oddychają rękawami. Chwilę później Gunning
bardzo łatwo dał się ograć Jacobsowi i nie będąc w stanie go
dogonić, sfaulował. Na nieszczęście defensora Birmingham sędzia
uznał, że przewinienie to zasługiwało na żółtą kartkę. Było
to już drugie takie napomnienie Gunninga, więc musiał on opuścić
boisko. Wyeliminowanie kluczowego zawodnika Birmingham ostatecznie
załamało zespół. Korzystając z chaosu po czerwonej kartce
ruszyliśmy po drugiego gola. Zdobycie go nie zajęło nam zbyt dużo
czasu. Już w 88 minucie Jacobs ponownie zrobił użytek ze swojego
świeżego zapasu sił minął nieatakowany dwóch rywali na skrzydle
i dośrodkował w pole karne, gdzie najlepiej odnalazł się Dicko,
który pewnym, kontrującym strzałem głową ustalił wynik meczu.
0-2. Matematycznie to zwycięstwo nie dało nam awansu, ale
praktycznie już chyba możemy świętować. Nie sądzę bowiem, że
Bournemouth zdoła wygrać wszystkie mecze do końca sezonu, a my
wszystkie przegramy. Dokładnie przeciwna jest sytuacja Birmingham.
The Blues mają jeszcze matematyczne szanse na utrzymanie, ale
rozsądek podpowiada, że znamy już pierwszego spadkowicza.
Wątpliwości,
które pojawiły się w poprzednich zdaniach na pewno rozwieje
jutrzejszy wpis, na który serdecznie zapraszam, zachęcając do
komentowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz